Ciągłe wątpliwości

15 0 0
                                    

Z całym impetem wpadły do pokoju Albinosa. Nie wiedząc za bardzo, co o tym myśląc, przyglądały się siedzącemu na łóżku chłopakowi. - Norbert, wszystko dobrze? - Kaze powoli podeszła i usiadła przy nim. - Nam możesz powiedzieć. - Popatrzyła na jego nieco zrozpaczoną twarz. - Nikomu nie powiemy! - Mes podeszła z Nun bliżej i patrzyły na chłopaka, który ciężko westchnął. - T-o nie jest aż takie wa-ważne. - Wlepił wzrok w podłogę i nerwowo gniótł biały, mocno zaciągnięty za nadgarstek rękaw. - Norbert... Czy ktoś się nad tobą znęca? - Kaze próbowała nawiązać z nim kontakt wzrokowy, jednak ten wciąż starał się oderwać od rzeczywistości. - D-dość macie swoich pro-roblemów. - Podsumował, próbując jakoś wybrnąć z niewygodnej sytuacji. - Norbert. Mów. - Nun nie miała zamiaru ustąpić. Coś się tutaj działo i to coś bardzo niepokojącego. Nie mogą tego ot tak przepuścić, zwłaszcza jeśli chodzi o kogoś im przyjaznego. Tak... Gryzoń wydawał się w tej chwili jedyną, godną zaufania osobą, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. - My ufamy tobie, to czemu ty nie miałbyś zaufać nam? - O uszy obiło mu się to cenne zdanie. Zrezygnowany puścił ubranie i zaczął w głowie układać ciąg wyrazów, który zaraz miał z siebie wydusić. - Tak... Panowie czę-często się nade-de mną pastwią. Dlatego się jąkam. - Albinos co jakiś czas robił dużą przerwę w wypowiedzi ze względu na towarzyszące mu emocje. Nie chciał się jąkać, nie lubił tego. Z dalszej części rozmowy wynikło, że jego problemy z mową zaczęły się zaraz po przyjęciu pracy u Francuzów. Mężczyźni często na niego krzyczą i szarpią za byle szczegół. - A wczoraj... Po-poszło o Panienki. - Wykrztusił. Ciężko im było słuchać. Żeby projektanci byli by zdolni do znęcania nad o wiele słabszym Norbertem? I to o co... Wczoraj oberwało mu się najbardziej. Zdenerwowali się o czas, jaki poświęca dziewczynom. O to, że wczoraj długo coś siedział u nich w pokoju. Że nie widzieli się z nimi zeszłego wieczoru, tylko wszystko wyjaśnił im Norbert. - Pa-panicz Renaud ma ciężką rękę, a-ale zawsze mi wybacza. - To było takie obłąkane. Oni trzej. Tristan - osoba nie potrafiąca okazać jakiegokolwiek uczucia? Didier - chorobliwie zauroczony szaleniec? Renaud - z pozoru miły i przyjacielski, w rzeczywistości sadysta? Miały coraz więcej uprzedzeń. Niekończące się podejrzenia i wątpliwości. Ale... Ale co z drapieżnikami? Nie zaprzeczyli oskarżeniom. Ale obie strony nie są bez winy, tylko... Tylko komu ufać? Gdyby im na prawdę zależało, przyszliby na pokaz, albo chociażby i teraz! Odrzucili zaproszenie... Czemu mieliby się zmienić? Było wiele niewyjaśnionych. Jeleniom widocznie na nich zależy, opiekują się nimi, ale... Ale miejscami jest to tak chorobliwe, niezdrowe. Chociażby ta zazdrość o Norberta, te impulsywne zaręczyny. Właśnie... One w cale nie były tak do nich przekonane. Racja, byli przystojni i budzili dobre wrażenie, ale jednak... Czy to wystarczający powód, aby godzić się na coś takiego? W dodatku, z każdą godziną coraz lepiej ich poznawały i coraz to bardziej nie były do nich przekonane. - Gdzie oni są? - Nun wyglądała na zbulwersowaną. Zacisnęła pięści i zmarszczyła brwi. - M-mieli co-oś do załatwienia. Wru-rucą dopiero na pokaz. - Albinos odparł. - A-ale proszę im nic n-nie mówić. - Dodał. Nie chciał, aby Francuzi się dowiedzieli o tym, że w ogóle z nimi rozmawiał i że rozmawiał z nimi o takich rzeczach. Oberwałby. Nie mówiąc już o tym, że coś mogłoby stać się też dziewczętom, nie tyko jemu. Kto wie, do czego są jeszcze zdolni? W końcu mimo służby przez dość długi czas, nic o nich nie wiedział. Byli jak obcy ludzie, który dają mu schronienie, pieniądze i wyżywienie w zamian za wykonywanie poleceń. - Wtedy, musiałbym op-opuścić Pan-panów. - Nie chciał odchodzić, znaczy... Nie teraz. Dobrze mu się żyło, w dodatku wiedział, że dziewczęta czułyby się samotne, Francuzi nie są typem... Wiernych mężczyzn. - Norbert! Nie wolno Ci tu zostać, skoro źle się czujesz! - Mes pogłaskała go po białej czuprynie, jednak Norbert tylko pokręcił głową. - Chcą Panienki t-tego? Zostawałyby same c-całymi dnia-niami. Bez ko-kogokolwiek. - Wstał. I aż wyprostował ogon, który zazwyczaj trzymał zwinięty w garści, lub wił się za nim luźno po ziemi. - A-albo z po-pokojówką, któ-która byłaby je-jednocześnie at-atrakcją dla Pa-panów! - Chciał wyjść. Zdecydowanym krokiem podszedł do drzwi, jednak zaraz się zatrzymał i tupnął nogą w drewnianą posadzkę. Obrócił się w ich kierunku i nieśmiało popatrzył na ich zdziwione, poważne twarze. Zaraz spuścił wzrok i złapał powoli opadający ogon. - Przepraszam. N-nie chciałem te-tego powiedzieć. A-ale tak będzie. O-oni na prawdę n-nie są typem do-dobrym n-na długoterminowe zwią-wiązki. - Podsumował. Jego jasne, błękitne oczy stały się bardziej błyszczące, od zbierających się w nich łez. - Prze-rzepraszam. N-nie powinienem. A-ale... N-nie powinny Panienki n-nikogo oceniać n-na pod-podstawie czy-czyjejś opinii. T-ten ktoś mo-może się w-w końcu d-dla wa-was zmienić. - Ciężko przełknął ślinę, próbując powstrzymać uwalniające się w oczu krople. - Prze-przepraszam. - Energicznie ruszył i wyszedł z pokoju. Powędrował prosto do łazienki, zostawiając je same z wieloma wątpliwościami. Nie miały pojęcia co o tym myśleć. Może się dzięki nim zmienią? W końcu, gdyby im na nich nie zależało, to czemu mieliby się zaręczać? Gdyby interesowała ich szybka znajomość, to nie robiliby czegoś takiego. W dodatku ostatnim razem, wtedy, wśród modelek, jakoś wykazywali zainteresowanie tylko względem nich samych, nie tych wychudzonych, wielkich wieszaków. Zmienili się! Na pewno! Tak, zdecydowanie. Chwilę tak o tym rozmawiały, wymieniając się spostrzeżeniami. - Didier jest bardzo troskliwy. - Ocena zmieniła się na subiektywną, chociaż jeszcze chwilę temu była niesamowicie obiektywna. - A-a Tristan jest taki tajemniczy! To sprawia, że jest bardzo atrakcyjny! Podoba mi się. - Leciały kolejne pochwały i okazywanie wymuszonych emocji. - Renaud jest bardzo zaradny i miły. - Próbując ulec złudzeniom, starały się razem zapomnieć o jakichkolwiek wadach, czy rozmowach o ciemnych stronach. W końcu kierowała nimi ta ciemna wizja zmarnowanego życia. Spokojnie, przecież nie ma się czego bać. W końcu tyle osób setki lat przed rewolucją atomową, tak robiło! Ba! Wiązali się nawet z osobami, które pierwszy raz widzieli dopiero na ślubie! Zdecydowanie, nie było tak źle, w końcu nawet mówi się, że takie związki mają większe szanse na dłuższe istnienie! Ale pytanie jaki procent z nich się nie rozpada po kilku latach...? No właśnie... Po kilku spędzonych na rozmowie minutach nastała dość niewygodna, sztuczna atmosfera. - Kogo my chcemy oszukać? - Kaze położyła łokcie na kolanach i podparła głowę o dłonie. Jej szaro-błękitne oczy wpatrywały się w bordową ścianę pomieszczenia. - Będzie dobrze. Jakoś sobie porazimy! - Mes wymusiła niepewny uśmiech. - Jakoś... - Westchnęła pod nosem. Nie wiedziały co je czeka, co też szykuje los... Cóż... - To co teraz robimy? - Nun wstała i oparła dłonie na talii. Kolejno zabrała się za chodzenie z kąta w kąt. - Ubierzemy się na pokaz i na niego pójdziemy. Coś się wymyśli. - Mes próbowała coś wymyślić, jednak jak na razie musiały robić to, co było narzucone z góry. - Proszę się j-już przebrać. Za-za chwilę za-zaczyna s-się pokaz. M-macie go-godzinę. - Wtedy zza drzwi rozniósł się głos Norberta. Faktycznie, zostało mało czasu. Czym prędzej więc udały się do swojego pokoju, gdzie zastały kilkanaście wieszaków z ubraniami. - P-panowie d-dali w-wam wo-wolną rę-rękę. N-na biurku są kosmetyki. G-gdybyście potrzebowały po-pomocy, t-to jestem obok. - Chłopak wskazał na wszystkie te rzeczy i opuścił pomieszczenie tak szybko i cicho, jak do niego wszedł. Bez najmniejszego namysłu rzuciły się na stertę ubrań. Przebierały, szukały czegokolwiek. Ku ich zdziwieniu, były tu same sukienki, jednak dość nietypowe. Jedne mocno przyległe, drugie niesamowicie rozłożyste. Proste, z różnymi udziwnieniami, falbanki, koronki, kokardki, gwiazdki, brokat, mat, skóra, dżins... Wszystko. Tylko, co ciekawe - każda w jasnym kolorze. Trochę im to zajęło, niestety, ale nawet jeśli kolor był dobry, to dodatki kiczowate. Zły krój, jednak piękna falbanka. Jeden wielki stojak z przeciwnościami. Jednak się nie poddawały. A zwłaszcza Mes, która już przewieszone przez ramię miała kilka sukienek. -Już coś wybrałaś? - Kaze z podziwem przyglądała się kilku różowym i brzoskwiniowym sukienkom, które okrywały ręce Jeżyczki. - Mmm... To tylko awaryjne opcje. - Westchnęła. Wtedy zaczęła przedstawiać wady sukienek. - Ta ma fajne, długie rękawy, ale jest trochę długa i ma średni dekolt. Będę w niej wyglądać, jakby Bilbo wcisnął się w białą sukienkę... I wysypał na nią delikatny, brzoskwiniowy pyłek z brokatem. - Faktycznie, sukienka nieco się mieniła w świetle lampy, jednak był to bardzo delikatny efekt, a sam kolor wyglądał przyjemnie. Aczkolwiek rękawy były bardzo zgrabne, długie, luźno zakończone spokojnie mogły przysłaniać dłonie. - Ale tobie mogłaby pasować. - Mes przyjrzała się Borsuczycy i wyciągnęła w jej keirunku sukienkę. Dziewczyna wyższa od niej o jakieś 10 centymetrów, albo nawet i więcej. W dodatku pasowałaby jej ta kreacja, chyba... Kaze przeanalizowała tylko tą dolną część. Bardzo pofalowane końce. Krótsza z przodu, tył zaś ciągnął się po ziemi. Wzięła ją do rąk. Delikatny, miękki materiał. - Mmm... No... Nie jestem pewna, ale wygląda okej. - Przyznała. - Serio będę wyglądać dobrze? - Jeszcze raz, dokładnie się jej przyglądając rzuciła w kierunku dziewcząt. - Przymierz! - Nun nakazała, podczas gdy sama przebierała w tysiącu różowych i białych strojów. - Tu się szybko ubierz, nie będziemy patrzeć. - Mes wróciła do wieszaków, gdy Kaze nieśmiało zajęła z siebie piżamę. Powoli wszystko położyła na kanapie i rozpięła zamek sukienki, którą na siebie delikatnie wsunęła. - Pomożecie z zamkiem? - Próbowała dosięgnąć zapięcia, jednak nie udało jej się zapiąć ubrania. Było to zbyt skomplikowane, zwłaszcza że zapięcie było dość małe. - Mhym. - Stojąca bliżej Nun zdecydowanym ruchem zaciągnęła zapięcie. - Już! - Odsunęła się nieco, aby móc z dobrej perspektywy ocenić całokształt. Razem z Mesią uważnie się przyglądały i kiwały główkami. - Jest dobrze. - Faktycznie, Kaze wyglądała w tym ładnie. Jeszcze dodadzą do tego jakieś rajty czy nawet nie i już. - Nic lepszego nie znajdę, reszta jest całkowicie nie w moim typie. - Westchnęła i poprawiła przysłonięte przez włosy uszka. - To idź malować paznokcie. - Mes wskazała na znajomy im zestaw do hybryd. Aż się uśmiechnęła pod nosem. - Wolałabym się sama w to nie mieszać... - Przygryzła wargę i niepewnie popatrzyła na tysiące znajomych buteleczek. Wtedy usłyszały czyjeś kroki. W drzwiach zjawił się Norbert z dwiema innymi kobietami. Były to jakieś ptaki, ponieważ miały skrzydła, ale jakie? Chyba sroki, ale nic pewnego. Czerwone włosy zbite w kok, delikatny, profesjonalny makijaż i specyficzne, białe ubrania. - To Lau i Cor. Lau przy-rzygotuje wam m-makijaż, a-a Cor pa-paznokcie. - Przedstawił obie kobiety. Niestety, ale ich identyczność nie pozwalała na zapamiętanie która jest która. Dopiero gdy usiadły i dorwały się do akcesoriów, można było je rozróżnić. - W czymś Pani pomóc? - Lau popatrzyła na Kaze, która ze zdezorientowaniem patrzyła na biurko pełne wszelakich kosmetyków. - T-tak, znaczy... Już się ubrałam i... - Mówiła ze zdenerwowaniem, nie wiedziała jak to ubrać w słowa. Wtedy przerwała jej Lau. - Zapraszam. - Wskazała na krzesełko i chwyciła jakieś tajemnicze, czarne pudełka. Dziewczyna posłusznie usiadła naprzeciwko niej i tylko patrzyła, jak jakieś pędzle gładzą jej twarz. Jednocześnie ta druga pielęgnowała paznokcie. Co dziwne, zamiast je malować i utwardzać, montowała bardzo długie tipsy. - Przykleję je lekko, powinny łatwo dać się odkleić. - Poinformowała na co Borsuczyca po prostu mruknęła. W tym samym czasie Nun i Mes wybrały sukienki. Wiewiórka miała na sobie kremową, krótką sukienkę, której przód był dość przyległy, jednak tył o wiele dłuższy i zwiewny. Nie miała rękawów, zamiast nich miała na sobie puszyste, białe bolerko. Stwierdziła, że taka pofaudowana kiecka i bolerko nie bardzo do niej pasują, ale co miała wybrać? Reszta to była totalna porażka. Mes z kolei właśnie prezentowała białą sukienkę, której 3/4 rękawy zaczynały się dopiero za ramionami. Od pasa w górę była dość przyległa, a dekolt zasłaniał koronkowy materiał z ozdobnymi brylantami. Całość psuło tylko jedno... Dół. Dziewczyna lubiła rozłożyste kreacje, ale nie aż tak. Dół przypominał suknię baletnicy. Z siatkowego materiału, pełen brokatu i oczywiście sztywny, rozpostarty na boki.
Nie były zachwycone z tego wszystkiego. Nie dość, że takie dziwne kreacje to jeszcze makijaż. Jakby ktoś im na twarz nasypał tonę brokatu i dodał złotą szminkę na usta. Paznokcie - długie tipsy, całe jakoby ze złota i drobnych klejnotów. Włosy miały upięte w luźny kok. Oczywiście na nogi, przymusowy szpilki, ale tym razem dla każdej stanowiły one jakieś 7 cm, nie więcej. Po wszystkim Norbert zaprowadził je do wielkiego namiotu w centrum miasta. Tam już wszyscy czekali.

In the ForestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz