4. Między nienawiścią, a miłością...

198 8 2
                                    

Ostatnie dwa dni były dość ciężkie. Ignorowałam i unikałam Kylie jak tylko mogłam, kiedy to ona zabiegała cały czas o kontakt. Robiła to do tego stopnia, że było to wręcz przytłaczające. Wiedziałam, że powinnam z nią porozmawiać. Ale po tym co powiedziała...chyba nie potrafiłam.

Jej oskarżenia były tak absurdalne, że aż bolały.

Tamtego ranka wyjątkowo podjechałam pod szkołę swoim samochodem. Nie zdarzało się to zbyt często, bo wiadome było, że woził mnie Luke.

Na parkingu stał nie kto inny jak Aiden i kilka jego najbliższych znajomych z drużyny. Nie obyłoby się oczywiście od grupki dziewczyn, które miały mokro w gaciach tylko jak zobaczyły tych debili.

Inne zaś pewnie pindrzyły się w szkolnym kiblu, żeby któremuś z nich zaimponować.

Ależ ludzie potrafili być przewidywalni.

Przez chwilę zawiesiłam wzrok na Aidenie. Miał na sobie to co zazwyczaj. Czarną bluzę z kapturem i szerokie coś na rodzaj baggy jeans czarne spodnie i swoje nieśmiertelne New Balance 530. Czasami zastanawiałam się czy szafa Aidena miała tylko czarne, białe i opcjonalnie – i okazjonalnie – szare ubrania.

Chłopak musiał wyczuć na sobie mój wzrok, ponieważ nasze spojrzenia się spotkały, a ja automatycznie straciłam chęci na dalsze egzystowanie w tym liceum.

Z uśmiechem na twarzy wystawiłam w jego stronę środkowy palec, co odwzajemnił z równie, a nawet bardziej wymuszonym uśmiechem od tego mojego. O ile to w ogóle było wykonalne.

Jego przydupasy zaczęły coś do niego mamrotać i się śmiać, ale on nawet na nich nie spojrzał. Cały czas czułam jego wzrok na mojej osobie. Postanowiłam przystanąć i spojrzeć w jego stronę, żeby zrozumieć dlaczego cały czas na mnie patrzył. Kiedy nasze spojrzenia spotkały się ponownie tego ranka mogłam przysiąc, że na nanosekundę zobaczyłam w jego oczach empatię. Ale tak szybko zniknęło to jak się pojawiło.

Odwróciłam wzrok i ruszyłam dalej w stronę wejścia do liceum. Tak szczerze to nienawidziłam tego budynku. Ogółem miejsca. Z ludźmi było różnie.

Większości również nienawidziłam. Tylko kilka osób było warte mojej uwagi i chęci przebywania w tej szkole.

Tego dnia nikt nie sprawił, że chciałam tam być.

***

- Vivi...

Przystanęłam w miejscu i westchnęłam cicho. Nie potrafiłam zliczyć ile razy tego dnia Kylie zabiegała o kontakt ze mną. Nie chciałam tego. Możliwe, że nie zdawała sobie z tego sprawy, ale w tamtej chwili to wszystko utrudniała.

- Vivi, proszę cię, porozmawiaj ze mną.

Odwróciłam się w stronę przyjaciółki i zobaczyłam jak z bólem wpatrywała się w moją twarz. Widziałam, że żałowała. To niestety ze mną było coś nie tak.

To ja rozpamiętywałam i nie potrafiłam wybaczyć tak z pozoru durnej rzeczy.

Ale...Kylie była moją przyjaciółką. Wiedziała jak bardzo nie znosiłam Aidena, a i tak pozwoliła, że jej chora zazdrość ją pochłonęła.

Pokręciłam zrezygnowana głową i wyszłam bez słowa ze szkoły. Nie potrafiłam z nią nawet porozmawiać.

- Vivienne!

Przewróciłam oczami i przystanęłam kolejny raz tego dnia. Chwilę później koło mnie pojawił się Taylor Evans. Czyli w skrócie; największy wróg Aidena.

I była to jedna z nielicznych rzeczy, które łączyły mnie i tego idiotę.

Nienawiść do Taylora Evansa.

My Forbidden LoveWhere stories live. Discover now