Rozdział 6 - "Tajemniczość, o ile to w ogóle uczucie."

642 58 6
                                    

- Wiesz, jeśli będziesz tak nade mną stał, to przysięgam na mojego ukochanego laptopa, że nie przysnę, choćbyś mnie nafaszerował tabletkami nasennymi - wymamrotałam przez poszewkę kołdry przysłaniającą twarz.

Odwróciłam się w jego stronę i popatrzyłam ospale, jak stoi wyprostowany przy drzwiach, lustrując mnie wzrokiem. To przytłaczające spojrzenie było wystarczająco uciążliwe gdy go nie widziałam, a kiedy rzeczywistość trzykrotnie przebiła upierdliwością moje wyobrażenie, niemal zupełnie się rozbudziłam.

Sebastian wydawał się zmieszany, jakby nie rozumiał, co mi przeszkadzało. Wiedziałam, że on nie sypia, chociaż trudno było mi w to uwierzyć, ale żeby tak bardzo nie mieć pojęcia o potrzebie komfortu podczas zasypiania? Nie byłam jego pierwszą podopieczną, powinien był doskonale zdawać sobie sprawę, że ludzie nie lubią, kiedy się na nich gapi. Widocznie nie wiedział.

- Ile lat miał twój poprzedni właściciel? - zapytałam olśniona nagłą myślą i przewróciłam się na brzuch.

Wsparłam głowę na opartej o poduszkę ręce i z pogardliwym uśmiechem oczekiwałam na odpowiedź.

- Kiedy zawarliśmy pakt, panicz miał dziesięć lat - wyjaśnił niemal dumnie.

Nuta szacunku w jego głosie dała do zrozumienia, że kimkolwiek było dziecko, które posiadło jego moc, było dla niego niezwykle cenne.

- To wiele wyjaśnia - odpadłam, chichocząc pod nosem.

- Wiele wyjaśnia? - zdziwił się i lekko nade mną pochylił, jakby chciał w ten sposób odzyskać kontrolę nad sytuacją.

Widać rzadko zdarzało mu nie pociągać za wszystkie sznurki i wyraźnie czuł się z tym niekomfortowo. Ale tym razem nie dałam mu satysfakcji. Jego bliskość nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. Kiedy zorientował się, że w moich oczach przestał być tak doskonały i nieomylny, za jakiego chciał uchodzić, wyprostował się i odchrząknął. Wyobraziłam sobie jak unosi w górę białą flagę i ponownie się roześmiałam.

- Twój panicz był dzieckiem, ja jestem dorosła. Nie musisz mnie aż tak pilnować - wytłumaczyłam życzliwie.

Nie chciałam być złośliwa. Chociaż miałam świetną okazję, by mu dogryźć, nie potrafiłam. Nie byłam taka. Nie chciałam, by czuł, że zawiódł. Na jego miejscu byłoby mi niezwykle głupio i pewnie zamknęłabym się w sobie, a na pewno bym się zawstydziła.

- Proszę wybaczyć, ale biorąc pod uwagę wczorajszy incydent, wydaje mi się, że nie powinienem panienki zostawiać.

Tak została wynagrodzona moja dobroć. Cholerny demon! Ja do niego z sercem, empatycznie, miło, a on... Aż podskoczyło mi ciśnienie. Byłam już pewna, że nie zasnę, choćby nie wiem co. Energicznie odrzuciłam kołdrę i usiadłam po turecku, krzywiąc się ze złości. Brunet był wyraźnie zadowolony. Denerwowanie mnie sprawiało mu autentyczną przyjemność.

- Właściwie to mi cię trochę żal... - pomyślałam nagle, kiedy dotarło do mnie, że wszystkie te docinki mogły być tylko mechanizmem obronnym.

Tylko, przed czym ponadnaturalna istota obdarzona niezwykłymi zdolnościami, wynoszącymi go na piedestał ponad ludzką zwyczajnością, mogłaby się bronić? Czego on się bał? Czy w ogóle mógł się czegokolwiek bać? Chciałam wiedzieć. Więc zapytałam. Nie lubiłam patyczkowania się w delikatne sugestie, z których nie wynikało nic więcej niż mnóstwo kuriozalnych nieporozumień.

- Czego się boisz?

Z jego twarzy zniknął kpiący uśmiech, ustępując miejsca wzbudzającej niepokój powadze. Znów nachylił się nade mną i niemal dotykając nosem czoła, spojrzał głęboko w moje oczy.

W stronę mroku - KuroshitsujiWhere stories live. Discover now