ROZDZIAŁ 2

537 23 43
                                    

**Aiden**

Nie zadzwoniła. 

Nie napisała. 

Nie wykonała żadnego ruchu. 

Od naszego pierwszego spotkania minęły dwa tygodnie. Czternaście dni. Trzysta trzydzieści sześć godzin. Dwadzieścia tysięcy sto sześćdziesiąt minut.

Drobna blondyneczka stała dokładnie w takiej samej kolejce, jaka aktualnie znajdowała się przede mną. Miała w sobie coś tak naturalnego i uroczego. Zupełnie różniła się od dziewczyn, które właśnie miałem przyjemność widzieć. Nie miała mocnego makijażu, ust wypełnionych kwasem, nie miała biustu ani innych części ciała na wierzchu. 

Była idealna. 

Sam nie wiem co miałem w głowie, pisząc jej swój prywatny numer telefonu, na zdjęciu które dała mi do podpisu. Na co ja niby liczyłem? Na to, że jak  gdyby nigdy nic zadzwoni do mnie, i przewróci moje życie do góry nogami? 

Chyba tak. Chyba właśnie tego oczekiwałem.  

Z każdą kolejną dziewczyną która do mnie pochodziła, miałem nadzieje, że gdzieś wyłapię tą jedną blondyneczkę. 

- O mój pierdolony Boże! - jakaś bruneta rzuciła się na moją szyję. Uniosłem brew, i niechętnie poklepałem ją po plecach. - Pamiętasz mnie prawda? - podskoczyła, odrywając się ode mnie, po czym podała mi zdjęcie. - Jestem Aurora! Na pewno mnie pamiętasz! Ostatnim razem też stałam do ciebie! 

Pokiwałem głową udając, że słucham wywodu dziewczyny. Otworzyłem czarny mazak i zacząłem podpisywać zdjęcie. Uśmiechnąłem się lekko w jej stronę i podałem jej plakat. 

- Oczywiście. - mruknąłem przewracając oczami. - Proszę. 

- O mój Boże! - ponownie piskneła. - Dziękuje! - zaklaskała w dłonie i szybko odbiegła od małego białego stolika, przy którym siedziałem. 

Zaśmiałem się bez humoru, i ruchem dłoni zaprosiłem kolejną osobę. Rudowłosa dziewczyna podeszła do mnie, i zaczęła coś mówić, co szczerze mówiąc jednym uchem wpuszczałem, a drugim wypuszczałem. 

Przytuliłem dziewczynę jedną ręką, a drugą zacząłem składać podpis na jednym z kilku plakatów, które położyła przede mną. 

- Jaka kolejka?! Jaka kolejka?! - usłyszałem krzyk Logana, który przeciskiwał się przez stado dziewczyn. - Wiesz kim ja jestem? Jestem menagerem Mills'a, i jedno słowo a mogę cię stąd wyjebać, więc bardzo proszę zamknij, kurwa, mordę! - machnął na nią dłonią podbiegając do mnie. - Aiden, jest sprawa. 

- Hmm? - mruknąłem odsuwając od siebie fankę. 

- No bo tak... - zaczął niepewnie. - Poznałem super dziewczynę, no i ona wiesz chce mnie gdzieś wyciągnąć - uderzył mnie dłonią, przez co serduszko które chciałem narysować wyszło trochę koślawe.  - No a wiesz jak to się mówi.... Jak z rury cieknie, to trzeba zadzwonić po hydraulika - rzucił jakimś nieśmiesznym żarcikiem. 

Uniosłem wzrok, odrywając się na chwilę od swojego zajęcia. Spojrzałem na przyjaciela, zadając sobie jedno cholernie ważne pytanie. 

Gdzie jego rodzicie popełnili błąd?

Państwo Parker byli cudownymi, inteligentnymi ludźmi. A Logan.... no cóż.  

Nawet najlepszy zdarzy się wypadek przy pracy.. 

- Dobra idź. - przewróciłem oczami - I tak mi się nie przydasz. 

- Dzięki. - Logan uśmiechnął się, i delikatnie uderzył mnie w ramię. - Odwdzięczę się. 

Don't play with fireOn viuen les histories. Descobreix ara