Ojciec

448 28 26
                                    

-LILITH!!!!

-DEBILU ONA NIE ŻYJE.

-KURWA. CO JEJ JEST.

-NIE MNIE PYTAJ. DEBILUUUU

-CICHO. Budzi się.

Podniosłam się na łokciach i lekko otwożyłam oczy. Przeniosłam się do siadu i przetarłam tważ by lepiej widzieć.

Dopiero wtedy zauważyłam że byłam w pokoju. Jakimś pokoju. Byłam na łóżku.

Pokój był z belek drewna świerkowego a podłoga z brzozy. I okna obok drzwi do balkonu.

Kurwa co ja tu robię...

-Lil dobrze się czujesz?- Zapytał jakiś chłopak z tatuażami.

Zpoważniałam i założyłam maskę osoby jakbym miała zamordować wzrokiem.

-Kim ty jesteś?- Warknęłam.

Wszyscy spojżeli na mnie jak na wariatkę.

-Ty... naprawdę nas nie pamiętasz? Lilith nie żartuj!- Krzykną jakiś chłopak taki sam jak tamten z tatuażami ale bez nich.

Próbowałam wyjść z tego pokóju ale jakiś jeszcze kurwa inny. Jakiś taki strasznie masywny i ogromny. Złapał mnie za nadgarstek.

-Puść mnie...- Wycedziłam przez zęby.

-Najpierw nas wysłuchaj.- Powiedział ten jeden wielki tatuaż.

-Co chcecie mi powiedzieć...

-Jesteśmy twojimi braćmi. Lil... naprawdę nas nie pamiętasz?- Zapytał ten klon beż tatuażów.

-Ta... KURWA AŁA

Zemdlałam.

Pov: Dylan

-Ta... KURWA AŁA.- Krzyknęła.

Nagle bezwładnie prawie upadła na ziemię ale ją złapałem.

-JA PIERDOLE! ONA ZDECHŁA!!!-Krzykną Tony.

-Debile...- Mruknąem.
Przeniosłem Wiedźmę na łóżko i zaczołem budzić. Tak nazywam ją wiedzmą bosz ponieważ... KURWA MAĆ ZA ZWIEŻE DOMOWE WZIEŁA KRUKA MUTANTA.

Wiedźma zaczęła się budzić. Gdy obudziła się puściłem są a ona usiadła przecierając tważ.

-Ała... Mój łep...- Mruknęła.

Shane tylko jak zobaczył że się obudziła wystartował jak z procy i żucił się na nią.

-Shane rusz dupsko! Też chce ją przytulić!-Krzykneła Hailie

Gdy Shane ją przytulił Wiedźma się nagle wzdrygneła.

Co jest kurwa, Shane jako jedyny się z nią zaprzyjaźnił a ona się wzdygneła... ZABIJE OSOBĘ KTÓRA JEJ TO ZROBIŁA!!!

Pov: Lilith

Odwzajemniłam przytulasa Shane. I co ja tu robiłam... ktoą nagle zapukał do drzwi. Powiedziałam cicho proszę... Do pokoju wszedł tamten mężczyzna...

W sekundę zesztywniałam. Znowu znowu to samo... dobra opanuj się masz tabletki w plecaku...

-Shane... przynieszesz mi plecak...- Zapytałam nie odrywając wzroku od mężczyzny.

-Okej...- Powiedział.

Shane wstał i po minucie wrucił z moim plecakiem. W między czasie zapytałam Hailie gdzie jest łazienka.
Gdy Shane przyniósł mi plecak wzięłam go i poszłam do toalety. Zamknęłam się na klucz. Wzięłam tabletki i przemyłam tważ. Postanowiłam tu poczekać aż nie tabletki nie zaczną działać.

Po pięciu minutach zaczęły działać. Wyszłam z toalety mając kilka tabletek w kieszeni.

-Wszystko dobrze Lil- Zapytał mężczyzna...

Nie.

-Dla ciebie Lilith...- Powiedziałam przybierając pozę Vincenta.

-Dobrze...- Powiedział pod nosem. -Chłopaki wyjdziecie, proszę.- Zapytał.

Po chwili zostałayśmy same z tamtym typem. Poprawił się na krześle i zaczą.

-A więc... Powiem w prost, jestem Camdem Monet. Jestem waszym Ta...- Przerwałam mu.

-Jesteś Ojcem Hailie nie moim.- Warknęłam.

Hailie spojżała się na mnie jak na ducha.

-C-c-co.- Zająkała się Hailie.

-Owszem jestem biologicznym ojcem Hailie ale twojim ojcem też jestem Lilith...- Dodał.

Poczułam jak złość we mnie się gotuje.

-DLACZEGO NAS ZOSTAWIŁEŚ!- Krzyknęła Hailie.

-Nie miałem wyboru twoja wasza matka... nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. By was chronić...

-Przed czym chronić?!- Zapytała z obużeniem Hailie.

-Nie mogę powiedzi...- Nie dokończyła bo mu przerwałam.

-Hailie.- Warknęłam chyba straszniej od Vincenta. - Zostawisz nas na chwilę samych z Camdemem.- Powiedziałam.

Hailie coś mruknęła pod nosem i wyszła zostawiając nas samych.

-A więc Camdemie Monet. Przyjrzyj się dokładnie.- Powiedziałam.

On zaczą się mi przyglądać ale widocznie mnie nie poznał. Westchnęłam.

-Dobrze to może inaczej.- Mruknęłam pod nosem.

Odsłoniłam rękę na której miałam bliznę po postrzale... przez niego.
Jego oczy zrobiły się ogromne. Chyba sobie przypomniał...

Zakryłam bliznę i wstałam podeszłam do okna i chwilę się wpatrywałam się w widoki.

-A więc mnie poznajesz Camdemie... I jak. Piękne spotkanie po latach. Tylko nie rozumiem jednego...

-Lilith... To nie tak!- Krzykną wstając.

-A więc pewnie tak. Zabiłeś mojego ojca no był ci dłużny pieniądze i nie oddał tego. Ja wchodziłam do domu zobaczyłam to więc postanowiłeś mnie postrzelić...- Powiedziałam na jednym wdechu.

-CZY TY DO CHOLERY JASNEJ CHCIAŁEŚ BYM SIĘ WYKRWAWIŁA! TRAFIŁAM PRZEZ TO DO SZPITALA! MIAŁAM TYLKO 5% ŻE PRZEŻYJE! BYŁA MOŻLIWOŚĆ ŻE NIE BĘDE MOGŁA RUSZAĆ ręką...- Krzyczałam.

-Ja... ja przepraszam...- Powiedział znowu siadając i przecierając tważ.

-Do tej pory nie mam całkowitej władzy w tej ręce.- Powiedziałam.

Nic już nie powiedział. Cały czas z lodowatą tważą trzymałam ręce za sobą. Skinęłam głową i chciałam wyjść ale zatrzymałam się łapiąc za klamkę I spojżałam z furią w oczach.

- Jeśli tylko zrobisz coś Hailie to bez wąchania cię zabije.- Dodałam po chwili.

Wyszłam z tego cholernego pokoju.

___________

No elo co u was.
Dziękuję za wszystkie komętaże i gwiazdeczki naprawdę mnie motywują.

761 słów

Rodzina Monet (Siostry czy wrogowie) Where stories live. Discover now