Rozdział XI

345 15 10
                                    

Dlaczego mnie nie wydał? Musiał domyślić się, że podsłuchiwałam ich rozmowę. - rozmyślałam gorączkowo kiedy podążałam w ślad za Vincentem do bramy głównej. Jedynym, choć na szczęście całkiem przekonującym pocieszeniem w tej sytuacji był fakt, że książę widział Wilkusa, nie mnie. Zerknęłam ponownie na swoje ciało upewniając się, że nadal mam postać wilczego strażnika. Wszystko było w porządku, nie miałam czego się obawiać, próbowałam ponieść się na duchu. Teraz jedynie musiałam wrócić do zamku przed księciem. Winą za szpiegowanie Vincent zapewne obarczy jednego ze swoich bogu ducha winnych strażników, ale choć nie czułam się z tym najlepiej, nic nie mogłam na to poradzić. Przekraczając bramę, nadal trzymałam się w bezpiecznej odległości od księcia i jego przybocznych, którzy cierpliwie czekali na dziedzińcu na powrót swojego władcy. Wydostałam się z tej wilczej nory bez przeszkód, jednak szybko zorientowałam się, że straciłam z oczu Wilkusy. Musieli znacznie przyspieszyć, a ja powinnam zrobić to samo, jeśli nie chciałam zgubić się na tym skalnym pustkowiu.
Zafrasawana swoimi myślami, zupełnie niespodziewając się niebezpieczeństwa, nie zdążyłam nawet się obrócić, gdy ktoś z impetem rzucił mną o skalną półkę. Agresor z niespotykaną siłą złapał mnie za szyję i podniósł do pozycji pionowej, wbijając w skórę ostre jak brzytwa pazury. Nie byłam w stanie oprzeć się temu atakowi mimo, że byłam teraz w ciele młodego, sprawnego Wilkusa. Krzyknęłam z bólu. Przede mną twarzą w twarz, stał Vincent, a jego oczy płonęły szkarłatem.

  - Kim jesteś?! - zawarczał. Po czym nie czekając na odpowiedź ściągnął z mojej twarzy wilczą maskę.
Książę i strażnicy spojrzeli po sobie zdezorientowani. Wyglądam jak jeden z nich. Musieli się już zorientować, że w grę mogła wchodzić jedynie magia.

  - Odpowiadaj! Więcej nie zapytam. - książę zacisnął dłoń, tym samym wbijając pazury coraz głębiej.
Pisnęłam gwałtowanie, czując, że po mojej szyi ścieka ciepła, lepka ciecz. Nie wiedziałam co może mnie spotkać z rąk Vincenta w tej postaci, więc nie pozostało mi nic innego jak się ujawnić.

  - Pozwól mi zdjąć pierścień. - powiedziałam przerażona i  spojrzałam wymownie na swoją prawą dłoń.
Obrzucił mnie kolejnym podejrzliwym i złowrogim spojrzeniem, ale skinął głową. Ściągnęłam pierścień z palca i od razu poczułam jak moje ciało wraca do swojej prawdziwej formy.
Książę puścił mnie natychmiast, a na jego twarzy malował się szok pomieszany z wściekłością. Przez moment nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Wykorzystałam tą chwilę i próbowałam wytłumaczyć.

- Vincent ja ... - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej.

  - Nic nie mów. - jego głos był zimny jak lód i choćbym nie wiem jak się starała, nie byłabym teraz w stanie sklecić nic sensownego. Przerażał mnie.

  - Pilnujcie jej. - skinął głową w stronę swoich strażników, wyminął nas i szybkim, pewnym krokiem ruszył nie oglądając się za siebie.
Całą drogę do zamku szłam jak na skazanie. Co miałam mu powiedzieć, jak wytłumaczyć to co zrobiłam? Okazało się, że zrobił dokładnie to o co prosiłam, a Wadera, teraz mogę powiedzieć niemal z pewnością, nie była odpowiedzialna za porwanie wuja. Mój podstęp okazał się całkowicie zbędny, a jedynie co osiągnęłam to utrata zaufania Vincenta.
Dotarliśmy do zamku Wilkusów, a ja nadal nie miałam pomysłu na to jak przekonująco wyjaśnić swoją zdradę, bo tak właśnie widział moje zachwowanie wilczy książę, jego reakcja mówiła sama za siebie.

  - Odprowadźcie ją do pokoju. Później się nią zajmę. - zlecił swoim przybocznym.
  - Vincent proszę... - spróbowałam znowu. - Wiem, że cię zawiodłam, ale nie miałam złych intencji, błagam wypuść mnie, muszę wrócić do Akademii, moi przyjaciele czekają na mnie. - mówiłam rozpaczliwie bo tak właśnie się czułam, totalnie rozbita i załamana. - Potrzebują mnie, proszę, pozwól mi wrócić.

Akademia Pana Kleksa - Kraina chaosuWhere stories live. Discover now