11. Życie pełne szarości

116 4 1
                                    

- Aiden, kochanie, znowu zaśpisz do szkoły. – po raz kolejny tego ranka usłyszałem głos mojej mamy, która bezskutecznie próbowała mnie obudzić.

W odpowiedzi mruknąłem coś niezrozumiałego, nakrywając swoją twarz kołdrą, w między czasie przewracając się na drugi bok. Nie usłyszałem dźwięku zamykanych drzwi, dlatego wiedziałem, że moja mama dalej stała w ich progu.

- Miało być miło. – usłyszałem jedynie, zanim kobieta uważająca się za moją matkę zdarła ze mnie kołdrę i odsłoniła rolety, powodując tym, że poranne słońce wpadło do mojego pokoju, oślepiając tym i mnie i ją. – Wstawaj, nie będę powtarzała.

Też cię kocham, mamo.

Przecierając zaspaną twarz, niezgrabnie wstałem z mojego łóżka, a następnie się rozciągnąłem. Obracając głowę, dostrzegłem, że drzwi mojego pokoju dalej były otwarte, co zirytowało mnie jeszcze bardziej niż pobudka wykonana przez moją mamę. Kiedy już miałem krzyknąć, kobieta pojawiła się w nich z uśmiechem większym niż kiedykolwiek indziej.

- Zapomniałam ci powiedzieć, ale Vivi jest na dole. – zaśmiała się. – Luke nie da rady jej zawieźć, więc zaproponowałam, że zrobisz to ty.

Nie dając mi nic powiedzieć – wyszła. Tym razem zamykając już drzwi. Szczerze mówiąc nie wiedziałem nawet jak mogłem na to zareagować. Nie widzieliśmy się od incydentu z naszym... niespodziewanym wyjściem.

Postanowiłem nie zastanawiać się dalej i ruszyłem w stronę łazienki, aby zrobić wszystko co konieczne. Schodząc po schodach słyszałem krzyki jak i ciche śmiechy mojej mamy, ale też jej. Zebrałem wszystkie swoje emocje względem Vivienne głęboko w sobie, a na twarz przybrałem maskę obojętności, następnie wchodząc do kuchni, w której mama i Vi jadły tosty, oraz z czegoś się śmiały.

- Tobie też zrobiłam, będziesz jadł? – zapytała ciepło mama, kiedy tylko mnie zobaczyła.

Cała uwaga Vivienne od razu przeszła na mnie, rozumiejąc, że w końcu pojawiłem się w pomieszczeniu. Podczas, gdy ja toczyłem z mamą niemą rozmowę, wyczułem że brunetka siedząca obok mojej matki wpatrywała się we mnie coraz bardziej natarczywym wzrokiem, nie ukrywając tego.

A ja w tym wszystkim jedyne z czym walczyłem to z drgającym kącikiem moich ust.

- Aiden? – do moich uszu w końcu dotarł głos mamy, która ewidentnie przez ten cały czas do mnie mówiła.

Nie wiedząc co zrobić, pokiwałem głową i wziąłem od kobiety talerz z przygotowanym śniadaniem. Odwróciwszy się od nich, poszedłem do salonu, aby wygodnie rozsiąść się na kanapie. Włączyłem telewizor na jakimś losowym programie i zacząłem jeść.

- Przeszkadzam?

Powoli odwróciłem wzrok w stronę Vivienne stojącej w progu drzwi z założonymi na piersi rękoma i z tym jej szczerym jak i niesamowicie pięknym uśmiechem.

Zlustrowałem ją wzrokiem. Coś się w niej zmieniło. Była weselsza. Na sobie jak codziennie miała którąś z bluz Luke'a, a na nogach dresy. Jednak ta nuta szczęścia, dodawała jej jeszcze więcej piękna i szczerości. Powracając do jej oczu, zauważyłem, że jej uśmiech powiększał się coraz bardziej, ale sama wydawała się być zrezygnowana. Zrozumiałem, że patrzyłem się na nią o wiele za długo.

- Tak. – odpowiedziałem na jej pytanie, przywdziewając na twarz sarkastyczny uśmiech.

To jednak jej nie odstraszyło i ruszyła w stronę kanapy na której siedziałem.

- A szkoda, bo chciałam pogadać. – mruknęła, po czym runęła na miękkie poduszki. – Słuchaj...

Nim zaczęła, odłożyłem talerz na stolik przede mną i odwróciłem się w jej kierunku, nie przerywając na ani sekundę kontaktu wzrokowego.

My Forbidden LoveWhere stories live. Discover now