Rozdział 11

9.1K 808 290
                                    

Nie sądziłam, że tak szybko dobijecie do tych 50 gwiazdek :D Zgodnie z obietnicą przychodzę z nowym rozdziałem :) Miłego czytania!

***

- Wyglądasz jak trup stary.

- Ty też nie grzeszysz pięknością.

- Ale nie zabijam nikogo wzrokiem, gdy tylko na mnie spojrzy.

- A ja tak - warknąłem zirytowany, kończąc tą bezowocną dyskusję. David przewrócił oczami i skrzyżował ręce na piersiach. Popatrzył na mnie jak matka na swoje zbuntowane dziecko i już miał coś powiedzieć, za co pewnie dostałby w twarz, ale przeszkodził mu dzwonek na lekcję.  Wzruszył ramionami i zostawił mnie w spokoju. Ostatnio czułem się przez niego dosłownie prześladowany. Biedaczek uznał nagle, że możemy wszyscy odbudować cudowną przyjaźń. To tak nie działa, nie kiedy nie rozmawialiśmy praktycznie przez 3 lata. I powrót Mike'a tutaj niczego nie zmienia.

Właśnie. Mike. 

Spojrzałem po raz któryś tego dnia na ekran telefonu, mając nadzieję zobaczyć jakąś nową wiadomość. Nie ma. Oczywiście, od tygodnia nie było. Najdłuższe 7 dni w moim życiu, podczas których musiałem pocieszyć się marnym "Nie martw się o mnie, wrócę za nie długo. Nie pisz". Powoli brakowało mi cierpliwości.  Błagam, ja jej nigdy nie miałem. 

Usiadłem w ostatniej ławce pod oknem. Spojrzałem na tych palantów z którymi chodziłem do klasy. No błagam, jakim cudem oni w ogóle skończyli gimnazjum? Mój wzrok zatrzymał się na fioletowych włosach jednej z dziewczyn, która śmiała się głośno. Za żadne skarby nie potrafiłem sobie przypomnieć jak ma na imię. Amanda? Dominika? Kunegunda? W tym samym momencie nieznajoma spojrzała na mnie i posłała mi oczko. Po chwili uśmiechnęła się i ruszyła w moją stronę. No chyba nie, zawróć. Masz jeszcze szansę. No już, spierdalaj.

- Witajcie, proszę zajmijcie miejsca i przestańcie gadać - po raz pierwszy ucieszyłem się na widok młodego nauczyciela matematyki, który uratował mnie od niezręcznej sytuacji. Chyba polubię tego faceta, ubranego w zwykłe dżinsy i czarną koszulę - a teraz wyciągnijcie kartki... - okej, jednak z powrotem wracasz na moją czarną listę.

***

- Mike, kto to jest? Tam, w tym samochodzie?

Spuścił głowę, a po jego policzkach pociekły pojedyncze łzy, które szybko otarł. 

- To był mój ojciec - powiedział i choć nie wiedziałem dlaczego wywołało to u niego taką panikę, przerażenie w jego oczach sprawiło, że mój żołądek skurczył się boleśnie. 

- To nie wróży nic dobrego. Lepiej uciekaj - zaśmiał się ponuro, po czym wyszedł z samochodu.

- Czekaj! - zawołałem i w ostatniej chwili złapałem go za rękę - pójdę z tobą.

- Nie - jego stanowczy ton wprawił mnie w osłupienie. Patrzył na mnie z zawziętością i ... troską? 

- Nie mieszaj się, Jace. Odezwę się później - wyszeptał i odszedł. Wbrew swojej woli wróciłem do domu. 

Nie odezwał się. 

***

12:34 DO: MIKUŚ

Cokolwiek się dzieje, proszę, odpisz

Siedziałem na biologii, zamartwiając się. Myślami byłem przy Mike'u, do którego tak bardzo chciałem się w tej chwili przytulić i zapewnić, że cokolwiek się stanie, ja zawsze będę obok. 

- Jace, odpowiesz mi na pytanie?

- Nie - powiedziałem odruchowo i po chwili spojrzałem w szare oczy babki od biologii. Jej majestatyczny wąs wyróżniał się na tle małej twarzy pokrytej zmarszczkami, tak, że aż trudno było oderwać od niego wzrok.

- Zacznijże w końcu słuchać na lekcjach - wychrypiała i odwróciła się, by odejść. Krzyżyk na drogę.  

12:56 DO: MIKUŚ

Kochanie, co z tobą? Odezwij się, proszę

13:45 DO: MIKUŚ

Zrobiłem coś nie tak?

Poczułem czyiś wzrok na sobie. Podniosłem głowę i napotkałem wzrok fioletowej dziewczyny. Czyżby chciała mnie zgwałcić?

13:48 DO: MIKUŚ

Kuźwa, okres masz czy co?!

13:50 DO: MIKUŚ

Nie rozumiem co się dzieje.......

14:21 DO: MIKUŚ

Mam tego dość, odpisz mi!

Na mojej ławce wylądowała biała karteczka. Spojrzałem na nią i schowałem do tylnej kieszeni swoich czarnych spodni. Nie mam na to czasu.

14:43 DO: MIKUŚ

Jadę do ciebie cholero jedna

***

Komu potrzebna była fizyka? Na pewno nie mi. Zaparkowałem przed domem Mike'a i po chwili znalazłem się pod jego dębowymi drzwiami. Podniosłem zaciśniętą w pięść dłoń i zawahałem się. Prosił, bym nie pisał, abym zaczekał. Co powinienem zrobić? A niech to szlag trafi, pomyślałem i zapukałem.

Stałem tak przez chwilę, z każdą sekundą coraz bardziej zniecierpliwiony. Zacząłem walić pięścią w drewno, aż usłyszałem dźwięk przekręcanych kluczy w zamku.

- Czego tu chcesz? - warknął jego dziadek. Oj, to nie zabrzmiało miło.

- Gdzie Mike? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Spojrzenie czekoladowych oczu starca przyprawiło mnie o gęsią skórkę. 

- Ty nic nie wiesz? Mike wyjechał - westchnął i już miał zamknąć drzwi, ale zawahał się. A ja, ja stałem jak słup soli, nie wiedząc co zrobić. Wyjechał? Znowu? Dlaczego? 

- Jego ojciec go zabrał - usłyszałem jakby przez mgłę. 

***

Jak myślicie co się stanie dalej? I kim jest ta tajemnicza dziewczyna? ^^

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Następny wstawię, kiedy tylko napiszę. Nie będę  już dawać jakiś granic komentarzy i gwiazdek, nie chcę Was do niczego zmuszać, choć nie powiem, bardzo mnie to motywuje :)

Chcę Wam wszystkim tak bardzo podziękować, że jesteście i czytacie to opowiadanie, które nie jest jakieś specjalnie dobre, ale mimo to piszecie takie miłe słowa, komentujecie, chcecie więcej i w ogóle jesteście. To jest takie... miłe i podnoszące na duchu ^^  Bardzo Wam dziękuję, wiele to dla mnie znaczy, nigdy nie przypuszczałam, że tylu osobom się spodoba to co piszę :) Jeszcze raz Wam dziękuję i trzymajcie się!  



Kocham Cię idioto |yaoi|Where stories live. Discover now