Rozdział 25

1K 123 23
                                    

Narratorem rozdziału jest Noah a rozdział dedykuje Alex_alexx. Niech się cieszy dziewczyna a co mi tam :3

-2395 - Powiedziała Ellie, teraz była moja kolej więc moje trybiki zaczęły myśleć.

-2+3+5 daje nam 10. 10 do potęgi 9 to 1000000000, usuwam 8 zer i mamy 10. Łatwe daj coś trudniejszego.

-Jak mamy dać coś łatwiejszego skoro, jesteś mózgiem matematycznym. - Oburzyła się Bonnie

-Oraz informatycznym i elektronicznym nie chwaląc się skromnie. I do tego jakim przystojnym - Uśmiechnąłem się do dziewczyn.

-Co z Peterem? - Spytała się Alice

Odwróciłem się w stronę Doktorka, na razie spał jak zabity. I się ślinił. 

-W porządku, czyja teraz kolej?

-Twoja. - Odparła Ellie, pewnie miała dość tej gry bo przegrywała ze mną 12 do 3. W sumie nic dziwnego bo sam tą grę wymyśliłem. Polega ona na tym że podaję się jakąś liczbę i trzeba tak kombinować z jej cyframi, tak by uzyskać wynik 10.

-No to niech będzie 1398.

-1+9 to mamy 10....

Matematyczny monolog Ellie został przerwany przez krzyk. Był to krzyk jaki w życiu ludzki głos nie mógłby wydać. Słyszał go cały samolot, a ja że byłem najbliżej prawie ogłuchłem.  Nie był to też krótki krzyk, Peter krzyczał głośno i długo. Zasłoniłem mu ręką usta i zacząłem go uspokajać. Po chwili przestał krzyczeć mi w rękę i zaczął głęboko oddychać.

-Muszę państwu zwrócić uwagę - odezwała się stewardessa, która przyszła sprawdzić co się dzieje. 

-Przepraszamy - Alice zaczęła swoją szopkę - to się więcej nie powtórzy. On ma często koszmary i krzyczy przez sen. 

-Dobrze, ale niech to będzie ostatni raz. - Stewardessa już miała odchodzić, kiedy Bonnie poprosiła ją o wodę.

-Czy nadal lecimy? - Spytał się Peter, jego pierś poruszała się z góry na dół jak winda ekspresowa. Dyszał przy tym jak lokomotywa.

Zasunąłem okno przy nim i skłamałem że nie. 

-Kłamiesz, ale ci wybaczę. - Był blady jak ściana, przez co jego włosy wydawały się jeszcze ciemniejsze. A oczy o wiele za duże. 

-Podać ci tabletki? - Spytałem go

-Nie, i tak już przekroczyłem dawkę dopuszczalną. Muszę je więc wyrzygać. Zaczął rozpinać pas, jednak jego ręce trzęsły się przy każdym ruchu. Pomogłem mu uporać się z pasami. Wstał na chwiejnych nogach. Już wiedziałem że muszę iść z nim. Wstałem z fotela, przecisnęliśmy się przez nogi Alice i udaliśmy do toalety na tyłach samolotu. 

-Mam iść z tobą? - Spytałem się jak najbardziej poważnie

-Tak i może jeszcze włożysz mi palec do gardła, co? - Wszedł do toalety i się zamknął.

Czekałem ze 3 minuty tylko po to by usłyszeć kolejny jego krzyk. Pod drzwi toalety podeszła stewardessa, ta sam co nas wcześniej upominała

-Proszę uspokoić swojego kolegę - powiedziała

Bo co?! Wysadzi nas pani? -odwinąłem się jej. - Może pani otworzyć te drzwi? Nie wiem co się z nim dzieje.

Latająca kelnerka pokręciła głową i jakimś tam wytrychem otworzyła drzwi. Z kabiny wyleciał Peter, był bladozielony, dyszał jak sto lokomotyw. A jego gęba była tak rozwarta że spokojnie dwa takie samoloty by się w niej zmieściły. Pomogłem mu wstać.

Obiekt 071AWhere stories live. Discover now