Rozdział 10: Uwięziona w popiołach

743 51 5
                                    

Biegła przed siebie z całych sił, nie zważając zupełnie na palący ból stóp. Jej bose stopy uderzały raz po raz o rozżarzony od upału popiół, wręcz parząc skórę. Jednak adrenalina krążąca w żyłach skutecznie tłumiła odczucie bólu.

Nie przejmowała się palącym uczuciem w piersi, zupełnie jakby jej płuca zamieniły się w żarzące się węgielki.

Ignorowała również protesty nóg, których zmęczone mięśnie domagały się chwili wytchnienia. Liczyło się dla niej tylko jedno - biec tak szybko i daleko, jak tylko zdoła, nie oglądając się za siebie. Bo doskonale zdawała sobie sprawę, że jej życie zależy od tego, jak szybko zdoła znaleźć się poza zasięgiem porywaczy.

Jednak ku ogromnemu rozczarowaniu Lily, upragnione wzgórze wcale nie zbliżało się do niej tak szybko, jak początkowo zakładała w swoich optymistycznych kalkulacjach. Choć biegła naprzód z absolutnie maksymalną prędkością, na jaką było stać jej wyczerpany organizm, to punkt docelowy jej desperackiej ucieczki właściwie prawie się do niej nie przybliżył.

W końcu nie miała innego wyjścia jak zatrzymać się. Jej organizm po prostu nie był w stanie sprostać tak ekstremalnemu, długotrwałemu wysiłkowi fizycznemu. Z trudem łapiąc oddech, oparła się ciężko dłońmi o własne, dygoczące uda. Miała wrażenie, że płuca zaraz spłoną jej żywym ogniem.

Gdy tylko złapała nieco tchu, rozejrzała się niespokojnie do tyłu. Ku swojej uldze stwierdziła, że oddaliła się całkiem spory kawałek od obozowiska porywaczy. Wozy, które jeszcze przed chwilą miała tuż obok, teraz dostrzegała jako niewielkie zarysy w oddali. Ledwo widziała też sylwetki koni i ludzi kręcących się przy pojazdach.

Ku uldze Lily, nikt nie wydawał się podążać jej śladem ani organizować pościgu. Ogarnęła ją więc fala naiwnej nadziei. Ruszyła przed siebie z nowym przekonaniem, że zdołała niepostrzeżenie umknąć porywaczom. Niestety nie mogła wiedzieć, jak bardzo się myli.

Ludzka psychika i sposób myślenia to istna zagadka, pełna sprzeczności i paradoksów. Z jednej bowiem strony, człowiek potrafi w swojej bujnej wyobraźni tworzyć wręcz niewyobrażalnie mroczne, makabryczne scenariusze rodem z najgorszych koszmarów. Potrafi snuć wizje tak ponure i beznadziejne, że aż włos jeży się na głowie.

Z drugiej zaś strony, paradoksalnie ci sami ludzie wbrew zdrowemu rozsądkowi i logice, potrafią wierzyć w jakieś całkowicie nierealistyczne, niemożliwe do spełnienia marzenia czy wizje. Wierzą w tak absurdalne rzeczy, że aż trudno pojąć skąd bierze się w nich ta naiwna wiara i łatwowierność.

W przypadku Lily było podobnie. Pomimo tego, że zdążyła już w swojej wyobraźni naszkicować całkiem prawdopodobne scenariusze tego, co może ją spotkać z rąk bezlitosnych porywaczy, to jednak gdy tylko zaświtała jej nikła nadzieja na ucieczkę - natychmiast uwierzyła w nią bez cienia wątpliwości.

Niestety owa naiwność i łatwowierność miały sprowadzić na biedną dziewczynę jedynie niewyobrażalne cierpienie i nieszczęście.

Dziewczyna nie mogła dostrzec mężczyzny na czarnym rumaku, który sunął równolegle do pagórka, na który ona zmierzała. Jeździec pogwizdywał cicho pod nosem, podążając śladem zbiega. To, że znalazł się akurat w tym miejscu i czasie, na pewno nie było dziełem przypadku.

Lily miała bardzo boleśnie i okrutnie przekonać się wkrótce, jak bardzo jej tak zwana "nadzieja" była krótkowzroczna i zgubna. Jak bardzo zaważyła jej naiwność, ufność i łatwowierność. Jednak na razie maszerowała energicznie przed siebie, żywiąc się resztkami optymizmu.

Wcześniej, w trakcie upału, cieszyła się, że ma na sobie jedynie cienki szlafrok. Teraz ten sam strój, który początkowo chronił ją przed skwarem, stał się utrapieniem. Nocna aura na pustyni była już wyraźnie chłodna, a nawet zimna. Po nagich ramionach Lily przechodziły ciarki, a z ust ulatniały się obłoczki pary. Przyspieszyła więc kroku, by choć trochę się rozgrzać.

Syn Gniewu (18+ zakończona)Where stories live. Discover now