Rozdział 15

8 3 3
                                    

Harry
Odwróciłem się, lecz Louisa już w pokoju nie było. Byłem sam na sam z Zaynem. Moim zmarłym przed pięć lat kuzynem.
-Cześć Harry.
Patrzył na podłogę i cicho się ze mną przywitał. Podszedłem do niego i to przytuliłem.
-Cześć Zayn.
Po chwili z moich oczu płynęły łzy.

Zayn
Harry przytulił się do mnie, chociaż teraz powinien podejść i dać mi po twarzy. Po chwili słyszę cichy szloch.
-Przepraszam, że bez słowa odszedłem.
Harry dalej był wtulony we mnie.
-Przepraszam, że zerwałem kontakt po moim zaginięciu.
Wciąż cisza.
-Przepraszam Cię, za wszystko Harry.
I wtedy z moich oczu też popłynęły łzy. Minęło trochę czasu zanim przestaliśmy płakać i oderwaliśmy się od siebie.
-Nie masz za co przepraszać Zayn.  Najważniejsze, że Ty żyjesz i nic Ci nie jest. Mój wzrok zainteresowały jego ręce.Spojrzałem na jego nadgarstki. Były zabandażowane.
-Co Ci się stało?
-Pocięłem się
-Co?! Dlaczego?
-Słyszałeś o wypadku? Który miał miejsce na przejeździe kolejowym jakieś dwa tygodnie temu?
-Tak Harry.
Byłem zdziwiony, co jakiś wypadek ma do jego nadgarstków?
-Zginęła kobieta i mężczyzna. Oboje na miejscu.
W jego oczach już widziałem, że za moment będzie płakał.
-To byli moi rodzice!
I wybuchł histerycznym płaczem. Podszedłem i mocno go przytuliłem.
-Tydzień  po wypadku i dwa dni po pogrzebie wróciłem ze szkoły do domu i poszedłem do mojej łazienki by się umyć, gdy na lustrze było napisane "Harry już jesteś mój" i to mnie tak dobiło. Gdzieś znalazłem żyletkę i się pociąłem. -Gdy to mówił płakał i szlochał, aż mi go żal było.
-Poczekaj tu minutę.
Wybiegłem z pokoju na dół do kuchni. Otworzyłem szafkę gdzie trzymaliśmy leki. Znalazłem jakiś lek na uspokojenie. Wziąłem do tego woda w szklance i poszedłem do pokoju gdzie czekał Harry cały roztrzęsiony.
-Weź to. Będzie Ci lepiej.
Wziął tabletkę i popił ją wodą.
-Wiele się zmieniło. A moi rodzice żyją? 
Zapytałem go, może ma z nimi kontakt. W końcu nasze mamy były siostrami. Trochę się uspokoił.
-Tak twoi żyją, ale z twoim ojcem jest coraz gorzej od paru miesięcy choruje na serce.
-Mieszkają tam gdzie mieszkaliśmy przed pięcioma laty?
-Tak.
Do moich oczu gwałtownie zebrały się łzy.
-Zaprowadze Cię do Louisa, a ja pojadę ich odwiedzić. Pewnie mnie nienawidzą zniknąłem z powierzchni ziemskiej tak nagle.
Wstałem i przytuliłem jeszcze raz Harrego.
-Przepraszam Cię jeszcze raz.
-Nie masz za co.
Uśmiechnął się do mnie.
-Chodź teraz do Louisa.
Szedł za mną gdzie zaprowadziłem to do pokoju Louisa. Zapukłem.
-Proszę!
-To ja przyprowadziłem Ci Harrego.
Zostawiłem ich samych po czym udałem się na dół. Na szafce leżały klucze od mojego ferrari, więc ja chwyciłem, i kopnąłem drzwi od garażu. Mój samochód
stał tam gdzie go postawiłem. Od razu uśmiech pojawił mi się na twarzy, podszedłem do niego i otworzyłem drzwi, a po chwili już byłem w środku. Brama garażowa, zaczęła się otwierać. Włożyłem kluczyki do stacyjki i przekręciłem, gdy auto odpowiedziało mi cichym warkotem, ruszyłem w stronę bramy zewnętrznej. Delikatnie wyjechałem z bramy, a potem szybko nabrałem prędkości. Minąłem las,  za jakieś 10 minut miałem zobaczyć mamę i tatę. Rodziców których syn odszedł pięć lat temu. Wyrwałem się z zamyślenia i skręciłem w lewo. W uliczkę która prowadzi do mojego rodzinnego domu. Mijałem domki, aż w końcu znalazłem ten o który mi chodziło. Był mały, cały pomalowany na biało, a przed nim ławeczka i malutki ogródek. Zaparkowałem przed nim. Wsiadłem i zablokowałem go. Ruszyłem w stronę drzwi, przez chwilę miałem ochotę wrócić do samochodu. W końcu stanąłem przed drzwimi i zapukałem. Nie musiałem długo czekać. Otworzyła mi, trochę siwa i przygarbiona kobieta, która patrzyła na ziemię.
-Mogę w czymś pom..
Nie zdążyła dokończyć gdy spojrzała w górę.

Pokrzywdzeni Przez LosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz