ROZDZIAŁ 20

451 28 82
                                    


Aiden

 Po zejściu ze ścianki zdjęciowej, razem z Biancą pokierowaliśmy się w stronę niewielkiego baru, przy którym już czekał na nas Anthony i jego dziewczyna. Amanda podała mi i  Rodriquez dwa kieliszki, wypełnione kolorowym alkoholem. 

 - Za twoją nagrodę - mruknęła rudowłosa z szerokim uśmiechem na ustach. Podniosłem w górę szkło, i przystawiłem je do ust.  W oddali było słychać głośne Don't Stop The Music.

 Bianca odstawiła swój kieliszek na blat baru, i złapała moją dłoń. Zaczęła kierować nas na średniej wielkości parkiet, na którym już znajdowało się kilka par. Stanęliśmy na uboczu, i blondynka ułożyła moje ręce na swoich biodrach, po czym zaczęła rytmicznie poruszać całym swoim ciałem.  

 Nigdy nie lubiłem tańczyć. Może nie tyle co nie lubiłem, a po prostu nie umiałem.  Rodriquez wydawała się to zauważyć bo zaczęła tłumaczyć mi każdy krok. Mówiła co kiedy mam robić. Kiedy ją obrócić, kiedy ruszyć nogą, a kiedy puścić jej dłoń. 

- Jesteś beznadziejnym tancerzem - zaśmiała się, obracając mnie wokół własnej osi. 

- Mam wiele innych talentów - uniosłem brwi - Nie można być ekspertem w każdej dziedzinie. 

 Bianca przewróciła oczami, kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej. Musnęła swoim nosem mój policzek, kiwając głową w stronę baru. Wróciliśmy do Anthony'ego i Amandy. Całą czwórką złapaliśmy za kolejne shoty, kolorowego alkoholu, i stuknęliśmy się nimi. Jednym łykiem opróżniłem kieliszek, po czym ruchem ręki przywołałem barmana. Otworzyłem szerzej oczy, gdy podszedł do mnie Thomas Martin.

- Co ty tu robisz?  - spytałem zaskoczony, przybijając z brunetem piątkę. 

- Pracuje - wzruszył ramionami, łapiąc za butelkę wódki. Napełnił nią wysoką szklankę, i upił dwa małe łyki - Mogę pić i do tego zarabiam. Zajebiście się ustawiłem. W końcu jestem głową rodziny, muszę dbać o swoje dziecko, jak i moje zdrowie psychiczne - uniósł w górę szklankę, wznosząc niemy toast. 

- Ty masz dziecko? - uniosłem brwi, siadając na krześle barowym. 

- Boże... - mruknęła Bianca, kładąc dłonie na moich ramionach - Biedne dziecko - Thomas oparł ręce na biodrach, a Rodriquez posłała chłopakowi lekki uśmiech - Nie odbieraj tego personalnie. 

- Mam córeczkę - Martin wyszczerzył się szeroko - Nazywa się Rose. Chcecie ją zobaczyć? - wyjął z kieszeni swój telefon, po czym położył go na barze. Kliknął w ekran, a na ekranie blokady pojawiło się zdjęcie małej blondynki. Była ubrana w niebieskie ogrodniczki, i żółtą bluzę. Na jej głowie znajdował się czarny kapelusz, a w dłoni ściskała białego misia. 

- Ale urocza  - Bianca wzięła w dłonie telefon Martina, i przysunęła go do swojej twarzy. Uniosła wzrok na Thomas'a, i ponownie spojrzała na zdjęcie Rose - Ma taki sam uśmiech jak ty, i nos, i usta. 

- Dostajesz kolejkę na mój koszt - Thomas wystawił w kierunku Bianci butelkę, kolorowej wódki - Każdy mówi, że mała jest podobna do mojej narzeczonej. Fajnie, że ktoś w końcu stwierdził inaczej.

- A kolejka, to nie jeden kieliszek? 

- U mnie nie. 

********************

 Całą noc spędziłem z Biancą. Razem opróżniliśmy całą butelkę, którą podarował nam Thomas. Gdy na zegarze wybiła godzina piąta nad ranem, zdecydowaliśmy się na powrót do domu. 

 Czekaliśmy na mojego kierowcę, stojąc pod salą bankietową. Bianca stała przodem do mnie, i wtulała się w moją klatkę piersiową. Trzymałem dłonie na jej plecach, delikatnie przyciskając ją do swojego ciała. Gdy wsiedliśmy już do odpowiedniego samochodu, Rodriquez  rozsiadła się na tylnej kanapie, i zarzuciła swoje nogi na moje uda.

Don't play with fireWhere stories live. Discover now