Dwa

6.5K 253 25
                                    

Gdyby ktoś jej się przyjrzał, zobaczyłby tylko zarys sylwetki. Reszta to pustka. Była pusta w środku. A przynajmniej tak sądziła.

Do jej uszu dobiegł znajomy odgłos cichego zgiełku. Uniosła powieki i ujrzała tak dobrze jej znane szpitalne jarzeniówki. Zaraz usłyszała również tak samo dobrze znany głos:

– Znowu byłaś w parku – stwierdziła z oburzeniem Aniela.

Laura popatrzyła na przyjaciółkę. Współlokatorkę. Osobę, która wyrwała ją z koszmaru. I chociaż Laura nie wierzyła w Boga, uważała Anielę za anioła w czystej postaci. Tylko może nie w tej chwili, bo przyjaciółka właśnie piorunowała ją wzrokiem. Oczy koloru świeżo parzonej kawy dosłownie ciskały błyskawicami.

– Obiecałaś, że przestaniesz tam chodzić!

Laura podniosła się do pozycji siedzącej, a poczucie winy wkradło się do jej brzucha. Podkrążone oczy Anieli i zazwyczaj idealnie ułożone blond włosy, teraz spięte w niechlujnego koka na czubku głowy, wskazywały, że została wyrwana ze snu.

– Potrzebowałam pomyśleć... – zaczęła, lecz Aniela od razu jej przerwała.

– Możesz myśleć tak samo dobrze w domu jak w parku.

– Dobrze wiesz, że to nie to samo.

– Gówno prawda – odparowała ze złością. Wstała z krzesła i odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak natychmiast wróciła i zgarnęła Laurę w objęcia. – Jesteś okropna – wymamrotała w jej włosy, po czym odsunęła się i klepnęła ją mocno w ramię.

– Au! – Laura potarła dłonią bolące miejsce. – Nie wiesz, że pacjentów się nie bije?

– Wiesz, jak się martwiłam?! – zignorowała ją i wzięła się pod boki. – Zadzwonili ze szpitala i myślałam o najgorszym, przysięgam.

Słysząc to, Laura poczuła się jeszcze gorzej niż wcześniej.

– Niby powiedzieli, że to nic poważnego, ale jak zobaczyłam, kto stoi przy twoim łóżku... Prawie zawału dostałam!

– Kto... kto tu był?

– Jakiś gość. Mocno napakowany. Wysoki. Ubrany na sportowo. Czarne włosy, niebieskie oczy. – Zastanowiła się chwilę. – Chociaż w sumie bardziej granatowe.

Aniela nie musiała nic więcej dodawać, ponieważ Laura wiedziała, o kim mowa. Chłopak z parku. Tylko, co on robił w szpitalu?

– Miał tatuaże – kontynuowała. – Wyglądał niebezpiecznie i gniewnie. Aha, i to on cię tu zaniósł.

Laura wytrzeszczyła oczy.

– Zaniósł?!

Nie była pokaźnych rozmiarów, raczej drobna, niska, ale przeniesienie kogokolwiek z Parku Julianowskiego, który znajdował się dobrych piętnaście minut od najbliższego szpitala, wydawało jej się niesamowitym wyczynem.

– Tak. – Aniela skinęła głową. – Podobno zemdlałaś zaraz, jak na niego wpadłaś. Nie wiem w sumie niczego więcej, bo ulotnił się od razu, jak dał mi wizytówkę i twoją torebkę. Powiedział, że musi wrócić po psa. – Wzruszyła ramionami.

Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Nie mogła jednak w spokoju rozczulać się nad sobą i pogrążyć we wstydzie, ponieważ Aniela rzuciła bluzę prosto na jej głowę.

– Masz. Wzięłam na wszelki wypadek i całe szczęście, bo jest już ósma. Czeka nas powrót między ludźmi.

Laura ściągnęła ubranie z twarzy.

– Nie przyjechałaś autem?

– Nie. – Aniela przewróciła oczami. – Przed snem wypiłam trzy lampki wina, nie pamiętasz?

A imię jej szeptał wiatrWhere stories live. Discover now