Rozdział I

312 8 10
                                    

Czas w Akademii rządził się swoimi prawami, można powiedzieć, że praktycznie nie istniał, a już na pewno płynął zupełnie inaczej niż w prawdziwym świecie. Miesiące nauki wydawały się zaledwie tygodniami, niekiedy zupełnie traciło się rachubę czasu, a do świadomości jego upływu przywracały mnie jedynie zmiany pór roku. Wracałam do domu na kilka tygodni, po każdym semestrze nauki, a także podczas wolnych dni, które zarządzał Profesor byśmy mogli utrzymywać regularny kontakt z naszymi rodzinami. Ale ten świat, który kiedyś uważałam za rzeczywisty szybko stał się dla mnie namiastką prawdziwego życia, które teraz toczyło się w magicznym świecie i naszej Akademii. Cieszyłam się niesamowicie spotykając się z mamą, ale równie mocno kiedy wracałam do Profesora i moich przyjaciół.
Ostatniego dnia przed otwarciem nowego semestru, świętowałam z mamą moje szesnaste urodziny. Tak naprawdę miały się one odbyć dopiero za tydzień, jednak w tym czasie musiałam być już w Akademii. Od jakiegoś czasu widziałam, że mama jest zamyślona i nieobecna. Starała się jak mogła bym nie zauważyła, że coś ją martwi, ale dostrzegałam to wyraźnie i chciałam poznać przyczynę tej nagłej zmiany. Nie mogłam zostawić jej zatroskanej, nie miała w swoim życiu nikogo bliższego niż ja.

  - No dobrze mamo, myślę, że to już czas żebyś powiedziała mi co się dzieje. - zaczęłam stanowczo.

  - Nie wiem o co Ci chodzi... - odparła, odwracając wzrok. Nie zabrzmiało to przekonująco, z czego chyba sama zdawała sobie sprawę.

  - Proszę, mamo... Jutro już mnie tu będzie, długo się nie zobaczymy, nie chcę się o Ciebie zamartwiać. Naprawdę możesz mi wszystko powiedzieć, zniosę to. - dodałam z pokrzepiającym uśmiechem.

  - Kiedy tu nie o mnie chodzi Ado! - jej krzyk mnie zmroził. W oczach matki dostrzegłam łzy. Naprawdę mnie zaskoczyła, trwałyśmy, więc dłuższą chwilę w konsternacji, czekając, aż ta druga się odezwie.

  - Więc chodzi o mnie? - zapytałam w końcu. - Boisz się o mnie? Dlaczego? - dopytywałam nieustępliwie.

Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym niepokoju i zdałam sobie sprawę, że to co usłyszę na pewno mi się nie spodoba.

  - Mam przeczucie córeczko. Złe przeczucie. - westchnęła ciężko.
  - Myślę, że nie powinnaś wracać do Akademii.

Tylko nie to...
  - Chyba żartujesz mamo?! Wiesz przecież, że to mój drugi dom. Jeśli tęsknisz za mną, powiedz mi szczerze, poproszę Profesora i będę wracać do domu co tydzień, obiecuję. Ale nie stawiaj mnie w takiej sytuacji, wiesz jak bardzo chce tam być.

  - Wiem, dlatego nie jest dla mnie łatwe prosić Cię byś tu została. Gdyby chodziło tylko o to, że za tobą tęsknię nie było by tej rozmowy. Przecież wiesz, że nie chcę cię ograniczać, nigdy nie chciałam. Ale... - zaczęła i zakryła usta powstrzymując łzy.

  - O co chodzi mamo? O przeczucia? Co w ogóle masz na myśli? - zaczynałam tracić cierpliwość.

  - Myślę, że stanie się coś złego, a ty będziesz w samym środku tego wszystkiego.

Moja mama uczyła się kiedyś w Akademii, miała wysoko rozwinięte zmysły, intuicję i wyobraźnię. Była nadzwyczaj wrażliwa na wszystko co wychodziło poza granice zwykłego postrzegania. Dlatego właśnie, obie zdawałyśmy sobie sprawę, że nie możemy ignorować tego co zobaczy. Miewała sny, które stawały się rzeczywistością, przedstawiały zdarzenia lub obrazy z przyszłości. W tamtej chwili zrozumiałam, że właśnie to dręczy moją matkę.

  - Miałaś jeden z tych swoich snów? - zapytałam ostrożnie.
- Tak. - odparła krótko. - Proszę zostań.
  - Opowiedz. - zażądałam, choć wszystko we mnie się buntowało, czułam, że wcale nie chcę wiedzieć.
Mama widocznie również biła się z myślami, gdyż wpatrywała się we mnie w milczeniu przez dłuższą chwilę.
  - Widziałam mrok i chaos. - jej poważny głos zabrzmiał niemal złowrogo. - Czułam cierpienie i strach. W moim śnie pojawiały się istoty, które wyglądały jak ludzie, jednak nie posiadały uczuć i sumienia, które wskazywałoby im co jest dobre, a co złe. Niczym widma z ciemności wyłaniały się twarze bestii, wyglądających jak człowiek i wilk jednocześnie.  - przerwała na chwilę, podeszła do mnie i chwyciła za ramiona. - Widziałam również twarz młodego, wilczego władcy, który zatopił kły w twojej szyi Ado. - po jej policzku popłynęła samotna łza.

Vincent. - przez mój umysł przepłynęła nagła fala emocji i obrazów. Wspomnienia, w których wilczy król napawał mnie przerażeniem i te w których czułam niewysłowioną ulgę, gdy stanął ze mną ramię w ramię.
Czy mama mogła mieć rację? Czy mimo naszego pojednania miał stać się tym, który doprowadzi do mojej zguby?

Akademia Pana Kleksa - Kraina chaosuWhere stories live. Discover now