Bianca
Jako mała dziewczynka uwielbiałam święta. Uroczysta kolacja, prezenty czy oglądanie świątecznych filmów. Zawsze budziłam się jako pierwsza, i biegłam pod choinkę, by obejrzeć wszystkie prezenty, które były podpisane moim imieniem. Oczywiście, że było ich najwięcej. Moja babcia i mama natomiast, od rana zaszywały się w kuchni, i przygotowywały przeróżne posiłki. Do naszego rodzinnego domu, zjeżdżała się zarówno ta dalsza, jak i bliższa rodzina, i spędzaliśmy razem czas.
Wszystko zmieniło się gdy mama odeszła. Z roku na rok, nasze wielkie grono zaczęło się zmniejszać, aż zostałam tylko ja, babcia i Adeline. Nie żebym narzekała. Szczerze mówiąc o wiele bardziej, wolałam spędzać te kilka dni w naszym skromnym gronie, niż z całą elitą najbardziej fałszywych cioć, czy wujków.
Ostatni raz wygładziłam dłonią włosy, i przejrzałam się w lustrze. Krótka czerwona, sweterkowa sukienka, idealnie opinała moje ciało. Włosy spięłam w długiego kucyka, w którego wpięłam czerwoną kokardkę. Mocny makijaż natomiast, tuszował kolejną nieprzespaną noc.
Ułożyłam dwa palce w kącikach ust, i uniosłam je do góry, tworząc uśmiech. Może trochę sztuczny i wymuszony, ale jednak uśmiech.
Z szuflady wyjęłam długie, białe podkolanówki i naciągnęłam je na nogi, po czym wyszłam ze swojego pokoju. Przy niewielkim stole w salonie, siedział już Nicolas i Asteria, a babcia i Adeline głośno rozmawiały w kuchni. Pomachałam dłonią do mojej siostrzenicy, i ruszyłam w stronę zagorzałych rozmów.
- Babciu już ci mówiłam jest dobrze - Addie pomasowała swoje skronie, opierając się biodrem o blat - Nie musisz już dodawać soli, bo przesolisz i nikt tego nie zje.
- Co jest? - spytałam stając obok siostry.
- Nasza kochana Margaret - blondynka spojrzała na mnie, poszukując pomocy - Upiera się, że musi dodać soli do każdej potrawy, a to wszystko już i tak jest cholernie słone.
- Gadasz głupoty dziecko - Margaret machnęła dłonią - Ja żyje na tym świecie o wiele dłużej, i wiem jak się gotuje. Nie ucz ojca dzieci robić.
- Poddaje się! - Adeline uniosła ręce w górę, i wymaszerowała z kuchni.
Babcia spojrzała na mnie, i ruchem głowy nakazała mi opuścić pomieszczenie. Przewróciłam oczami i spełniłam jej niemą prośbę. Usiadłam przy stole, naprzeciwko ubranego w czarną koszulę, narzeczonego mojej siostry. Złapałam za małą szklaneczkę, i wypełniłam ją sokiem jabłkowym.
- Bianca? - zaczął Nicholas, na co ja przeniosłam spojrzenie w jego stronę - Ten twój chłopak... - podrapał się po karku - Przyjedzie do nas?
Chłopak?
- A Aiden - zaśmiałam się niezręcznie - Nie. Jego rodzicie przyjechali, i chce spędzić z nimi trochę czasu.
- Szkoda - blondyn posadził na swoich kolanach, małą Asterię - Wydawało mi się, że w miarę dobrze się z nim dogadywałem. Myślałem, że dzisiaj uratuje mnie od czterech, kłócących się o wszystko kobiet.
- Przepraszam bardzo - Adeline zaplotła ramiona pod piersiami, a ja powtórzyłam ten ruch podnosząc jedną brew do góry - My się nie kłócimy o wszystko.
- A mam przypomnieć ci, kto kłócił się rano o jakiś tusz do rzęs?
- To zupełnie co innego - wtrąciłam się - Po prostu ona - wskazałam głową na siostrę - Wzięła moją kosmetyczkę bez pytania. Gdyby się spytała, nie musiałabym się denerwować.
YOU ARE READING
Don't play with fire
RomanceBianca Rodriquez jest zagorzałą fanką sportów walki. Ogląda prawie każde wydarzenia bokserskie, zarówno te profesjonalne jak i te amatorskie. Pewnego razu, razem z przyjaciółmi postanowiła wybrać się na galę bokserska na której będzie walczył jej...