Cisza przed burzą

9 0 0
                                    

Łóżka chłopców okazały się zaskakująco miękkie, idealne na odpoczynek po wyczerpujących wydarzeniach. Spały do godziny dziesiątej. 

Mes powoli wstała. Otworzyła oczy. Wydawać się mogło, że nikogo nie było, gdy wtem... -Wyspałaś się? - Lawrence siedział na fotelu i czytał jakąś starą książkę. Dziewczyna powoli się podniosła do siadu i wpatrzyła swoje brązowe oczy w chłopaka. - Mhym. - Mruknęła. Nie miała za bardzo ochoty mówić, była zbyt zaspana aby wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Musi najpierw się ubrać. Powoli wstała i przeciągnęła się. - Pójdę się ubrać. - Oznajmiła. Blondyn tylko z uśmiechem jej przytaknął. Mesia powoli weszła do łazienki i przygotowała sobie ubranie. Jasna sukienka, rajstopy i ukochane kolce. 

Nun nie miała większych problemów ze wstaniem. Była dość wypoczęta, po tak burzliwej nocy. Powoli otwierając zielone ślepia zauważyła, że po drugiej stronie łóżka siedzi Ezra, cały zasłonięty przez wielkie, czarne skrzydła. Powoli usiadła. - Hej. -  Uśmiechnęła się w jego kierunku i przyglądała się chłopakowi, który zaraz wlepił w nią niebieskie oczęta. - Hej. - Odwzajemnił uśmiech. - Idź się ubrać, mamy z chłopakami wam tyle do opowiedzenia! - Ezra wyglądał na dość przejętego, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. - Ok! - Wiewiórka szybko się podniosła i poszła w stronę łazienki. Była troszkę zdziwiona - co też mają jej do powiedzenia? Mają IM do powiedzenia! Nun postanowiła założyć podarte szorty i ciemny top. Dzisiaj ma być ciepło, tak mówi jej telefon. Po kilku minutach wyszła z łazienki, jeszcze tylko przeczesywała ogon. Chłopak już czekał. Miał na sobie luźny, czarny T-shirt i ciemne spodnie. Tylko grzywka, skóra i oczy nie były czarne. Taki typowy, blady emos z różową grzywką. - Opowiecie nam o Uragirim? - Nun spytała z zaciekawieniem. Ezra przytaknął. - Też, ale głównie opowiemy wam o Tetmari - Dodając otworzył drzwi. Tam, na środku pokoju spotkali Mes i Lawrence, którzy widocznie szybciej się zebrali. Nic dziwnego, Mesia jak bardzo jest zestresowana, potrafi ubrać się w minutę. A teraz uwierzcie, przy tak ładnym chłopaku zależało jej, aby wypaść ładnie, ale nie wywrzeć wrażenia pustej dziewczyny, która spędza przed lustrem średnio trzy godziny. W sumie to ubiorem pasowała do chłopaka. Oboje mieli na sobie coś kremowego i ciemnego. Z tym, że Lawrence miał beżową koszulę, ciemne spodnie i ciemnobrązową marynarkę (przypominającą niedźwiedzią sierść), a Mesia sukienkę i bluzę (z kolcami). W sumie to uroczo wyglądali, była między nimi różnica wzrostu nieco większa od tej między Nun a Ezrą, którzy wyglądali bardzo słodko. - Arthur jeszcze nie wstał? - Ezra spytał zniecierpliwiony. - Tak. Próbowałem do niego zadzwonić... Ale dzwonek mógł tylko obudzić Kaze. - Lawrence westchnął. Miał rację. Kaze właśnie otworzyła powoli oczy. Obudził ją telefon chłopaka... Który leżał zaraz obok! Jej twarz zalała się rumieńcem. - H-hej! - Aż podskoczyła! Odsunęła się od chłopaka. Arthur właśnie się podniósł miał na sobie tylko niebieskie bokserki - nic więcej. Dziewczyna nie mogła odwrócić wzroku od tej jego umięśnionej, silnej klatki piersiowej. W dodatku tak bardzo lubiła jego odstające obojczyki. - E-em! Cz-cześć Kaze! - Arthur się przebudził. Też był nieco zdenerwowany, ale co miał powiedzieć? Ezra i Law byli o tyle sprytniejsi, że niepostrzeżenie wstali i nie dali się na kryć na leżeniu w tym samym łóżku. No bo gdzie niby mieli spać? Mieli tylko te trzy łóżka... Oni potrafili szybko zasnąć i szybko wstać i uciec... Tylko Arthur był taką ciapą! Kaze była nie tyle co przestraszona, co zawstydzona. Zaczęła się cofać, gdy wtedy straciła równowagę - koniec łóżka. - K-kaze! - Arth starał się ją złapać, jednak potknął się o własny ogon i wtedy...

ŁUP!

Oboje wylądowali na ziemię razem z kołdrą. Wtedy drzwi się otworzyły. Czwórka zastała leżącą Kaze na podłodze, a nad nią wisiał Arthur. Trzymał ją za ręce, które były delikatnie przyciśnięte do podłoża. Kołdra zasłaniała ich od pasa w dół, sprawiając wrażenie, że znajdują się w bardzo jednoznacznej sytuacji. W dodatku te rumieńce i wyraźne zdziwienie na widok Lawrence, którego dłoń właśnie powędrowała na oczy Mes, całkowicie je zasłaniając. Ezra wstał jak wryty, a Nun po prostu zabrakło słów. Mesia oczywiście zdążyła zobaczyć jak kolega wyprawia bardzo ciekawe rzeczy z koleżanką, aczkolwiek przez zasłonięte oczy miała wrażenie, że odprawia się tu coś naprawdę niegrzecznego. Można śmiało powiedzieć, że drzwi zamknęły się jeszcze szybciej, niż otworzyły. Arthur szybko wstał z ziemi. - To nie to na co wygląda! - Wydarł się, jednakże zdążył już sobie nagrabić u kolegów, którzy właśnie próbowali to w jakiś racjonalny sposób wytłumaczyć. Lawrence zabrał dłoń z twarzy Mes i zakrył nią połowę twarzy, próbując opanować rumieniec. Oczy miał wpatrzone w jakiś martwy punkt na ziemi. Nun miała szeroko otwarte oczy i próbowała je gdzieś zawiesić, ale po prostu nie mogła. Spojrzała na Mes, która próbowała coś z siebie wydusić, ale jednak szybko z tego zrezygnowała. Ezra głęboko westchnął i zaczął kręcić głową. - Ja nie wiem co ten Arthur sobie myśli... - Spojrzał na drzwi. - Tego po Kaze bym się nie spodziewała! - Nun nerwowo się zaśmiała. Wtem z sypialni wypadł wilk, który miał już na sobie szare dżinsy i popielaty T-shirt. - Ch-chłopaki! To nie to na co wyglądało! Serio! K-kaze wstała, nieco ja wystraszyłem, to poleciała na ziemię, a-a je chciałem ją złapać i się na nią wywróciłem! - Nerwowo się tłumacząc próbował załagodzić sytuacje. To nic nie dawało. Ezra tylko kręcił głową i z niesmakiem się mu przyglądał. Lawer się cały wyprostował, założył ręka na rękę zawieszając je na klatce piersiowej i popatrzył na niego z góry bardzo bezlitosnym wzrokiem. - Jak możesz dopuszczać się takich nieczystości o tak wczesnej porze? I to w dodatku pierwszego dnia po tak burzliwych wydarzeniach? - Powiedział z surowym wyrazem. Arthur tylko nerwowo machał rękami. - Najmłodszy i dopuszcza się takich rzeczy jako pierwszy... - Ezra dodał zgorzkniale. - C-co to ma do rzeczy! A-a tak w ogóle, t-to jesteśmy w tym samym wieku, t-tylko urodziłem się kilka miesięcy później od Lajego! - Wilk próbował się jakoś wybronić, ale bez większych skutków. Wtedy podeszła Kaze. Ubrała się w czarny T-shirt i delikatny, zwiewny, czarny sweterek, oraz ciemne spodnie. - A-arthur ma rację. T-to był t-tylko wy-wypadek. - Wyjaśniła z pełnym rumieńcem. Dopiero wtedy chłopcy wrócili do normy. - Dobrze, nic się nie stało. A terach chodźcie, usiądźmy. Musimy wam wyjaśnić kilka rzeczy związanych z Tetmarii. - Z uśmiechem odparli. Oczywiście Arthur zaczął coś burczeć, że znają się tak długo, a tak bardzo go dyskryminują, czy jakoś tak. Co on biedny mógł poradzić? Był wcześniej najmłodszy w watasze, ale za to najwyższy. A teraz? Teraz jest najniższy i najmłodszy (miesiącami). Często go za to wyzywają od niziołka... Oczywiście ma ponad 180 cm wzrostu, ale co on poradzi, skoro pozostali mają 190! Powoli podeszli i zasieli na kanapie. Akurat się zmieścili. - To może ja to wszystko opowiem? Zacznę od tego, że mieszkamy tu od bardzo dawna. - Ezra wziął głęboki wdech, już wiedziały, że to nie będzie najkrótsza historia. - Tetmarii nie od zawsze była taką... Piękną krainą. Było tu dużo szemranych typków. Aż w końcu, utworzyła się spora wataha wilków, które strasznie tutaj nabałaganiły. Ogółem panował chaos, ale wytworzyło się kilka swego rodzaju sekt, których członkowie żyją do teraz. Ale łatwo ich rozpoznać po imieniu, na przykład Uragiri - zdrajca. Jest też wielu innych takich typków, jak na przykład Uso-tsuki, czyli kłamca. Naszym zadaniem jest ich wypędzenie z lasu, aby zapanował spokój. Niestety, ale przez naszą tajemniczość i anonimowość jesteśmy dość... Źle postrzegani? Straszni dla mieszkańców Tetmarii. Oczywiście niewielu z nich wie, że możemy zapewnić im większe bezpieczeństwo niż tutejsza policja, czy ktokolwiek inny. Jesteśmy najsilniejsi w lesie, jednakże też mamy swoje słabe strony. Na przykład Arthur jest frajerem. - Z uśmiechem podsumował żartobliwym komentarzem, który bardzo nie spodobał się Artowi. - A co z nami? Co ze szkołą? - Kaze się zaczęła dopytywać. W końcu bardzo zarówno ją jak i dziewczyny, interesowały ich dalsze losy. - Niestety. Las odmówił pomocy, uznali że najlepiej będzie, gdy pozostaniecie z nami, tu w jaskini. Do szkoły możemy was odprowadzać i po was przychodzić. - Lawer objaśnił. - Przykro nam z powodu tego wszystkiego. Dodatkowo macie za dwie godziny rozmowę z psychologiem szkolnym. - Arthur dopełnił wypowiedź. 

Cóż... Miały godzinę na dojście, tak więc przez wolny czas Kaze i Nun się rozpakowywały, a Mesia popijała herbatkę z chłopakami. Wtedy dobiła trzynasta - czas się zbierać. Na zewnątrz wydawać by się mogło, że dobijała dziewiąta, jednakże z każdym krokiem w kierunku centrum, słońce wydawałoby się powiększać i oświetlać większy obszar. Powoli spacerowali drogą. Przez ten czas wiele o sobie rozmawiali, kto by pomyślał, że tak wielkich drapieżców może tyle łączyć z tak niewielkimi futrzakami! Idąc tak w kierunku miasta, było im całkiem przyjemnie, gdy wtem chłopcy się zatrzymali. - Dalej już nie możemy iść. To bariera. - Wyjaśnili. - Bariera? - Wyglądały na wyraźnie zdziwione - niczego tu nie było. Zero jakiegokolwiek oznaczenia, linii czy straży. - Tak. To trudne do wyjaśnienia, ale... Ale nasze sumienie dalej nie pozwala nam iść, nie chcemy zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. - Cofnęli się nieco. - Będziemy czekać na was w tym miejscu. Nie wiadomo ile to potrawa, ale po rozmowie wracajcie prosto tutaj, dobrze? Powodzenia. - Wtem jakby zniknęli wśród drzew. Dziewczęta z lekkim niepokojem postanowiły kontynuować podróż, była to jakaś połowa drogi, ale co tam! Skoro mówili, że są bezpieczne, to muszą być bezpieczne, prawda? Chociaż... Czemu im ufały? Byli tylko niebezpiecznymi, wielkimi drapieżcami, którzy mogliby roznieść je w zaledwie kilka minut, gdyby tylko im na tym zależało. Ale jednak budzili w nich poczucie swego rodzaju bezpieczeństwa i otuchy, tak gdyby to właśnie oni, trójka niebezpiecznych mężczyzn miała zapewnić im najlepsze warunki do życia, czy czegokolwiek innego. Ciężko im było rozmawiać, w końcu nie wiedziały, czy zaczynać dyskusję o chłopakach, feralnych zdarzeniach, czy też o przyszłości i rozmowie z psychologiem. Trudny wybór, na który za bardzo nie miały czasu, bowiem szkoła już już była widoczna... Ale za to jak pusta. W środku nie było nikogo, dosłownie - brak żywej duszy. Wtem rozległo się uderzanie szpilek o posadzkę. To była pani psycholog. Sowa, o dość wysokim mniemaniu na swój temat... No cóż... Trudno im było chociażby trochę się przed nią otworzyć, wydawała się niesamowicie wścibska i uszczypliwa. Nadawałaby się bardziej na reporterkę niżeli psychologa. Nawijała w kółko o lesie i o tym jak to on chce dla nich dobra. Wyjaśniła też, że Tetmarii nie posiada już wolnych lokacji, to też dziewczęta muszą jakoś przeboleć fakt i zostać u chłopaków. Oczywiście zadała też miliony pytań o molestowanie i próby gwałtów - bo nigdy nic nie wiadomo. W końcu chłopcy są nieco starsi i kto wie co im tam po głowach chodzi, zwłaszcza że, co ciekawe - nigdy nie byli w związku. Przez pewien czas ta informacja miała na celu nieść ostrzeżenie, że od ciemnej strony jak najdalej, bo to trzech niewyżytych, samotnych samców! Na szczęście rozmowa szybko się zakończyła, a nieco uspokojone dziewczęta wróciły na drogę do lasu. Tam, w tym samym miejscu spotkały chłopców z którymi szczęśliwie wróciły do jaskini!

In the ForestWhere stories live. Discover now