Rozdział IV

356 7 7
                                    

Nowi znajomi Alberta szybko rozgościli się w Akademii. Przydzieliliśmy im pokoje, które przez dłuższy czas należały do naszych przyjaciół z bajek. Teraz jednak większość z nich odeszła, jedni szukali pomocy, inni opuścili nas ze strachu, nie czuli się już tutaj bezpiecznie i nie mogliśmy ich za to winić. Wszyscy byliśmy wyczerpani emocjonalnie, musieliśmy odpocząć, zebrać myśli i postanowić co dalej. Umówiliśmy się, że wieczorem spotkamy się w jadalni, czyli w naszym stałym już punkcie wszelkich debat i zaczniemy działać. Cokolwiek miało by to oznaczać... Dotychczasowe podjęte przez nas działania przyniosły jedynie szczątkowe i nie do końca potwierdzone informacje, nie działało to dobrze na nasze morale. Wbrew temu co mówił Albert i chłopcy z nadnaturalnej szkoły nie byłam przekonana o winie Wilkusów. Może po prostu nie chciałam wierzyć, że tak łatwo dałam się zmanipulować, jednak czułam, że kryje się za tym coś więcej. Tak czy inaczej, sytuacja wydawał mi się znacznie bardziej skomplikowana, a nie do końca zrozumiałe zachowanie Alberta tylko to potwierdzało. Nie miałam jednak w ręku żadnych argumentów, które mógłby podważać to co przekazali nam chłopcy, postanowiłam, więc uważnie ich obserwować. Musiałam być ostrożniejsza, wprawdzie popełniałam błędy, ale potrafiłam się na nich uczyć, a przynajmniej taką miałam nadzieję.

Poszłam do swojego pokoju z silnym postanowieniem spędzenia w łóżku reszty dnia, liczyłam, że porządny odpoczynek rozjaśni mi w głowie. Jednak jak bardzo bym się nie starała, sen nie nadchodził, a ja czułam się coraz mocniej sfrustrowana. Nie było sensu dalej przewracać się z boku na bok, więc zdecydowałam się wyjść na krótki spacer. W Akademii panowała przygnębiająca cisza, najwidoczniej reszta uczniów także zaszyła się w swoich pokojach. Wyszłam na dziedziniec i skierowałam się w stronę ogrodu z fontanną. Natrętne myśli nie dawały mi spokoju. Co jeszcze mogliśmy zrobić? Tak bardzo żałowałam w tej chwili, że Profesor nie uczył nas magii, która mogłaby przydać się nam do walki. Nawet nasi nowi goście, mimo że nieco dziwaczni, zdawali się mieć znacznie wyższe kompetencje wobec sytuacji zagrożenia, w której teraz się znaleźliśmy. Dlaczego wujek pokazywał nam jak przygotować jadalne farby zamiast nauczyć nas jak rzucać zaklęcia? Po co nam była umiejętność leczenia chorych sprzętów, kiedy nie mogliśmy odeprzeć ataku nieprzyjaciół? Pompka powiększająca, senne lustra w czym to mogło nam teraz pomóc?! Przydatne wynalazki Profesora takie jak złoty klucz, który mógł otwierać wszystkie zamki, złoty gwizdek przenoszący do dowolnego miejsca, czy rękawice zmniejszające, wszystkie zostały wykradzione podczas porwania. Prawda była taka, że zostaliśmy z niczym, gdyż nasze umiejętności choć przynosiły nam wiele radości, nie mogły się teraz sprawdzić. Ćwiczyliśmy z Profesorem jak przenieść wyobrażenia do otaczającej nas rzeczywistości, jednak nigdy nie doszliśmy do etapu, w którym wytwory naszej wyobraźni, nawet te zmaterializowane, byłyby czymś więcej niż zwykłym widmem. Nasze umiejętności nie dawały nam możliwości ochrony, taka była niewygodna prawda. Jedyną osobą w Akademii, która posiadała moc wybiegającą poza ważenie leczniczych eliksirów i tworzenie potraw z pomocą kolorowych szkiełek, byłam ja. Jednak moje kule energii, bo tak nazywaliśmy moc, którą posiadałam, były na tyle nieprzewidywalne, że niefrasobliwie zdecydowałam się zaniechać dalszego rozwijania swoich umiejętności. Sięgałam po nie zbyt rzadko i zazwyczaj tylko dla zabawy. Przecież tak pięknie wyglądały fale pojawiające się na jeziorze i liście wirujące w powietrzu. Nie mogłam pozbyć się cynizmu myśląc o tych beztroskich chwilach. Zbyt szybko zapomnieliśmy o zagrożeniu. Gdybym nauczyła się w pełni korzystać z mojej mocy, może teraz nie bylibyśmy tak bezbronni...
Moje samokrytyczne rozważania przerwał cichy odgłos kroków w pobliżu. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie dostrzegłam. Dziwne, pomyślałam, zdarza mi się to po raz kolejny, chyba zaczynam wariować. Może to tylko nerwy, w końcu jakby nie patrzeć, ostatnio żyłam w dużym napięciu.
Usiadłam obok fontanny i wróciłam myślami do najistotniejszego problemu. Załóżmy, że Filip Golarz naprawdę istnieje i chce wydobyć od Profesora informacje, toczyłam rozmowę z samą sobą. Jakie sekrety mógłby skrywać wujek? Zapewne musi chodzić o jego wynalazki. Może udało mu się stworzyć coś tak niesamowitego, a jednocześnie niebezpiecznego, że ukrył to przed wszystkimi. Musiałoby być to coś, co stwarzałoby zagrożenie dla naszego magicznego świata, w przeciwnym razie Profesor z pewnością by się tym z nami podzielił. Może gdybym odkryła co to takiego, dałoby nam to jakiś element przewagi. Oczywiście o ile moja teoria jest słuszna, przecież wiele wskazywało na to, że jednak za wszystkim stoją Wilkusy na czele z Waderą. Warto jednak sprawdzić, czy w tym co mówiła ciotka Vincenta jest choćby ziarno prawdy.
Tylko od czego zacząć? Podziemne komnaty, olśnilo mnie. Nie wiedzieć czemu, nigdy nie mieliśmy tam wstępu. Wiedziałam jedynie gdzie znajdują się drzwi do podziemnych wnętrz. Postanowiłam, że nie ma na co czekać.
Na szczęście bez większego problemu znalazłam klucze do wejścia, okazało się, że leżą w jednej z szuflad w gabinecie wujka. Był ich cały pęk, prawdopodobnie otwierały wszystkie możliwe zamki w Akademii. Dobrą chwilę zajęło mi trafienie na ten właściwy. Przekręciłam klucz i pchnęłam drzwi, które ustąpiły niemal od razu. Wydały jednak przeciągłe i głośnie skrzypniecie, które wskazywało na to, że nie były zbyt często używane. Rozejrzałam się ostrożnie po rozciągającym się przede mną, zanurzonym w ciemności korytarzu. Na jego końcu tliło się delikatne światło, wskazując wejście do kolejnego pomieszczenia. Nie wiele myśląc skierowałam swoje kroki w tamtą stronę i ostrożnie zajrzałam do środka. Pomieszczenie tonęło w półmroku, nie byłam w stanie dostrzec nic poza zarysami przedmiotów, które się tam znajdowały. Nie wiedzieć czemu to miejsce napawało mnie przerażeniem. Zaczęłam po omacku szukać jakiegoś źródła światła. Gdzieś musiał być ten cholerny włącznik, myślałam poddenerwowana, badając dłońmi powierzchnie ścian. Wtedy po raz trzeci tego dnia, usłyszałam odgłos kroków. Ktoś był tuż obok mnie, tym razem byłam tego pewna.
Gorączkowo próbowałam przedrzeć się wzrokiem przez otaczające mnie ciemności.

  - Duży błąd Ado Niezgódko. - zdążyłam usłyszeć głos postaci stojącej w mroku, która nie wiedzieć kiedy zmaterializowała się tuż przede mną. Zanim zdążyłam choćby krzyknąć, na mojej szyi zacisnęły się zimne, kościste palce. Ostatnie co pamiętam to totalne przerażenie, które zawładnęło mną w tamtej chwili. Dalej była tylko ciemność.

Você leu todos os capítulos publicados.

⏰ Última atualização: Apr 20 ⏰

Adicione esta história à sua Biblioteca e seja notificado quando novos capítulos chegarem!

Akademia Pana Kleksa - Kraina chaosuOnde histórias criam vida. Descubra agora