Rozdział 14: Lodowaty żar

486 65 25
                                    

Sędzia rozszerzył z niedowierzaniem oczy, gdy imię "Sigewinne" rozbrzmiało w jego alkowie.

– Jak to? – zapytał zdumiony. – Podejrzewasz swoją przyjaciółkę? A miałeś do mnie pretensje, że wzięliśmy cię pod uwagę z Lady Furiną.

– Wiedziałem, że o tym wspomnisz – Wriothesley wywrócił teatralnie oczami. – Wciąż nie mam wystarczającego dowodu, ale wiele na to wskazuje, posłuchaj: list jest dziecinny, tak jak Sigewinne, która uwielbia nalepiać mi na rękawice bokserskie naklejki dzielnego pacjenta. Klej rozcierał mały palec, jak u meluzyny. Wycięte litery były z miejsc, które odwiedza albo gdzie robi zakupy. Od Cafe Lutece po teatr marionetek, o którym mi kiedyś opowiadała. Co jednak najbardziej mnie skłania ku tym podejrzeniom to to, że odwiedziła trzy dni temu Sedene, swoją krewną, tuż po tym, jak ta zajęła się segregacją listów dla Lady Furiny. Kolejna poszlaka: sam nie byłeś pewny, że meluzyny nie wiedzą o tym, że jesteś smokiem, a gdy o to pytałem, zabrzmiałeś... jakbyś nie do końca mówił mi wszystko.

No i to "skazałeś Meropide na zagładę", które mi wykrzyczała podczas kłótni – pomyślał, ale nie podzielił się tym konkretnym dowodem z sędzią.

– Znów mi zarzucasz kłamstwo? – zapytał Neuvillette.

– Niedomówienie?

Sędzia westchnął ciężko.

– Dawno temu żył Elinas, istota przypominająca smoka. Elinas został jednak pokonany. To jego szkielet spoczywa na wschodnim wybrzeżu regionu Beryl. Wieki później zszedłem wraz z oddziałem w głąb jego korpusu i stoczyłem bitwę, a w wyniku eksplozji jego martwe od wieków ciało zaczęło krwawić. Tak powstały meluzyny, które sprowadziłem do Fontaine. Nie wiem, czy czują ze mną jakąś więź, ale nie wykluczam niczego.

– Czemu mi to opowiadasz?

– Bo ci ufam.

Słowa te zabrzmiały wyjątkowo pewnie w ustach sędziego. Wriothesley zmieszał się, z jednej strony się ucieszył, a z drugiej poczuł jak zbesztane dziecko.

– Jeśli rzeczywiście Sigewinne należy do najstarszych meluzyn, może coś wiedzieć. Może też czuć pierwotną wodę, jej wzburzenie albo spokój. Ale wciąż nie rozumiem, czemu chce nas zabić? – dodał po namyśle sędzia.

– Nie chce was zabić, ona najprawdopodobniej chce... – Wriothesley zawahał się. – Pogodzić nas.

Neuvillette uśmiechnął się na te słowa.

– Nie mam z tym nic wspólnego – dodał szybko diuk. – Ale tak, to ona wysłała mnie na górę, gdy napisałeś odmowę dla mojej ustawy partnerskiej, można powiedzieć, że mnie zmanipulowała do tego. Teraz może też chciała, abyśmy spędzili ze sobą więcej czasu, prowadząc wspólnie to śledztwo?

– Cieszę się, że jej się to udało.

– Właśnie widzę, jak szanowny sędzia się cieszy – Wriothesley wskazał na okno, w które lekko uderzały krople deszczu. – Skończ z tym deszczem. I z tymi koszmarami też daj mi już spokój.

– Znów mówisz o koszmarach, a ja nie wiem, o co ci chodzi. Co ci się dokładnie śni, że mnie o to obwiniasz?

– Topię się. Niby jest to koszmar, ale nie taki zwykły, mam wrażenie, że to... wspomnienie – Wriothesley oparł się wygodniej na oparciu sofy i założył ręce na piersi. – Czasem walczę pół nocy, czasem nie, ale zawsze potem się poddaję i opadam na dno. Próbujesz mi zaszczepić jakąś myśl o porzuceniu stanowiska administratora? Czy będziesz czuć się lepiej, jak zrezygnuję?

– Wiem, ile forteca Meropide dla ciebie znaczy i nigdy bym ci go nie odebrał. A jeśli chodzi o koszmary to... może rzeczywiście mam z tym coś wspólnego?

TopielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz