Rozdział 7 - "Czy tak wygląda śmierć?"

578 50 3
                                    

Usłyszałam dzwonek domofonu. Poderwałam się z łóżka i poszłam do przedpokoju, gdzie ujrzałam ciemną postać o niesamowicie zgrabnej sylwetce, która rozmawiała z kimś przez interkom. Po chwili, służący odłożył słuchawkę i wrócił do kuchni.

- Kto to był? - zapytałam, idąc za nim.

- Listonosz.

- Dlaczego go nie wpuściłeś?

- Nie znam go - odparł zupełnie poważnie.

- Sebastian! Oszalałeś chyba, czekam na przesyłkę! - wydarłam się, uderzając w ramię mężczyzny.

Zapomniałam, jakie było twarde, o czym nie omieszkał przypomnieć promieniujący ból w nadgarstku (nigdy nie udało mi się nauczyć tajemnej sztuki usztywniania go przed uderzeniem...).

Usłyszałam dzwonek do drwi.

- Kłamałeś - oskarżyłam zalewającego herbatę bruneta.

Uśmiechnął się do mnie beztrosko i odstawił czajnik na kuchenkę. Prychnęłam pod nosem i przesuwając stopą stojącego tuż pod drzwiami kota, otworzyłam je. Na klatce schodowej stał ubrany w żółtoczerwony uniform, starszy mężczyzna z wielką, tekturową paczką pod pachą. Uśmiechnął się do mnie życzliwie i wręczył kartę oraz długopis pokazując, gdzie mam pokwitować. Szybko maznęłam szlaczek w wyznaczonym miejscu i podziękowałam, kiedy kurier przekazał mi przesyłkę.

- Sebastian, chodź tu. Mam coś dla ciebie - zawołałam, radośnie kierując się do niewielkiego salonu.

- Jeśli mogę spytać, co to jest? - zapytał, badawczo spoglądając na tekturowy karton.

- Otwórz to się przekonasz - odparłam podekscytowana.

Demon zdawał się ani trochę nie podzielać mojego entuzjazmu. Zręcznie uporał się z otwarciem pudła i wyciągnął z jego wnętrza dwie marynarki, kilka par jeansów i czteropak koszul w różnych kolorach. Popatrzył na ubrania, a potem na mnie.

- Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem - powiedział, uśmiechając się z zakłopotaniem.

Wzięłam do ręki jedną z marynarek i rozłożyłam ją, po czym przysunęłam do ramion demona - pasowała idealnie.

- Skoro upierasz się, żeby wszędzie ze mną chodzić musisz wyglądać normalnie - wyjaśniłam, przykładając do jego piersi kolejną marynarkę. - Tu powinien być jeszcze sweter... O, jest!

- Panienko - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.

Podałam demonowi wełniany, granatowy kawałek materiału i kremową koszulę.

- Nie mówię, że w tym fraku nie wyglądasz dobrze. Właściwie, wyglądasz w nim cholernie pociągająco, ale wszyscy na ulicy się za tobą oglądają, a ja nie chcę się rzucać w oczy - kontynuowałam wywód, zaskakująco, całkowicie zapominając o jakimkolwiek skrępowaniu.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że właśnie powiedziałam, jak bardzo mi się podoba. Było za późno, by to cofnąć, a on zdawał się zbyt zajęty udawaniem zaskoczonego - nie skomentował, więc i ja tego nie zrobiłam.

- No nie gap się tak, przebieraj się - poleciłam, rzucając w niego parą lnianych spodni, których również nie wyjął wcześniej z pudełka.

Chwycił ubranie i z niepewną miną zaczął ściągać z siebie ubrania. Nie byłam pewna, czy naprawdę tak dosłownie zrozumiał polecenie, czy zwyczajnie się ze mną droczył, ale nie mogłam tego tak zostawić. Nie chciałam go widzieć bez ubrań. To było niewłaściwe i... No zwyczajnie było złe.

W stronę mroku - KuroshitsujiWhere stories live. Discover now