🍏 19. Sztuka randkowania

10 2 7
                                    


Przez ostatnie dwa tygodnie widywali się niemal codziennie. Taehyung nie potrafił powiedzieć, w którym momencie zapomniał o Sunmi. Co brzmiało naprawdę absurdalnie w kontekście jego wieloletniego zauroczenia, ale tak!, zapomniał o niej gdzieś pomiędzy kolejnym wspólnym obiadem w stołówce a wstąpieniem do kawiarni, spacerem po parku czy na zakupach z doskoku.

I to nie tak, że robili coś nadzwyczajnego. Obaj byli coraz bardziej zaganiani, po łokcie w różnych książkach oraz projektach. A jednak... pomiędzy niewyspaniem i nauką znajdowali czas na wysyłanie sobie wiadomości oraz spotkania. Choćby tylko przypadkiem wracali o tej samej porze z zajęć, a potrzebowali wstąpić do sklepu po parę drobiazgów.

Kontrast znajomości z Namjoonem do "związku" z Sunmi pokazywał mu najlepiej, jakim był głupcem, uważając tamtą dziewczynę za miłość swojego życia. To prawda, z nią się czuł odrobinkę... mniej samotny. Przy nowym przyjacielu – bo chyba tak można nazwać kogoś, z kim spędzasz każdą wolną chwilę w ciągu dnia i z kim dzielisz się prawie wszystkimi bieżącymi radościami czy smutkami? – nie czuł się samotny wcale. Nawet po przebudzeniu w środku nocy rozgrzewała go myśl, że kilka dzielnic dalej żyje ta jedna osoba, która zawsze znajdzie chwilę dla niego...

Nie mówiąc już o tym, jak niewiarygodnie świetny Namjoon się okazał w roli znajomego! Zaledwie dobę po ich pierwszym wspólnym posiłku ponownie uratował mu tyłek, gdy profesorka od pracowni rzuciła im do zapoznania się "na już" kilkanaście specjalistycznych artykułów po angielsku, z którymi żaden automatyczny tłumacz nie chciał mieć nic do czynienia lub zwracał bezsensowny bełkot. W pierwszym momencie nie pomyślał, by zawracać głowę człowiekowi. Dopiero gdy nowy znajomy sam zapytał, czemu jest smutny i czy czuje się dobrze, przyznał, że nie poradził sobie z rozkodowaniem treści materiałów bez przekładania słowo po słowie ze specjalnymi słownikami w ręce (których nie posiadał przecież na zawołanie). Był przekonany, że obleje wejściówkę i nie wiedział, co ma zrobić.

Namjoon zaproponował zerknięcie w kłopotliwe teksty i pomoc w prześledzeniu ich treści na tyle, na ile zdoła je zrozumieć. Szczęśliwie mieli wystarczająco czasu w przerwie obiadowej, by po szybkiej lekturze chłopak wyjaśnił mu łopatologicznie większość niezrozumiałych fragmentów, niektóre strony streszczając jednym, prostym zdaniem. Tae mógłby się wręcz rozpłakać z ulgi (gdyby nie był facetem oczywiście!), że ma koszmar tłumaczenia za sobą. Dlatego podziękował Amerykaninowi wylewnie, a po zaliczeniu wejściówki i zajęć w pracowni – ponownie: Tym razem stawiając znajomemu jego ulubioną karmelową kawę, ciasto oraz proponując przejście na mowę nieformalną, jeśli tego sobie życzy.

Od tego momentu zdawało się, że są niemalże nierozłączni. Mężczyzna nadal onieśmielał go w niektórych chwilach, zwłaszcza kiedy wyglądał tak... niesamowicie!... i... i... i tak przystojnie, po prostu siedząc na krześle. Albo kiedy trzymał jakieś grube tomiszcze, całe po angielsku i czytał z prędkością, która jemu samemu zdarzała się tylko przy zapoznawaniu z manhwami...

Ale najlepsze było to, że na widok Taehyunga zamykał książkę i chował do torby, jego w tym czasie witając szerokim uśmiechem. Zawsze!

Dlatego gdy Namjoon zapytał go o postępy w odzyskiwaniu dziewczyny, kiedy przysiedli na ławce w bardziej odosobnionej części uczelnianych ogrodów, przez chwilę czuł się, jakby dostał w głowę obuchem. Po części dlatego, że Sunmi wydawała się mu przeszłością odległą o wieki świetlne, a po części przez obawę, że Amerykanin uzna go za nieuczciwego, jeśli przyzna, że tak naprawdę nic nie zrobił w kierunku jej odzyskania.

W końcu postanowił użyć półprawdy:

– Ach!, nic z tego nie wyszło. Ona nie chce mnie widzieć. Nie chce choćby ze mną porozmawiać. To ja byłem bardziej nakręcony na stworzenie i podtrzymanie związku, a ona... myślę, że od początku uważała nas za straconą sprawę. Ja byłem po prostu zbyt uparty, żeby to przyznać. – W zawstydzeniu spuścił wzrok i odruchowo podrapał się po karku, czując, jak palą go policzki oraz uszy. Musiał być czerwony na twarzy niczym rak. – Może i lepiej, że dotarło to do mnie teraz, niż gdybyśmy mieli tkwić w takim wymuszonym układzie, póki nie znienawidzilibyśmy się wystarczająco, by rozstać się z wielkim hukiem... – A po chwili milczenia dodał niby-żartem: – Albo może to ja jestem tak kiepski w randki, że spisała mnie na straty, zanim zdążyliśmy ogłosić siebie parą.

PołówkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz