ROZDZIAŁ 6

517 24 74
                                    


**Aiden**

Jesteś pierdolonym idiotą Aiden. 

 Te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie od tamtego dnia. Minął już tydzień, a ja dalej nie mogłem sobie wybaczyć słów które powiedziałem w kierunku Bianci. Gdybym tylko wiedział o jej sytuacji rodzinnej, nigdy nie powiedział bym tamtych słów. 

 Znajdowałem się właśnie w swojej szatni. Już za kilka minut miałem stoczyć swoją dwudziestą pierwszą walkę. Każdy powtarzał mi, że wygram ją bez nawet jakiegokolwiek przygotowania. Miałem bić się z jakimś amatorem, który dopiero wchodził w świat boksu. 

 Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, dokładnie przyglądając się tatuażom pokrywającym mój tors i ramiona. Te czarne plamy plamy, to była jedna rzecz na którą nie było szkoda mi pieniędzy. Uwielbiałem ten ból który towarzyszył mi podczas tatuowania.  

- Stary weź go ogarnij - Logan delikatnie uderzył mnie w ramię, wskazując głową w stronę James'a, mojego starszego brata - Albo ja go ogarnę. 

 James Mills był ode mnie o pięć lat starszy, a intelektualnie zatrzymał się na etapie szkoły podstawowej, albo przedszkola. 

 Brunet stał w rogu pokoju, trzymając w dłoni karton mleka, i siorbał go przez słomkę. Ciągle pod nosem sobie śpiewał "kotek pije mleczko, kotek pije mleczko". 

 Moi rodzice William i Madeleine, siedzieli na kanapie i patrzyli z politowaniem na swojego pierworodnego syna. 

 Wstałem ze swojego fotela, i powolnym krokiem ruszyłem w kierunku swojego nieszczęsnego brata. Jednak moja mama mnie wyprzedziła, i szybko do mnie podbiegła. 

 To był pierwszy raz kiedy moi rodzice, i brat przyjechali na moją walkę. Na co dzień mieszkali w Manchesterze, czyli jakieś trzy godziny drogi z Londynu. Dlatego też widzieliśmy się naprawdę rzadko, więc każda okazja by spędzić kilka chwil z nimi była dla mnie na wagę złota. Mimo, że czasem mnie wkurwiali. I to ostro. 

- Ile razy ja ci synku mówiłam - zaczęła z przerażeniem matka, dotykając dłonią tatuażu węża znajdującego się na mojej piersi - Te bazgroły cię tylko szpecą - zasłoniła dłonią usta. 

- Ale mi się podobają - przewróciłem oczami - Lepiej zajmuj się swoim starszym synem - wskazałem dłonią na James'a - Chodzi w kółeczko, i śpiewa jakąś piosenkę dla dzieci. 

- To nie moja wina - machnęła dłonią - Za dużo czasu spędzał z twoim ojcem. Ciesz się, że ty odziedziczyłeś więcej moich genów. 

 Zaśmiałem się cicho, i spojrzałem na Logan'a który ogłosił, że już czas wyjść na ring. Zarzuciłem na ramiona czerwony satynowy szlafrok, po czym pocałowałem policzek Madelaine. Mój ojciec życzył mi powodzenia, i mocno mnie uściskał. 

- Wierzę w ciebie synu - wyszeptał mi prosto do ucha. 

 Pokiwałem głową, po czym ponownie przytuliłem mężczyznę. 

 William Mills był moim wzorem od zawsze. Podziwiałem go za wszystko co robił. Był najlepszym sędzią w całym Londynie, a może i Anglii. Każdy go szanował. A ja zawsze chciałem być taki jak tata. Zawsze chciałem być sędzią. Jednak gdy ojciec zapisał mnie na pierwsze zajęcia z boksu, zrozumiałem, że to jest to co ja chce robić w życiu. Moi rodzice nie pochwalali mojego pomysłu ale gdy zobaczyli, że naprawdę byłem w tym dobry, jakoś się przekonali.  

- Chcesz mleczka?! - krzyk James'a rozbrzmiał za mną, gdy razem z Logan'em wyszedłem z pomieszczenia. 

Musieli go podmienić w szpitalu. 

Don't play with fireWhere stories live. Discover now