ROZDZIAŁ 8

518 23 78
                                    


**Bianca**

 Weszłam do domu, od razu zdejmując z siebie kurtkę. Odrzuciłam swoją torbę w kąt, po czym ruszyłam w kierunku kuchni z której dobiegały zagorzałe rozmowy. 

 Oparłam się bokiem o framugę drzwi, i z uśmiechem przyglądałam się mojej babci która trzymała na kolanach małą Asterię.  Adeline stała skierowana do mnie tyłem, i trzymała w dłoni kubek. 

- Hej - odezwałam się w końcu, a moja siostra uniosła głowę. 

- Bianca cześć! - krzyknęła blondynka i wystawiła w moim kierunku ręce. Szybko podeszłam do dziewczyny i wtuliłam się w jej ciało - Tęskniłam siostrzyczko. 

- Ja też tęskniłam - ucałowałam jej policzek. 

 Adeline była ode mnie starsza o siedem lat. Zawsze byłyśmy ze sobą bardzo zżyte. Jak byłyśmy małe, to uwielbiałyśmy się bawić w księżniczki. Ja zawsze byłam śpiącą królewną, a ona Roszpunką, tylko przez to, że jej włosy zawsze były bardzo długie. Jednakże dwa lata po śmierci naszej mamy, dziewczyna wyjechała z Anglii i przeprowadziła się do Nowego Jorku, gdzie poznała Nicholas'a, swojego narzeczonego, a po kilku miesiącach urodziła przepiękną córeczkę którą nazwała Asteria - dokładnie tak samo, jak nazywała się nasza mama. 

- Ciocia! - trzyletnia Asti zeskoczyła z kolan Margaret i przytuliła się do mojej nogi. Ukucnęłam, i porwałam małą brunetkę w objęcia. 

- Cześć słoneczko - pocałowałam jej główkę - Ciocia bardzo za tobą tęskniła! 

- Tak, ja też! - krzyknęła dziewczynka. Szybko oderwała się ode mnie, i pobiegła w kierunku stołu. Podniosła z niego jakąś kartkę, i wróciła do mnie - To dla ciebie! 

 Złapałam karteczkę między palce, i odwróciłam ją w swoją stronę. Moim oczom ukazał się ogromny patyczak, z głową większą od całego ciała. Zamiast włosów miał kilka żółtych kresek, a pod ludzikiem znajdował się lekko koślawy napis "Ciocia Bianca". 

- Oh sama to namalowałaś? - spytałam rozczulona, całując Asterię w policzek. Dziewczynka ochoczo pokiwała głową - Oprawię to sobie w ramkę, urwisie - dotknęłam jej noska, po czym podniosłam się z klęczek. 

 Asteria była moim małym promyczkiem słońca, w najbardziej pochmurny dzień. To ile miłości i ciepła miała w sobie było niewiarygodnie. Kochała mocno, i co najważniejsze bezinteresownie. Nie interesowało ją to jak wyglądam, czy jestem pomalowana czy nie, ubrana w najpiękniejszą sukienkę, czy poplamione dresy. Dla niej byłam najpiękniejsza bez względu na wszystko. 

 Szkoda, że sama dla siebie nie byłam. 

 Dziecięca naiwność nie znała granic. Dla tych małych istotek wszystko było kolorowe, i radosne. W  ich gamie kolorów zabrakło jednak jednej barwy. Czarnej. W moim życiu od kiedy tylko pamiętam wszystko było czarne, nie działo się nic dobrego. Zaczynając na odejściu ojca, kończąc na śmierci matki. Nic nigdy nie szło po mojej myśli, a ja nienawidziłam tracić kontroli. 

 Dlatego irytowała mnie obecność Aiden'a Mills'a. Przy nim traciłam wszystkie zmysły. Nie kontrolowałam słów które wypowiadałam, ani reakcji mojego ciała na jego bliskość. 

**************

 Obudziło mnie nagle uderzenie w udo. Powoli uchyliłam powieki, i spojrzałam na pochylającą się nade mną Adeline. Wyjęłam z uszu słuchawki, i zaplątałam ich kabel o telefon. Odłożyłam urządzenie na szafkę nocną, i uśmiechnęłam się w kierunku siostry. 

-Co tam? - spytałam, opierając się plecami o zagłówek. Zegar wiszący na jednej ze ścian, z każdą mijaną sekundą wydawał cichy dźwięk, a moja siostra nerwowo skubała skórkę przy swoim pomalowanym na czarno paznokciu. 

Don't play with fireWhere stories live. Discover now