12. Rola wspomnień

111 5 1
                                    

- Nie ma ociągania się, słońce! – nie musiałam patrzeć nawet w stronę drzwi, aby wiedzieć kto stał w ich progu. – Jutro masz urodziny, a od ponad dwóch miesięcy zachowujesz się jakbyś była co najmniej dzieckiem z depresją!

Miałam powody. Ale Kylie nie musiała o nich wiedzieć.

Mruknęłam coś niezrozumiałego dla mojej przyjaciółki i schowałam głowę pod kocem, którym byłam okryta. Było przed południem. W sobotę. No proszę, komu by się chciało cokolwiek robić. Jeszcze w styczniu. Bez słońca. Bez chęci do życia.

Ja ich nie miałam z innego powodu, ale pora roku wydawała się być lepszą wymówką.

- Vivi. – usłyszałam ostrzegawczy ton Kylie. Było źle. Bardzo. – Twoja babcia przyjeżdża dziś po południu. Chyba nie chcesz żeby zastała cię w tym stanie.

Otworzyłam szeroko oczy po usłyszeniu tego zdania. Kylie była przebiegłą żmiją, bo doskonale wiedziała jak kochałam swoją babcię i jak uwielbiałam grać przy niej wspaniałe dziecko, byleby nie zamartwiała się moim samopoczuciem. Choć ona i tak zawsze zauważała, że nie było dobrze – ja musiałam robić wszystko, żeby nie było widać tego na pierwszy rzut oka.

- Właściwie to już chyba przyjechała. – poprawiła się jak usłyszała rozmowy i śmiechy z dołu.

Jak poparzona wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki, aby umyć zęby i ogarnąć świeżo umyte włosy. To nie tak, że o siebie nie dbałam. Po prostu nie chciało mi się wielu rzeczy od jakiegoś czasu i Kylie to zauważyła. Stojąc przed lustrem jęknęłam męczeńsko na swój widok. Siwa od niewyspania twarz, ogromne sińce pod oczami. Niestety, nie miałam czasu na zrobienie pełnego makijażu, dlatego nałożyłam tylko tusz do rzęs i błyszczyk na usta. Postanowiłam nie przebierać się z za dużej koszulki i dresów. Jak piorun wybiegłam z łazienki i popędziłam na dół, gdzie faktycznie udało mi się usłyszeć śmiech babci.

- Vivi! Kochanie! – wykrzyknęła babcia na mój widok. Od razu rozłożyła ręce, a ja pobiegłam wręcz, aby wtulić się w jej drobne ciało. Jak ja to kochałam. – Co u mojej ulubienicy?

- Halo, ja też tu jestem! – oburzył się mój brat, niczym pięcioletnie dziecko. Zaśmiałam się na jego reakcję. – O, pani maruda się z czegoś zaśmiała. Mamo, zapisz to gdzieś. – wskazał palcem na naszą rodzicielkę, która sucho parsknęła.

Co dziwne, mój brat miał rację. Rozbawiła mnie tak głupia rzecz, którą powiedział. Pierwszy raz od ponad miesiąca. Tak zwane małe kroczki.

Babcia zaciągnęła mnie na kanapę i chwyciła za rękę.

- Wszystko w porządku? – zapytała zmartwiona. Mogłabym ją okłamać, że było wspaniale, ale moi rodzice, brat i Kylie, którzy i tak usłyszeliby naszą rozmowę; zaprzeczyliby temu. Nigdy w życiu nie poddałam się tak szybko w jakiejkolwiek kwestii jak teraz. – Wyglądasz na przygnębioną i zmęczoną, kochanie. – dodała, a moje mury pękły.

Skuliłam się najbardziej jak mogłam, a moje ramiona mimowolnie zaczęły podnosić się i opadać w niespokojnym rytmie. Ja płakałam. Właściwie to nawet z tego w pewnej chwili się ucieszyłam. Płacz to w pewnym sensie również okazywanie uczuć.

- Nic nie jest w porządku, babciu. – wyszeptałam pomiędzy głębokimi wdechami jakie poleciła mi chwilę wcześniej kobieta. – Od ponad dwóch miesięcy jest beznadziejnie. I Chryste...sama nie wiem dlaczego to tak...przeżywam.

Po wypowiedzeniu tych słów poczułam ulgę. Nie pełną, ale ulgę. Niepewnie uniosłam wzrok na babcię, a ta szczerze się uśmiechała. Z nutą współczucia, co chciałam zignorować.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 12 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

My Forbidden LoveWhere stories live. Discover now