Rozdział 10 - "Jest nikim więcej, jak zwykłym śmieciarzem."

646 59 15
                                    

Po chwili, charakterystyczny dzwonek obwieścił, że maszyna znajdowała się na naszym piętrze. Drzwi rozsunęły się, wydając tłumiony, nieprzyjemny dźwięk rysowanego metalu i ze środka uśmiechnął się do nas ubrany w czerwień windowy. Niepewnie weszłam do wnętrza chromowanej puszki, chwytając rękaw marynarki demona. Popatrzył na mnie porozumiewawczo, jakby dawał do zrozumienia, że nic mi nie grozi. Może i była to prawda, bo co w towarzystwie piekielnego pomiotu mogłaby mi zrobić żelazna klatka? Jednak i tak czułam się po prostu źle.

Kiedy drzwi zamknęły się z równie raniącym uszy dźwiękiem, kurczowo chwyciłam Sebastiana za ramię, jednak widząc zdziwiony wyraz twarzy kierującego windą, przywołałam się do porządku i przestałam trząść się jak galaretka na fotelu z opcją masażu.

– Które piętro państwo sobie życzą? – zapytał siwy, dobrze prezentujący się mężczyzna.

– Taras widokowy, proszę – odparł Sebastian, delikatnie się uśmiechając.

Widać było, że traktował pracującego człowieka z szacunkiem. Właściwie, gdy się nad tym dłużej zastanowić, on traktował z szacunkiem wszystkich, nawet mnie. Chociaż w moim przypadku często bywał złośliwy i irytujący, to jednak przez cały czas był kulturalny i nie dał odczuć, bym była dla niego takim gównem, za jakie musiał mnie uważać. Nie, gówno to złe określenie, w końcu byłam pojemnikiem na jego obiad. I niczym więcej. Tylko irytującym, chodzącym taperłerem, którego nie można otworzyć, dopóki jego zawartość nie osiągnie odpowiedniego stanu.

Windowy wcisnął odpowiedni numer piętra i po chwili maszyna ruszyła z zacięciem, z niezwykłą, jak na tego typu wynalazek, prędkością, zmierzając na sam szczyt budynku. Nagła zmiana ciśnienia sprawiła, że ból głowy uderzył ze zdwojoną siłą. Chwyciłam się za uszy i syknęłam z bólu. Demon podtrzymał mnie, bym nie upadła, a starszy mężczyzna patrzył jedynie z przerażeniem w oczach. Widać polityka jego zawodu nie pozwalała na nic więcej.

– Panienko, co się dzieje? – zapytał służący.

– Wszystko dobrze, ciśnienie. Już. Już jest okej – wyjaśniłam, patrząc na niego przez wpół zamknięte oczy.

Nie chciałam zbytnio go martwić, ani robić wokół siebie większego widowiska, niż zdążyłam dotąd. Po prostu miałam wiele dolegliwości, idiotycznych lęków i natręctw. Dlatego mało kto mógł ze mną wytrzymać i dlatego ja sama miałam problem, by kogoś znieść. Ciekawa byłam, ile czasu zajmie demonowi zrozumienie, że zwyczajnie nie opłaca mu się przy mnie trwać i pozostawienie swojego obiadu samemu sobie, rezygnując z niego w imię czegoś prostszego w obsłudze.

W końcu wyszliśmy z windy. Bramkarz poprosił o bilety, założyliśmy kurtki i już po chwili oglądaliśmy panoramę miasta z jego najwyższego punktu. Brunet nie wydawał się zbytnio przejęty, za to ja czułam się niezwykle dobrze. Tak, jak się spodziewałam – byliśmy jedynymi osobami na tarasie, w końcu o tej godzinie, na dodatek w zimę, nie było tu zbyt przyjemnie. Właśnie dlatego czułam się tak swobodnie. Tylko ja i demon, którego opinia na mój temat właściwie nie miała większego znaczenia. Przeszywający ciało wiatr, wprawiając kończyny w drżenie i tysiące odległych światełek nastrajały mnie pozytywnie, wprawiały również w refleksyjny nastrój. Podeszłam do barierki i oparłam na niej przedramiona, na których następnie położyła głowę. Służący stanął obok i przyglądał się zamyślonemu wyrazowi mojej twarzy.

– Coś się stało? Znowu się panienka gorzej czuje? – dopytywał, udając zmartwionego.

– Nie. Zastanawiam się tylko, kiedy będziesz miał mnie dość i odejdziesz – odparłam z delikatnym uśmiechem na ustach.

W stronę mroku - KuroshitsujiWhere stories live. Discover now