Rozdział VII

236 11 3
                                    

- Muszę z tobą porozmawiać, naprawdę potrzebujemy pomocy. - pomyślałam ściskając kryształ w dłoni.
Tym razem Vincent natychmiast odebrał moje myśli.

  - Wiesz gdzie mnie znaleźć.

W mojej głowie ukazał się obraz wielkiego zamku Wilkusów.

Bez żartów... - pomyślałam.

Nie w smak było mi zapuszczać się na teren wilków, ale wyglądało na to, że nie miałam już pola do negocjacji.

Zanim wyruszyłam w drogę postanowiłam zajrzeć jeszcze do gabinetu Profesora, ponieważ wpadł mi do głowy pewien pomysł. Przejrzałam wszystkie zakamarki, przeszukałam podłogę cal po calu, przestrząsnełam kredensy i szuflady, a kiedy miałam już się poddać, spod biurka zamigotał do mnie on - pierścień przemiany. Wprawdzie nie działał idealnie, ale mógł okazać się przydatny. Schowałam wynalazek wujka do kieszeni i nie tracąc więcej czasu ruszyłam do zamku księcia.

Przedzierałam się przez las nie mogąc pozbyć się natrętnych, pełnych lęku myśli. Teraz, gdy zostałam sama, z pełną mocą dotarła do mnie powaga sytuacji. Czy ten kto porwał Profesora i Mateusza zamierzał ich skrzywdzić, a może już to zrobił? Co planuje? Czy teraz mamy spodziewać się ataku na uczniów? Było tak wiele niewiadomych...  Poczułam się przytłoczona ciężarem jaki zawisł na barkach moich i przyjaciół, którzy zostali w Akademii.
Zastanawiałam się jak poprowadzić negocjacje z Vincentem by skłonić go do pomocy. Nie mogłam dłużej upierać się, że za wszystkim stoi Wadera. Po pierwsze znowu jedynie bym go rozjuszyła, a po drugie sama już nie byłam pewna czy rzeczywiście mieliśmy w tej kwestii rację. To porwanie wskazywało raczej na osobę, która biegle posługiwała się magią. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Nie wiadomo nawet w jaki sposób agresor wdarł się do Akademii. Nie wyglądało to na działanie Wilkusów. Choć oczywiście pamiętałam o potencjalnym sojuszniku Wadery, jednak nie mogłam zaprzeczać faktom, a wskazywały one, że to nie wilki uprowadziły wujka.

Kiedy dotarłam do rozdroża miałam już w głowie konkretny plan działania. Teraz wszystko zależało od Vincenta.

Stało się. Weszłam na terytorium Wilkusów, tyle że nie miałam pojęcia jak powinnam się zachować. Czy wkroczyć tam dumnie i poprosić o audiencję u ich księcia, a może zakraść się cichaczem do zamku i sama go odszukać. Moje wątpliwości szybko rozwiał wilk w pełnym uzbrojeniu, który pojawił się przy mnie kiedy tylko zdążyłam przekroczyć granicę między krainami.

  - Czego tu szukasz? Czyżbyś zabłądziła? - zapytał szyderczo.

  - Jestem tu by porozmawiać z księciem Vincentem. Wie, że miałam się pojawić. Możesz mnie do niego zaprowadzić? - starałam się by nie wyczuł lęku w moim głosie.

  - Niech no ci się przyjrzę... - wpatrywał się we mnie badawczo dłuższą chwilę. - Kogoś mi przypominasz. Przybyłaś tu z Akademii, mam rację?

  - Jestem Ada Niezgódka i chcę rozmawiać z waszym władcą.
  - próbowałam brzmieć hardo i stanowczo.

  - Oczywiście. już pamiętam. - wilczy strażnik przybrał wrogi wyraz twarzy. - To przez ciebie nasz lud się podzielił. Przez ciebie i te wasze ideały, którym niesłusznie zawierzył nasz książę. - powolnym krokiem zaczął krążyć wokół mnie. Zachowywał się niczym myśliwy próbujący osaczyć swoją ofiarę.

  - Ciekawe czy on również jest tego zdania. - odparowałam. - Chętnie odpowiem mu o twoich obiekcjach  odnośnie jego decyzji. Nie jestem pewna jak zareaguje na ten brak lojalności...

  - Próbujesz mi grozić? - nie to było moim zamiarem, ale porządnie go rozwścieczyłam. - Książę wie, że nie wszyscy zgadzamy się z jego nową polityką, a ty jedynie potwierdzasz, że mamy rację.
Gwarantuje ci, że przyjdzie czas, gdy i on przejrzy na oczy. - teraz już nie mówił, a warczał wściekle. - Prawo Wilkusów znowu będzie respektowane, a nasz lud wróci do dawnej jedności. Nic tu nie wskórasz Ado Niezgódko.

A więc o tym mówił Drwal w swoim liście. Wilki rzeczywiście się podzieliły i jak widać niektórzy nienawidzili nas jeszcze bardziej niż kiedyś.
Byłam w fatalnej sytuacji, zrobiłam  więc jedyne co przyszło mi do głowy w tamtej chwili. Schwyciłam naszyjnik i próbowałam ściągnąć uwagę Vincenta.

Pomóż mi.

Przywołałam w myślach obraz wściekłego Wilkusa stojącego przede mną.

Nagle strażnik stanął jak wryty. Na jego twarzy malował się grymas złości i urazy. Dotarło do mnie, że musiał otrzymać rozkaz. A więc wilki potrafiły komunikować się telepatycznie.

  - Pójdziesz ze mną.


  - Ado widzę, że szybko zyskujesz nowych przyjaciół. - przywitał mnie książę, gdy tylko przekroczyłam bramę jego zamku.

Strażnik oddalił się natychmiast jakby pozbywając się niechcianego balastu.

  - Tak już mam. Urok osobisty. - próbowałam wyglądać na mniej spiętą niż w rzeczywistości.
Ale Vincent nie dał się zwieść.

- Przepraszam cię, za Dimetriego. Jak widać jest jednym z tych, którzy potrafią oprzeć się twojemu urokowi. - stwierdził z przekąsem. - Porozmawiam z nim później.
A teraz jeśli możesz wyjaśnij mi co tu robisz. Bo jak sądzę to sprawa niecierpiąca zwłoki, skoro zdecydowałaś się tu pojawić po naszej wczorajszej rozmowie.

Westchnęłam głęboko i targana nagłym przypływem emocji wyrzuciłam z siebie jednym tchem.

  - Przede wszystkim, nie boję się ciebie ani twoich wilków. Uważam was za sojuszników i przyszłam prosić o pomoc, którą obiecałeś mi lata temu. Jesteśmy w beznadziejnej sytuacji, Profesor i Mateusz zostali porwani, nie wiemy dlaczego ani przez kogo. Zostawiłam w Akademii moich przyjaciół, licząc się z tym, że w każdej chwili i im może stać się coś złego. Dlatego nie możesz odprawić mnie z kwitkiem. Nie mam nikogo do kogo mogłabym się zwrócic. Oprócz ciebie...

Wtedy stało się coś, na co liczyłam przy naszym pierwszym spotkaniu. Oczy Vincenta przybrały łagodny i ciepły wyraz, a on sam podszedł do mnie i powiedział niemal z czułością.

  - Nie zostawię cię z tym samej Ado. Możesz na mnie liczyć.

Akademia Pana Kleksa - Kraina chaosuWhere stories live. Discover now