ROZDZIAŁ 25

432 26 33
                                    


Bianca

 Jako mała dziewczynka uwielbiałam święta. Uroczysta kolacja, prezenty czy oglądanie świątecznych filmów. Zawsze budziłam się jako pierwsza, i biegłam pod choinkę, by obejrzeć wszystkie prezenty, które były podpisane moim imieniem. Oczywiście, że było ich najwięcej. Moja babcia i mama natomiast, od rana zaszywały się w kuchni, i przygotowywały przeróżne posiłki. Do naszego rodzinnego domu, zjeżdżała się zarówno ta dalsza, jak i bliższa rodzina, i spędzaliśmy razem czas. 

 Wszystko zmieniło się gdy mama odeszła. Z roku na rok, nasze wielkie grono zaczęło się zmniejszać, aż zostałam tylko ja, babcia i Adeline. Nie żebym narzekała. Szczerze mówiąc o wiele bardziej, wolałam spędzać te kilka dni w naszym skromnym gronie, niż z całą elitą najbardziej fałszywych cioć, czy wujków. 

  Ostatni raz wygładziłam dłonią włosy, i przejrzałam się w lustrze. Krótka czerwona, sweterkowa sukienka, idealnie opinała moje ciało. Włosy spięłam w długiego kucyka, w którego wpięłam czerwoną kokardkę. Mocny makijaż natomiast, tuszował kolejną nieprzespaną noc. 

 Ułożyłam dwa palce w kącikach ust, i uniosłam je do góry, tworząc uśmiech. Może trochę sztuczny i wymuszony, ale jednak uśmiech. 

Z szuflady wyjęłam długie, białe podkolanówki i naciągnęłam je na nogi, po czym wyszłam ze swojego pokoju. Przy niewielkim stole w salonie, siedział już Nicolas i Asteria, a babcia i Adeline głośno rozmawiały w kuchni. Pomachałam dłonią do mojej siostrzenicy, i ruszyłam w stronę zagorzałych rozmów. 

- Babciu już ci mówiłam jest dobrze - Addie pomasowała swoje skronie, opierając się biodrem o blat - Nie musisz już dodawać soli, bo przesolisz i nikt tego nie zje. 

- Co jest? - spytałam stając obok siostry. 

- Nasza kochana Margaret - blondynka spojrzała na mnie, poszukując pomocy - Upiera się, że musi dodać soli do każdej potrawy, a to wszystko już i tak jest cholernie słone. 

- Gadasz głupoty dziecko - Margaret machnęła dłonią - Ja żyje na tym świecie o wiele dłużej, i wiem jak się gotuje. Nie ucz ojca dzieci robić. 

- Poddaje się! - Adeline uniosła ręce w górę, i wymaszerowała z kuchni. 

 Babcia spojrzała na mnie, i ruchem głowy nakazała mi opuścić pomieszczenie. Przewróciłam oczami i spełniłam jej niemą prośbę. Usiadłam przy stole, naprzeciwko ubranego w czarną koszulę, narzeczonego mojej siostry. Złapałam za małą szklaneczkę, i wypełniłam ją sokiem jabłkowym. 

- Bianca? - zaczął Nicholas, na co ja przeniosłam spojrzenie w jego stronę - Ten twój chłopak...  - podrapał się po karku - Przyjedzie do nas? 

 Chłopak? 

 - A Aiden - zaśmiałam się niezręcznie - Nie. Jego rodzicie przyjechali, i chce spędzić z nimi trochę czasu.

- Szkoda - blondyn posadził na swoich kolanach, małą Asterię - Wydawało mi się, że w miarę dobrze się z nim dogadywałem. Myślałem, że dzisiaj uratuje mnie od czterech, kłócących się o wszystko kobiet. 

- Przepraszam bardzo - Adeline zaplotła ramiona pod piersiami, a ja powtórzyłam ten ruch podnosząc jedną brew do góry - My się nie kłócimy o wszystko. 

- A mam przypomnieć ci, kto kłócił się rano o jakiś tusz do rzęs?

- To zupełnie co innego - wtrąciłam się - Po prostu ona - wskazałam głową na siostrę - Wzięła moją kosmetyczkę bez pytania. Gdyby się spytała, nie musiałabym się denerwować.

Don't play with fireWhere stories live. Discover now