Rozdział 9 - "potrzebowałam przesłodzonego, opiekuńczego kretyna w bamboszach"

655 54 8
                                    

Kolejne, niezadowolone pomrukiwania skomentował jedynie rozbawionym prychnięciem, wciąż trzymając mnie na tyle mocno, bym nie mogła się wyszarpnąć. I chociaż czułam się jak skończona kretynka, musiałam przyznać - rzeczywiście zrobiło mi się cieplej. Ale równie dobrze mogła to być zasługa bezskutecznych prób wyswobodzenia się z żelaznego uścisku męskiego ramienia, albo zalewającej ciało złości. Czasem bywał tak bezczelny, że się we mnie gotowało.

Staliśmy tak kolejne piętnaście minut, nim zebrałam się w sobie, by coś powiedzieć, ryzykując odmrożeniem języka.

- Gdybym wiedziała, że będziemy tu zapuszczać korzenie, to od razu poszlibyśmy z buta... - burknęłam z dezaprobatą.

Demon znów uśmiechnął się złośliwie i jakby próbując przypomnieć, kto w rzeczywistości ma całkowitą kontrolę nad sytuacją, ponownie lekko mnie do siebie przysunął. Tym razem zamierzałam udawać, że tego nie zauważyłam i dokładnie tak zrobiłam. Wyraźnie zawiedziony, przemówił sztucznie entuzjastycznym głosem:

- Wtedy nie miałbym okazji, by pokazać ci swoje oddanie.

- Już chyba mówiłam. Gdyby tylko o to ci chodziło, oddałbyś mi płaszcz - wycedziłam przez zęby.

- Hmmm... - mruknął, dotykając palcami wolnej dłoni podbródka, zastanawiając się nad czymś. - Mógłbym to zrobić, ale co pomyśleliby ludzie? Nie sądzisz, że wydałoby się to nieco nienaturalne, bym w samej marynarce stał na mrozie, czekając na autobus, bez żadnych oznak zmarznięcia? - zapytał szaleńczo usatysfakcjonowany zapędzaniem mnie w kozi róg swej żelaznej logiki.

- Tak, racja. Bo udawanie, że ci zimno zdecydowanie przekracza możliwości demona, oczywiście - ironizowałam. - Lepiej, żeby wszyscy myśleli, że jesteś moim cholernym facetem?

- Facetem? - powtórzył zdziwiony.

- No wiesz, że niby jesteśmy w związku. Jak małżeństwo, albo coś... - próbowałam tłumaczyć, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę nie rozumiał.

- Wiem, co znaczy być czyimś facetem - oznajmił, z delikatną nutą urażonej, męskiej dumy w głosie. - Dziwi mnie tylko, skąd taki pomysł. Mogła panienka równie dobrze powiedzieć, że przypominam ojca, brata, przyjaciela...

- To nie jest zabawne! - krzyknęłam, widząc obnażone w ironicznym uśmiechu, ostre kły obejmującego mnie mężczyzny. - Co do tego... Moje zidiociałe koleżanki uważają, że jesteśmy razem - wyrzuciłam z siebie zażenowana, zaciskając zęby.

- Interesujące. Dlaczego nie wyprowadziła ich panienka z błędu?

- Miałam powiedzieć, że jesteś demonem, czy moim kamerdynerem? W przyjaciela nie uwierzyły, tak uprzedzając pytanie...

- Rozumiem. Ma panienka szczęście.

- Co, proszę? - Popatrzyłam na niego zszokowana, szeroko otwierając oczy.

- Nie chciałbym być zarozumiały...

- Na to już za późno... - przerwałam mu, burcząc pod nosem, ale zignorował mnie, kontynuując te wcale-nie-zarozumiałą wypowiedź.

- Posiadanie tak dobrze wyglądającego mężczyzny na pewno podnosi panienki rangę w gronie znajomych - dokończył, jakby komentował jakiś film przyrodniczy.

Byłam niezwykle ciekawa, gdzie dowiedział się czegoś tak idiotycznego. Internet, telewizja, radio? Pewnie każde z nich po trochu, w końcu wielcy psycholodzy, którzy nigdy nie wyściubiają nosa poza gabinet (w tym momencie przemówiła przeze mnie zazdrość) wymyślają takie idiotyczne teorie, a nieprzystosowane do życia w nowoczesnym społeczeństwie demony, chłoną je i powtarzają niczym mantrę.

W stronę mroku - KuroshitsujiWhere stories live. Discover now