Rozdział 1

90 13 7
                                    

Harry
-Dziś o godzinie 7:20 na przejeździe kolejowym zginęły dwie osoby jadące najprawdopodobniej do pracy. Jak twierdzi policja, że powodem tego zdarzenia była nadmierna prędkość kierowcy który prowadził Audi.
Po chwili na ekranie telewizora pojawił się samochód moich rodziców momentalnie w moich oczach stanęły łzy.
-Nie tylko nie oni. Oni nie mogą mnie tak zostawić bez nikogo.
A jednak. Szybko zabrałem kluczyki od Lamborghini i wszedłem do garażu gdzie stało moje auto obok niego zawsze stało Audi, a teraz nic nie będzie stało. Wsiadłem do samochodu wsadziłem kluczyki do stacyjki i odpaliłem silnik. Pilotem otworzyłem bramę,a po chwili wyjechałem na ulicę nawet nie włączyłem muzyki byłem zbyt zdenerwowany. Jechałem w miejsce gdzie tragicznie zginęli moi rodzice.Łzy cały czas mi się lały po policzkach,ręce trzesły nie wiem jak zapanowałem nad samochodem, ale po 10 minutach stałem tam i naprawdę to było auto moich rodziców, a ich ciała były już po nakrywane workami na zwłoki.
-Nie...to nie może być prawda.-Gwałtownie zacząłem biec do moich martwych rodziców.
-Proszę Pana, ale Pan nie może tam iść.-Powstrzymał mnie głos policjanta
-To są moi rodzice kurwa!-Mój głos się złamał, a do oczu napłynęło mi tyle łez, ale nie chciałem płakać przy nim.Puścił mnie, a ja niemal od razu biegłem do zwłok. Padłem na kolana gdy byłem przy nich. Odkryłem lekko worek gdy zobaczyłem zmasakrowaną twarz mojej rodzicielki. Natychmiast łzy lały się tworząc wodospad.
-Mamo chooodź do dommmuuu. Tooo ja Harry.
Lecz ona ani drgnęła tylko jej zielone otwarte oczy wpatrywały się we mnie,ale nawet nie zamrugała, a ja nie mogłem wierzyć, że to jest prawda. Chciałem wierzyć, że to jakiś straszy koszmar, że zaraz się obudzę, a mama będzie przy mnie. Obok leżał mój ojciec, odsłoniłem jego ciało, które nie wyglądało najlepiej.
-Choddddźcie do dommuu.Proooszę.
Obok mnie stanął policjant który zakrył ich,a mnie odciągnął jak najdalej od ciał.
-Przykro mi Panie Haroldzie. Wezwać może psychologa?
-Nie potrzebuję kurwa żadnego psychologa.-Płakałem. Miałem dość oni nie żyją, a ja jestem kompletnie sam.
Patrzyłem na nich, a ja nadal jestem w szoku, ale wierzę że to nie ich wina. Wiem że się śpieszyli do pracy, ale to ten cholerny pociąg musiał zepsuć moje marzenia. Mieliśmy jechać do Nowego Jorku. Mieli uczestniczyć w moim weselu, mieć wnuki, a teraz mój świat się zawalił. Postanowiłem dać pracować zakładowi pogrzebowemu, a sam poszedłem we łzach do samochodu. Wsiadłem do niego i powoli odjechałem by jak najszybciej znaleść się w domu, przecież to ja muszę się zająć formalnościami i odprawić im pogrzeb.

Pokrzywdzeni Przez LosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz