Rozdział 4 - "To jest... rozkaz."

735 59 3
                                    

Myślałam, że odrobina spokoju, smaczny posiłek i denny do granic możliwości film klasy B dobrze mi zrobią, odwrócą uwagę od irytujących myśli, które cały czas nagabywały podświadomość, wywołując bezsensowne poczucie niepewności i zagubienia. Niestety, po zaledwie piętnastu minutach, kiedy świszczenie odkurzacza ustało, myśl niemal wrzasnęła w mojej głowie sprawiając, że zadrżałam. „Zaraz tu wróci" powtarzałam w głowie, nie mogąc skupić się na bezsensownych dialogach trójki nastolatków z kamerami przymocowanymi prawdopodobnie do klatek piersiowych.

Wzięłam głęboki oddech, zatrzymałam film i próbowałam się uspokoić, by po raz kolejny się nie zbłaźnić i nie dać mu satysfakcji, o ile w ogóle było jeszcze co ratować. Po występie w kuchni byłam prawie pewna, że już nigdy nie weźmie mnie na poważnie, a cała ta szopka ze służeniem, była jedynie narzędziem, za pomocą którego miał w niedługiej przyszłości upokorzyć mnie w jakiś okrutny sposób. Na pewno o to chodziło!

Drzwi otworzyły się z lekkim piskiem nienasmarowanych metalowych kółeczek i do środka pokoju wszedł wysoki, odziany w elegancki, czarny frak, blady mężczyzna. Wydawał się zadowolony. Coś jednak mi nie pasowało. Dokładnie przyjrzałam mu się od stóp do głów i zanim zdążył poinformować, że zakończył sprzątanie, zaczęłam chichotać pod nosem, zasłaniając dłonią usta.

- Skończyłem sprzątać, panienko. Z czego się śmiejesz? - zapytał zdezorientowany.

Wskazałam palcem jego stopy, wciąż nie mogąc powstrzymać śmiechu. Uspokoiłam się dopiero, gdy kilka łez rozbawienia spłynęło po moich policzkach. Wciągnęłam powietrze do płuc i wstrzymałam je na chwilę, by zapobiec kolejnemu skurczowi przepony.

Brunet stał bez ruchu, przyglądając mi się z niezrozumieniem. Znów zachowałam się nieodpowiednio. Wiedziałam, że on uważał mnie za swoją panią i właściwie mogłabym go nawet biczować, a nie pisnąłby słowa, jednak w moim mniemaniu był... Właściwie nie miałam pojęcia, kim dla mnie był, ale bez względu na wszystko, należał mu się szacunek.

- Przepraszam, to było nie na miejscu - powiedziałam, odchrząkując krótko.

- Nie szkodzi - odpowiedział spokojnie. - Panienko, mogę wiedzieć, z czego się śmiejesz?

Powiodłam wzrokiem w stronę jego stóp, zaczynając od krwistoczerwonych źrenic, pewna, że sam się w końcu zorientuje, ale sugestia byłą chyba zbyt subtelna.

- Chodzi o to, że zdjąłeś buty - wydusiłam w końcu, zdając sobie sprawę, że to wcale nie było takie zabawne, jak mi się wydawało.

Było wręcz idiotyczne - moje zachowanie, znaczy się. Co mogłam poradzić? Bawił mnie widok eleganckiego mężczyzny we fraku nie z tej epoki, który stał na imitującej drewno wykładzinie w czarnych, lekko przetartych skarpetkach. To tak bardzo do siebie nie pasowało. Chociaż musiałam przyznać, że miał ładny kształt stóp. Nie były ani zbyt szerokie, ani zbyt wąskie, za to szczupłe, o wysokim podbiciu. Tak, lubię stopy, ale jeszcze bardziej uwielbiam dłonie. Niestety przegapiłam okazje, by móc przyjrzeć się tym jego, byłam zbyt zdenerwowana rozbitym szkłem, by dostrzec coś więcej niż fakt, że je posiada.

Brunet spojrzał w dół, a potem ponownie na mnie i uśmiechnął się zakłopotany.

- Proszę mi wybaczyć. Pomyślałem, że mógłbym przypadkiem roznieść na butach szkło.

- Nie musisz przepraszać za coś takiego... - burknęłam zawstydzona.

Chciałam wrócić do seansu, ale jego obecność znów zaczęła mnie przytłaczać. Podniosłam się z łóżka i zdejmując płaszcz z wieszaka w przedpokoju, poszłam na balkon zapalić papierosa. Co ciekawe, tym razem nie ruszył za mną, widocznie zrozumiawszy jak idiotycznie musiałam się czuć. Chociaż kto wiedział, o czym może myśleć ktoś jego pokroju. Ja na pewno nie. I cholernie mnie to irytowało. Drugi dzień - powinnam przynajmniej być w stanie określić część jego intencji, przyporządkować mowę niewerbalną do słów i odnaleźć wzór, którym się posługiwał. A tu nic, zupełna pustka. Przez chwile myślałam, że zaczynam coś rozumieć, ale myliłam się. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będę w stanie go rozszyfrować. Zależało mi na tym. Był jedyną osobą, której zachowania nie potrafiłam w żadnym stopniu przewidzieć, to było coś nowego. Coś, czego tak naprawdę zawsze pragnęłam - osoby, która byłaby dla mnie zagadką, zaskakiwała na dosłownie każdym kroku - ale jednocześnie niesamowicie mnie przerażało. Nie mogłam dostosować swojego zachowania, by osiągnąć oczekiwany rezultat, musiałam postawić na całkowite, spontaniczne reakcje. Jednym słowem - on widział prawdziwą, najautentyczniejszą mnie, a ja nie wiedziałam o nim niczego. Nie spodziewałam się, że odwrócenie dotychczasowej sytuacji wprawi mnie w tak wielką niepewność i dyskomfort.

W stronę mroku - KuroshitsujiWhere stories live. Discover now