Dwadzieścia cztery

3.4K 191 16
                                    

Po tym, jak uwolniła się z piekła, była wrakiem człowieka. Nie jadła, nie piła, nie mogła zmusić się do niczego. Wszystko wokół płonęło, a ona próbowała przetrwać liżące ją płomienie. Ból rozrywał ją na kawałki. Miała wrażenie, że umarła, a jednak żyła.

Każdy jej mówił, że nie powinna umierać. Że zostało przed nią jeszcze dużo życia.

Ale ona nie chciała żyć w cierpieniu. Dlaczego więc nie mogła umrzeć? Dlaczego nie mogła zaznać spokoju, kiedy każdy oddech przynosił jej ból?

Wspomnienia wracały częściej. Każda osoba, która wchodziła do jej pokoju, miała jego twarz. Twarz potwora. Błagała o ratunek. Błagała o litość.

Wpatrywała się w gołe ściany, czując się bardziej zagubiona niż wcześniej.

Mówiono jej o życiu, które ją czeka.

Problem tkwił w tym, że nie widziała przed sobą przyszłości.

A teraz biegła do mężczyzny, przy którym wydawało jej się, że ją widzi.

***

Wpadła do klubu niczym burza. Akurat skończyły się zajęcia, więc oprócz zdziwionego Sambora i siedzącego na skraju ringu Mira, nikogo nie było na sali. Właściciel zniknął w gabinecie, a bokser wstał i powoli zbliżył się do Laury.

Miała problem ze złapaniem oddechu. Nie tylko przez bieg, ale także przez widok udręczonego mężczyzny, który stał metr przed nią. Wiedziała, że na niego nie zasługiwała. Wiedziała, że nie była godna miłości.

A jednak tak bardzo chciała jej doznać.

Z nim.

Z Mirem.

Z nikim innym.

– Dlaczego jesteś cała czerwona na twarzy? – spytał podszytym zmartwieniem tonem. – Coś się stało?

– Biegłam – wykrztusiła.

– Tu? Dlaczego?

Nigdy nie spodziewała się, że może poczuć miłość. Nie wyobrażała sobie, żeby w ogóle było to dla niej możliwe. A jednak z Mirem chciała spróbować. Mimo strachu i niepewności, naprawdę chciała spróbować. Nie rozumiała tego, ale nikt nie mógł zrozumieć tego skomplikowanego uczucia, ponieważ miłość kierowała się własnymi prawami, a serce miało swój własny język i biło szybciej przy odpowiedniej osobie niezależnie od naszej woli.

– Laura? Wszystko w porządku?

Odetchnęła drżąco, serce tłukło jej się jak młotem w piersi.

– Moment... – Przymknęła powieki. – Daj mi moment...

Gniła od środka. Była zepsuta i nie wiedziała, czy kiedykolwiek zdoła się naprawić. Ale przecież nie każdy wyrzucał zepsute rzeczy. Czasami decydowano, żeby je naprawić. Czasami nie zwracano uwagi na wady i traktowano tak, jakby nadal działały.

Wiedziała, że wspomnienia nie odpuszczą tak łatwo. Jednak przy Mirze było łatwiej walczyć. Sprawiał, że ból rozwiewał się jak mgła. Próbowała uzdrowić się sama, z pomocą Anieli i terapeutów. A może do uzdrowienia wystarczyła jej odrobina szczerej miłości?

W przeszłości nie śmiała marzyć o kimś takim jak Mir. Nie sądziła, że znajdzie mężczyznę, którego dotyk nie będzie jej paraliżował. I nie sądziła, że ten mężczyzna poczuje do niej coś więcej, coś, co nie było podszyte złymi intencjami.

Pragnęła pozwolić sobie czuć. Pragnęła otworzyć serce i przyjąć wszystko, co był gotowy jej podarować, jednocześnie dając mu wszystko, co była w stanie.

Otworzyła oczy.

– Chcę spróbować – powiedziała, patrząc na jego surową twarz, która łagodniała tylko przy niej. – Chcę spróbować, ale nie mogę ci niczego obiecać, oprócz tego, że będę się starać.

– Laura...

– Daj mi dokończyć – przerwała mu. – Posiadam rany, które nadal się nie zasklepiły, które nadal są otwarte i bolą. Boję się. Boję się tego, co między nami powstało, ale chcę spróbować, bo bardziej niż tej więzi boję się, że ona zniknie. Ale jestem też przerażona, Mir – szepnęła. – Przerażona, że znowu zostanę zraniona.

Bokser odchylił głowę, zamykając oczy i odetchnął głęboko.

– Nie zranię cię – wychrypiał i spojrzał na nią. Z granatowych tęczówek przebijał się ból. – Uratuję cię przed każdym bólem, którym tylko będę mógł.

– Wiem – wyszeptała. – Wiem, ale mój mózg będzie podpowiadał mi inaczej. Życie ze mną jest trudne, Mir. Co jeśli wprowadzę do twojego tyle ciemności, że zastąpi całe światło, które masz? Czy na pewno jesteś na to gotowy?

– Ciemność? – zaśmiał się ochryple. – Lauro... – Pokręcił głową i zrobił krok w przód. – Jeszcze jakiś czas temu, kiedy myślałem o przyszłości, widziałem tylko ciemność. Brnąłem jednak dalej, dzień za dniem, licząc, że pewnego dnia się to zmieni. – Wziął kolejny krok do przodu. Stali teraz tak blisko siebie, że prawie stykali się czubkami butów. – Jak możesz mówić, że wprowadzisz w moje życie mrok, kiedy to ty go rozproszyłaś? Jak możesz tak mówić, skoro twoje pojawienie się rozjaśniło moją ciemność?

Nie potrzebne były żadne dalsze słowa. Rozumieli się. Patrzyli sobie w oczy, a świat na moment stanął w miejscu.

Przez większość swojego życia byli martwi.

A kiedy się spotkali, nareszcie zaczęli żyć.




A imię jej szeptał wiatrWhere stories live. Discover now