Rozdział IV

212 12 12
                                    

- Co powinniśmy teraz zrobić wujku? - zapytałam, nawet nie próbując ukrywać swojego niepokoju.
Z miny Profesora trudno było wyczytać cokolwiek. Odkryłam jedynie, że intensywnie się nad czymś zastanawia.

  - Muszę pomyśleć... Idź spać Ado, odpocznij, zajmę się tą sprawą. Aaa i proszę nie mów nikomu o tym czego się dowiedzieliśmy, nie chcemy siać paniki, to byłoby bardzo niewskazane w tej sytuacji.

Przytaknęłam, jednak wiedziałam, że nie dotrzymam słowa. Był ktoś komu ufałam i z kim musiałam podzielić się tą informacją. Wiem, że on zrobiłby to samo. Poza tym wpadł mi do głowy pewien pomysł i potrzebny był mi głos rozsądku.
Wracając z sali jadalnej od razu zapukałam do pokoju Alberta.
Opowiedziałam mu o liście od Drwala.

  - Hmm nie wygląda to dobrze... - stwierdził chłopak.

  - Cóż za przenikliwe spojrzenie na sytuację Albert. - nie umiałam powstrzymam się od sarkazmu. - Musimy dowiedzieć się czegoś więcej, nie sądzisz?

  - No tak, byłoby dobrze, gdybyśmy wiedzieli co dokładnie nam grozi. I kiedy. - dodał.

  - Właśnie w tym rzecz. Wiemy zdecydowanie zbyt mało. Wprawdzie Pan Kleks obiecał, że zajmie się sprawą, ale pomyślałam, że jestem w stanie trochę mu pomóc...

  - Co masz na myśli? Czy to coś ryzykownego? - zapytał ostrożnie mój przyjaciel.

  - Nie sądzę... - odparłam bez przekonania. - Myślę, że powinnam udać się do krainy Wilkusów i porozmawiać się z księciem Vincentem.

  - Że co?! Czy ty rozum postradałaś?! - rzadko widywałam Alberta wzburzonego, teraz jednak bez wątpienia tak można było określić jego stan emocjonalny.

  - Przestań, nie dramatyzuj. Przecież wiesz, że Vincent wybrał już stronę, pomógł nam kiedy byliśmy bez szans. Nie skrzywdzi mnie.

  - A skąd wiesz, że nie zrobi tego ktoś inny? - słusznie zauważył Albert. - Chcesz wejść pomiędzy bestie licząc na to, że nadal znajdujemy się w łaskach Vincenta. A co jeśli to nieprawda? Nie widziałaś go od bardzo dawna. Albo co, jeśli ktoś dopadnie Cię zanim w ogóle się z nim spotkasz? - punktował.

- Ok, ok. Masz rację, ale! Zapomnisz o jednym. - odparłam z tajemniczym uśmiechem. - Naszyjnik.

Albert zastanawiał się dobrą chwilę, wyglądało na to, że trochę się uspokoił.

  - Wiesz jak go użyć? - zapytał po prostu.

  - Nie mam bladego pojęcia, ale to nie może być trudne.

  - No dobrze, powiedzmy, że naszyjnik zadziała i w jakiś magiczny sposób uda się wam skontaktować. Co masz zamiar mu powiedzieć?

  - Wszystko to czego się dowiedziałam. Zapytam też oczywiście, czy wie coś na temat planów ciotki i jej ewentualnego sprzymierzeńca.

  - No jasne. - Albert spojrzał na mnie surowym wzrokiem. - A wzięłaś w ogóle pod uwagę ostrzeżenia swojej mamy? Jak to było... - udawał, że się zastanawia - Hmmm... A tak, czekaj! Kły wilczego władcy wbite w twoją szyję. - popatrzył na mnie z wyczekiwaniem.

  - Alberto nic mi nie będzie. - delikatnie ujęłam jego dłonie w uspokajającym geście. - Muszę porozmawiać z Vincentem, jemu też może coś grozić. Poza tym wierzę, że wie znacznie więcej niż my. Dał mi ten naszyjnik nie bez powodu, myślę, że to jest właśnie moment, w którym powinnam go użyć. - ścisnęłam mocniej ręce chłopaka. - Ufam mu.

Przez twarz mojego przyjaciela przebiegł bliżej nieokreślony grymas, ale zniknął tak szybko jak się pojawił.
  - Wiem, że zrobisz to co uważasz za słuszne.
  - Zgadza się. Pytanie czy mi pomożesz?
 
Prezent od księcia spoczywał bezpiecznie na dnie mojej szafki z pamiątkami. Złożyłam go w małym pudełeczku, pomiędzy moim pamiętnikiem, zdjęciami z domu rodzinnego i różnymi innymi osobistymi przedmiotami, z którymi nie miałam zamiaru się żegnać. Wyjęłam go ostrożnie i zauważyłam z zadowoleniem, że bladoniebieski kamień nadal świeci tym samym, ujmującym blaskiem jak wtedy, gdy wręczał mi go Vincent.
Założyłam go na szyję i ścisnęłam kryształ w dłoni. Postanowiłam sprawdzić jego działanie w zaciszu własnego pokoju, wydawało mi się to najbezpieczniejsze. Nie miałam pojęcia czy zadziała ani jak go użyć, spróbowałam, więc po prostu przywołać w myślach twarz Vincenta. O dziwo, mimo iż nie widziałam go tyle czasu, udało mi się to bez problemu. Być może dlatego, że przecież często widywałam go w moim snach.

Potrzebuję twojej pomocy Vincent.

Nic się nie wydarzyło. Ścisnęłam kamień mocniej i jeszcze intensywniej skupiłam myśli, na osobie księcia. Przypomniałam sobie jak bardzo mnie początkowo przerażał. Moment, w którym ścigał mnie po Akademii. Chwilę, gdy zbliżał się do mnie i nachylił twarz ku mojej szyi, wciągając w nozdrza zapach mojego strachu. Potem przed moimi oczami pojawiło się jego skrzywdzone, przejmujące spojrzenie, chwila w której powiedziałam mu, że rozumiem co czuje, że wiem do czego go zmuszano. Te wszystkie wspomnienia i emocje wróciły i nagle przed moimi oczami stanął widok urwiska z moich snów.

Bądź tam przed zachodem słońca.


Kochani czy podoba Wam się ta historia, macie może jakieś oczekiwania? ;) Jestem na etapie tworzenia, więc mogę wziąć pod uwagę Wasze sugestie, dajcie znać w komentarzach, to bardzo motywuje do dalszego pisania :)

Akademia Pana Kleksa - Kraina chaosuحيث تعيش القصص. اكتشف الآن