Rozdział 2. Dawne życie, Melanie Williams

493 15 13
                                    

   perspektywa Melanie, Chicago, 2015

Siedziałam na werandzie czekając, aż mama do mnie dołączy. Obiecała wybrać się ze mną do kina na ,,Małego księcia". Miałyśmy spędzić wspólnie cały dzień, ponieważ już kolejnego dnia wyruszała w trasę koncertową. Jej kariera muzyczna rozkręciła się na całego. Podpisała kilka kontraktów z wytwórnią. Nagrała już siedem swoich własnych utworów. Moim ulubionym była ,,Ballada o Melanie", czyli piosenka, którą napisała specjalnie dla mnie. Była bardzo osobista i wyjątkowa. Nie śpiewała jej publicznie, jedynie udostępniła na swoim profilu artysty.

Chyba mam wszystko – powiedziała kobieta, wychodząc z domu. – Wskakuj do samochodu, Różyczko.

Lubiłam to określenie. Kiedyś zapytałam ją, dlaczego mnie tak nazywała. Stwierdziła, że moje policzki są bardzo delikatne, a ich kolor określiłaby mianem różanych, a róże były jej ulubionym rodzajem kwiatów.

– Wujek Zane z nami nie jedzie? – spytałam ze słyszalną nadzieją w głosie.

Lubiłam go i chciałam spędzać z nim czas. Był dla mnie trochę, jak ojciec, którego nigdy nie miałam. Dużo nam pomógł. Ostatnio przysiadł ze mną do matematyki, która dla mnie wydawała się bardzo trudna. Wyjaśnił mi wszystkie zadania, które sprawiały mi wcześniej trudności. Po wspólnej nauce okazało się, że wcale nie było to takie straszne, jak myślałam na początku.

– Jest poza miastem. Niestety, ale tym razem do nas nie dołączy – wyjaśniła mamusia, gestem dłoni dając mi znać bym zapięła pasy.

Spełniłam jej prośbę.

– Mamo? – zwróciłam na siebie jej uwagę.

– Tak? – Przelotnie na mnie zerknęła, skupiając się na drodze.

– Wrócisz do mnie? – spytałam, czując potrzebę zadania tego pytania.

Nie lubiłam momentu, w którym musiałam się z nią rozstawać. Bałam się, że pewnego dnia to pożegnanie będzie naszym ostatnim. To moja mama, a ja potrzebowałam mamy. Była moją najmocniejszą bronią i zarazem największym bezpieczeństwem. Dbała o mnie, jak nikt inny. Obiecałam sobie, że kiedyś nasze role się odwrócą i to ja będę ją chronić, a nie być przez nią chroniona.

– Zawsze wracam, skarbie...

***

perspektywa Melanie, czasy obecne, Chicago 2022

Budzik zadzwonił równo o szóstej rano. Starałam się go wyłączyć jednak przez brak siły, dzięki której mogłabym podnieść moje ciało, błądziłam dłońmi, szukając telefonu. Zeszłego wieczoru moja znajoma wyciągnęła mnie z domu na jakąś imprezę, którą organizował jej chłopak. To zdecydowanie nie były moje klimaty, ale z grzeczności się zgodziłam. Większość czasu przesiedziałam w osobnym pokoju. Głośna muzyka dudniła mi w głowie cały wieczór, co poskutkowało silnym bólem zaraz po przebudzeniu.

Leżałam na plecach, wpatrując się w sufit dość natarczywie, jakbym szukała tam odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Moja mama zawsze mi powtarzała, że każda prawda ujawni się z czasem, wystarczyło być cierpliwym. Zapisywałam sobie jej mądre rady w swoim pamiętniku, który prowadziłam od dwunastego roku życia. W pewien sposób pomagało mi to uporządkować myśli i uniknąć reakcji na daną sytuację będąc pod wpływem silnych emocji.

Po kolejnym minionym kwadransie zmusiłam się do opuszczenia wygodnego łóżka. Zgarnęłam ubrania z krzesła, które uszykowałam sobie zeszłego wieczora. Przeszłam do łazienki i zamknęłam się w środku. Spojrzałam w lustro, licząc że to był ten dzień, kiedy miałam powiedzieć sobie dość. Łudziłam się już tak ponad trzy tysiące dni. Nic się nie zmieniło. Zielone tęczówki od lat ukrywały strach. Fajerwerki w sylwestra, burza czy otwieranie szampana przyprawiały mnie o zawał serca. Bałam się hałasów, dziwnych dźwięków, a przede wszystkim broni palnej. Nie pamiętałam szczegółów z tamtego wieczora, ale pojedyncze obrazy pojawiały mi się w podświadomości.

Night Of DestinyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin