10. Obraz namalowany szczerością

173 8 1
                                    

Obserwowałem to jak Vivienne wyszła z domu, trzaskając drzwiami. Patrzyłem na to jak w jakimś amoku. Jakby na świecie nic bardziej nie interesowało mnie poza tymi przeklętymi drzwiami, którymi właśnie wyszła. Jakby świata nie było. Poza nią.

Nie wiedziałem dlaczego tego dnia, tak łatwo dało się ze mnie odczytać, to co czułem. Zawsze udawało mi się to ukryć maską obojętności.

Jednak kiedy w jej pokoju, wpatrywała się we mnie jak w najdroższy obraz pierdolonego Van Gogh 'a, coś we mnie pękło. Poczułem, że muszę coś zrobić względem niej, bo inaczej zwariuję.

Choć czułem, że wariowałem codziennie, a z dnia na dzień coraz bardziej, wtedy po prostu nie wytrzymałem. Ten pierwszy raz chciałem być blisko niej. I nie żałowałem.

Domino ruszyło, Aiden.

Po tym dniu już wiedziałem, że coraz trudniej będzie mi wytrzymać bez jakiejkolwiek bliskości i kontaktu z tą dziewczyną. Przez długi czas łudziłem się, że to tylko chwilowa potrzeba odnowienia z nią relacji. Teraz wiedziałem, że tak nie było. Coraz bardziej ta chęć się we mnie pogłębiała, bo z każdym pieprzonym dniem, widziałem w niej coraz więcej szczegółów, których nigdy nie zauważałem. Albo nie chciałem zauważać.

Zrozumiawszy, że wciąż opierałem się o kanapę w jej domu i patrzyłem w tylko sobie znany punkt, potrząsnąłem głową i rozejrzałem się dookoła. Jej matka cały czas obserwowała mnie ze smutnym uśmiechem. Ona wiedziała.

- Mogłeś ją zatrzymać. – powiedziała ciepło. – Mnie by nie posłuchała. Ciebie owszem.

Spuściłem głowę, kręcąc nią. Z ust wydobyło się parsknięcie, a moje dłonie opadły na moje uda. To było tak dziwne. Spojrzałem ponownie na kobietę przede mną, która nie wiedziała co spowodowało u mnie rozbawienie.

- Dla mnie jest za późno, Evelyn. – mruknąłem cicho, ale tak, żeby usłyszała. – Straciłem swoją szansę dobre dziesięć lat temu.

Matka Vivienne chciała coś powiedzieć, lecz jej na to nie pozwoliłem. Kiwnąłem głową w jej stronę i ruszyłem do drzwi wyjściowych. Tymi, którymi wyszła siedem minut temu Vivienne.

Wstąpiłem do swojego domu tylko na chwilę. Właściwie to po tylko jedną rzecz. Musiałem odreagować. Nie miałem pojęcia co we mnie wstąpiło. Nigdy się tak nie czułem. Ba! Nigdy w życiu się tak nie zachowywałem.

Idąc na boisko, przed oczami stanął mi widok Vivienne. Vivienne, która była w swojej obcisłej sukience i czarnych kozakach, które idealnie podkreślały jej nogi. Sukienka za to podkreślała jej biodra i piersi. Przystanąłem w miejscu i odchyliłem głowę do tyłu. Przymknąłem powieki i głośno wypuściłem powietrze z płuc.

Chryste, wyglądała tak dobrze.

Oddałbym wszystko, aby spędzić z nią choć chwilę czasu sam na sam po raz kolejny. Zwłaszcza, kiedy była ubrana tak, a nie inaczej. Zdawałem sobie sprawę, że wtedy nie potrafiłbym się powstrzymać już absolutnie przed niczym. Jednak chęć widzenia jej w tej cholernej sukience, która nawet nie miała dekoltu, a pieprzony golf, była silniejsza ode mnie.

Gdy zdałem sobie sprawę, że moja wyobraźnia zaszła odrobinę za daleko, a mnie zrobiło się o wiele za gorąco, postanowiłem w końcu ruszyć się z miejsca.

Na boisko dotarłem dziesięć minut później. Spodziewałem się, że będę tam sam. I się nie myliłem. Nie było to do końca boisko, a opuszczone miejsce z wylanym betonem i jednym koszem do koszykówki. Przychodziłem tam dość często, kiedy musiałem pomyśleć. Panorama jaka powstawała naprzeciw mnie, również pomagała w analizowaniu wielu rzeczy.

My Forbidden LoveWhere stories live. Discover now