Rozdział 34

756 66 19
                                    

Ellie ciąg dalszy

Przygotowania do planu włamania się do gabinetu Matki trwały cały dzień. Po pierwsze należało zebrać odciski jej palców i zdobyć kod otwierający jej drzwi. Tym zajęli się Cody i Noah. Moim zadaniem było zorganizowanie broni. W Jaskiniach był zakaz noszenia broni, pod groźbą banicji. Broń była dostępna jedynie na strzelnicy i pilnowano by jej nie wynieść. Przez cały ranek zastanawiałam się jak przemycić broń. Jednak, gdy próbowałam wynieść broń, maszyna przy drzwiach pikała i kazali mi ją odnieść. Zgrywałam wtedy głupią blondynkę i grzecznie odnosiłam broń na miejsce.

-Ma ktoś jakiś pomysł, by tą broń wynieść? - Spytałam się Noaha i Cody'ego. Siedzieliśmy u blondyna, ponieważ on mieszkał sam i mieliśmy większą swobodę. Nie wiadomo co z Tracy. Nie mogliśmy jej nigdzie znaleźć.

-Wierz mi kochana, nie da rady wynieść tej broni - Stwierdził nasz złodziej. - Wielu już próbowało i poległo.

-Może broni się nie da wynieść, ale ich części zapewne tak - Powiedział Noah - No chyba że zachipowali każdy atom tych karabinów czy pistoletów. To wtedy się nie da.

-Noah jesteś geniuszem! - Krzyknęłam -Chodź idziemy postrzelać.

-Zaraz będzie obiad, a po obiedzie umówiłem się Patrickiem. Matka pozwoliła nam wyjść.

-No dobra, czyli Cody mi pomoże mam rację?

-A mam jakiś inny wybór? - Odezwał się najniższy chłopak.

-Nie, a teraz idziemy na obiad.

Jadalnie tak jak prawie cały ośrodek były podzielone na męską i żeńską część. Oczywiście ja musiałam siedzieć z chłopakami. Na obiad podali pierogi z mięsem.

-Pewnie znowu dali nam ludzkie - zaśmiałam się.

-Szkoda że nie ma krwi, wtedy byśmy wiedzieli czy jest ludzkie czy nie  - Stwierdził Noah.

-Cześć! - Do naszego stolika dosiedli się Brian i Patrick. Ten drugi zmierzwił Noahowi włosy i usiadł koło niego. - Idziemy potem na kuchnie, by nam to wyjaśnili idziecie z nami?

-Co wyjaśnić? - Zdziwił się Cody, którego nie było przy akcji z mięsem.

Noah wyjaśnił wszystko co się stało wczoraj po powrocie.  Blondyn spojrzał na pierogi i rzucił widelcem. 

-Przepraszam - Powiedział i odszedł od stołu.

Chłopcy oraz ja też straciliśmy apetyt. Udaliśmy się więc do kuchni.

-Hej Nate - Przywitał się Brian. Nate był wysokim chłopakiem o czarno-fioletowych włosach, tunelach w uszach i szarych oczach. Pod fartuchem miał niebieską koszulę i czarne spodnie, na nogach miał czerwone trampki. - Możesz mi powiedzieć co było wczoraj na kolację, w sensie jakie mięso?

-Nie jestem pewien, ale chyba to był wół, czekaj spytam się Axela. Zaczekajcie tutaj.

Po paru minutach Nate zjawił się z niskim grubym chłopakiem o szarych loczkach i piaskowych oczach. Ubrany był w fartuch, tyle że w przeciwieństwie do Nate'a jego był umazany krwią, w ręku trzymał tasak.

-To nie jest ludzka prawda? - Wyszeptał Patrick do Noaha?

-To posoka, nawet to czuję, ludzka jest słodsza.

-Na kolację wczoraj był wół, przecież dobrze wiecie.

-Albo kłamiecie, albo nie jesteście tego świadomi - Powiedziałam

-Tak, w ogóle co ty tutaj robisz? - Spytał się Axel? - Nie powinnaś być w damskiej części?

-I tak i nie, chciałam strzelać, więc zamienili mnie z moim przyjacielem który chciał leczyć. I teraz siedzę z chłopakami.

Obiekt 071AOù les histoires vivent. Découvrez maintenant