- Vivi, idziemy do Walkerów. – oznajmiła moja matka w progu mojego pokoju. Spojrzałam na nią znad książki i pokiwałam głową, nie będąc pewna dlaczego mi to mówiła.
- No to miłego, pozdrów ciocię. – powiedziałam wymijająco, aby w żaden sposób się nie wkopać.
Tym razem to mama spojrzała na mnie z politowaniem, a jej ramiona upadły.
- Dziecko, powiedziałam IDZIEMY. My. Ty też. – gestykulowała dziwacznie dłońmi, a ja miałam ochotę popełnić samobójstwo. Po co ja w tym wszystkim? – Nawet się nie odzywaj. Ubieraj się i idziemy.
Miała szczęście, że ogarnęłam się rano.
Podeszłam do szafy i zgarnęłam pierwszą lepszą bluzę, która wpadła mi w ręce. Niekontrolowany uśmiech wpłynął na moją twarz, kiedy zobaczyłam, że to bluza pewnego bruneta, do którego zostałam zmuszona się wybrać.
Siedząc w samochodzie zastanawiałam się dlaczego moi rodzice wkopali mnie w to wszystko. Nie widziało mi się siedzieć przy kawie razem z rodzicami i ciocią, ale też zbyt kolorową wizją nie było siedzenie z Aidenem.
Jednakże z dwojga złego już wolałam denerwować Aidena.
- Vivi! – krzyknęła w progu Cadance jak tylko mnie zobaczyła. – Miło cię widzieć, słońce! – dodała z serdecznym uśmiechem, a następnie zamknęła mnie w szczelnym uścisku. Oddałam go z trochę mniej entuzjastycznym uśmiechem.
- Cadance, bo ją udusisz. – mruknął mój tata gdzieś obok nas.
Ciocia zaśmiała się dźwięcznie, a zaraz po tym uwolniła mnie ze swoich ramion.
Wchodząc w głąb domu Walkerów, wiedziałam, że przedstawienie lada moment się zacznie, a ja nie będę mogła uciec bezpiecznie do swojego pokoju. Chyba, że wybiegnę z ich domu i będzie mi się chciało biec aż pod dom.
- A co u Aidena? – zapytała moja mama, kiedy siedzieliśmy na kanapie w salonie. – Może mówił coś o naszej Vivi?
O ja pierdolę.
To nie przedstawienie, a cyrk...
- Idę do toalety. – mruknęłam, pospiesznie wychodząc z pomieszczenia. Gdzieś daleko za mną usłyszałam jeszcze śmiech mojego ojca.
Mi również było do śmiechu.
Ha-Ha.
Będąc przy toalecie zauważyłam, że drzwi były delikatnie uchylone, a światło świeciło się w środku. Nie powstrzymało mnie to jednak przed zapukaniem, a późniejszym wtargnięciem do pomieszczenia.
Niestety, to, że nie poczekałam, aż ktoś odpowiedziałby chociaż łaskawie „zajęte", wprowadziło mnie w zgubę. W środku był Aiden. To, że nie miał na sobie koszulki to był mój najmniejszy problem, bo chodził tak odkąd tylko zrobił sobie brzuch. A ja zawsze starałam się patrzeć wszędzie tylko nie tam.
Tym razem zdziwiło mnie to, że jego oczy były czerwone. Nasada jego nosa również. Miał tak od zawsze kiedy...płakał.
Kurwa razy trzy.
W co ja się wpakowałam?
- Aiden? – zaczęłam, na co chłopak drgnął. Drgnął i jak najszybciej mógł przetarł swoją twarz, aby wyglądać względnie normalnie. – A no tak, przecież chłopaki nie płaczą. – prychnęłam pod nosem.
- A dziewczyny nie srają. – odbił piłeczkę, a ja szczerze się zaśmiałam. A to dziwne. Szybko jednak zatamowałam to udawanym atakiem kaszlu. Po pierwsze; ten tekst był tak pusty, że nie powinien nawet paść z ust Aidena. Osoby dziewiętnastoletniej. Po drugie; chciałam wiedzieć, czy mogłam mu jakoś pomóc.
YOU ARE READING
My Forbidden Love
RomanceVivienne Johnson prowadziła spokojne i swobodne życie. Na co dzień otaczała się przyjaciółmi, rodziną i rozpoznawalnością w szkole. Wszystko byłoby w porządku, gdyby tej codzienności nie zakłócał arogancki brunet - Aiden Walker. Ta dwójka od zawsze...