Niepewność

17 1 2
                                    

Ten wieczór był wyjątkowo okropny względem dziewcząt, które właśnie siedziały na wielkiej, ozdobnej kanapie. Same nie wiedziały czemu płaczą. Przez to, że tak bardzo ich rozczarowali i nie przyszli? Bo ukrywali przed nimi tak wiele ważnych faktów? A może przez to, że nie mają się teraz gdzie podziać? Nie wrócą do jaskini, nie ma takiej możliwości. Po czymś takim? Przecież oni je wyśmieją! Tyle stracić jednego wieczoru... Dom, zaufanie i przyjaciół. 

- Wszystko dobrze? - Usłyszały delikatny, przyjemny głos. Didie stał nad Nun i patrzył nań ze współczuciem. Tylko pokręciła głową. Co miało być w tym momencie dobrze? W jednym momencie wszystko zniknęło w niepamięć. - Głupie pytanie. Co teraz może być dobrze? - Ren usiadł przy Kaze i delikatnie zaczął wyjmować z jej włosów spinki. Dziewczyna otarła ciężkie łzy i patrzyła w pustkę swoimi błękitno-szarymi oczętami. Spojrzenie zatrzymywało się gdzieś w nieokreślonym miejscu, innej przestrzeni. Oddychała dość głęboko, jednakże jeszcze chwilę temu nie mogła złapać powietrza w płuca. Wszystkie wyglądały i zachowywały się jak cień człowieka. Były zupełnie jak bezwładne, zimne ciało bez jakiejkolwiek duszy, czy myśli. - Spokojnie. Nie musicie się martwić o dom. Damy wam ubrania i pokój. Jest jeszcze wolna jedna sypialnia. Dostawimy dwa łóżka i będzie jak znalazł! My mamy warunki dla szóstki osób. Nie to co oni. Idę o zakład, że ci niemoralni drapieżcy w nocy tylko czekali aż zaśniecie, aby przy was się położyć i fantazjować! - Ren zaproponował im współlokatorstwo i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że jednocześnie swoimi przypuszczeniami (a właściwie częściową prawdą), wywołał u nich poczucie dyskomfortu i swego rodzaju obrzydzenia. Ale... Chyba by czuły, gdyby ktoś się do nich dobierał? Mogli przy nich jedynie spać, nic więcej. Jednak same przemyślenia zaczynały wzbudzać w nich coraz większy dystans do mieszkańców jaskini - trzech cudownych chłopaków... Ach, ten ciężar na sercu! Te wyrzuty! Jena wielka rozterka - co robić, jak się z tym uporać? Jak się pozbyć tych wszystkich uczuć? Z jednej strony ogromny sprzeciw - to wrogowie, niemoralni drapieżcy i przeciwnicy wszelkiej harmonii. Jednakże podczas gdy rozum krzyczy stop, serce podpowiada coś innego. Jak mogliby tak bezczelnie to skrywać? Gdyby byli źli... Czemu mieliby wtedy je ratować? Dlaczego przygarnialiby dziewczęta, daliby im ubrania, jedzenie i poczucie bezpieczeństwa? Skoro są źli... To czemu te chwile w ich towarzystwie mijały tak cudownie, tak błogo i radośnie? Ale... Ale właśnie te najgorsze umysły potrafią najlepiej manipulować człowiekiem... Zdobyć jego zaufanie. Skoro to profesjonaliści, to czemu miałoby im się nie udać ich tak łatwo omotać? Jednak z drugiej strony... Wyglądali na bardzo przejętych, a zawodowcy zareagowaliby na pewno inaczej, a już na pewno by przytaknęli, gdyby naprawdę zależałoby im na nieszczęściu współlokatorek. Tak więc siedziały dalej w tej rozterce, tak jakby cały ten świat się zatrzymał. - To jak? Zostaniecie z nami? Staniecie się naszymi inspiracjami? - Trist delikatnie położył dłoń na ramieniu Mes, która płytko oddychając próbowała opanować wiecznie wilgotne oczęta. Co miały zrobić? Jeszcze wtedy nie wiedziały z czym to się wiąże. Przytaknęły i wtem... Jak na zawołanie. Pochwycili ich dłonie i na serdeczny palec prawej ręki wsunęli pierścionek. Wszystkie trzy wyglądały identycznie - srebrna obrączka z niewielkimi, złotymi paseczkami, a na samej górze wielki brylant. - Cudownie! Zatem, aby nikt nie miał wątpliwości, ogłosimy nasze szczęście na jutrzejszym pokazie! A teraz się przyszykujcie do spania, jutro wielki dzień! - Unikając jakichkolwiek pytań, czy spojrzeń opuścili pomieszczenie. Czy to prawda? Zgodziły się na coś takiego? Małżeństwo? W sumie to są bardzo mili i atrakcyjni, ale nie żeby od razu się wiązać... Jednakże, to chyba było już ustalone, a pierścionki na ich palcach tego dowodem. Tylko dlaczego? Wszystko dzieje się tak szybko. Zalewie dwa dni temu siedziały o tej porze w jaskini i jadły podwieczorek wraz z osobami, które teraz miałby być złem najgorszym tego lasu. Ze zrezygnowaniem patrzyły na rzucające się w oczy pierścionki i starały się jakoś pojąć, co się właściwie stało. - Czy to znaczy... - Mes z małym niedowierzaniem oglądała mieniący się, drogi kamień, podczas gdy Kaze i Nun starały się jakoś to wszystko poukładać w głowach. - Jesteśmy... Zaręczone? - Dziewczyna zaciągnęła rękawy na dłonie, tym samym odwracając wszelką uwagę od biżuterii. Wiewiórka z lekkim strachem w oczach przytaknęła. Kaze tylko siedziała i starała się jakoś to wszystko racjonalnie wytłumaczyć, może to tylko sen, może zaraz się obudzi w wygodnym łóżku i napije się herbaty z Arthurem? - To sen, prawda? - Nun wstała i próbowała się uszczypnąć, jednak to na nic. - P-przykro mi, a-ale nie. - Wtedy do pokoju wszedł zmieszany Norbert. Jego uszka były oklapnięte, a w dłoni trzymał zwinięty, śpiący ogon. - P-proszę za mną. D-do ła-łazienki. - Ukłonił się i dał im prostym gestem znać, aby za nim podążały. Atmosfera była tak dobitna i niekomfortowa, że aż prosiło się, o wyjście z pokoju i rozmowa z jakąkolwiek inną osobą, która nie dołożyłaby miliona innych, nowych informacji, całkowicie zmieniając tok wydarzeń. Co jeszcze się wydarzy? Do czego dojdzie? Co się stanie? Może coś się zmieni, może się coś rozwinie? - Co tu się dzieje? - Nun zdołała wykrzesać resztką sił pytanie, które miała nadzieję, że przyniesie jakiekolwiek wyjaśnienie. Norbert milczał, dopóki nie doszli do nowoczesnych, jasnych drzwi. Chłopak otworzył je delikatnie i wszedł razem z nimi do łazienki. Było tu dużo nowoczesnych sprzętów i ogromna wanna, która wyglądem przypominała basen, bowiem była umieszczona w podłodze. Obok był karawan i szafy, oraz nawet ławeczka i niewielka Sauna. - Usiądźcie na razie. Ja wszystko przygotuję do kąpieli i zaraz wam wyjaśnię co i jak. - Albinos wskazał na drewnianą ławeczkę, a sam zaczął grzebać po szafkach i szufladach, z których wyjmował wszelakie różnorodności. Żele, szampony, kule do kąpieli, aromaty do wody i tego typu akcesoria umilające spędzane w wannie chwile. Woda była już nalana, jednakże trzeba było ją podgrzać, po przez włączenie pompy guziczkiem, który właśnie nacisnął ogonem Norbert. Kolejno podszedł do większej, białej szafy i z niej wyciągnął ręczniki, które położył na leżakach przy wannie. Z taką zręcznością i szybkością potrafił wszystko znaleźć, wszystko przygotować. Nic dziwnego, w końcu był Myszą, one nigdy nie maiły łatwo. A akurat on wraz ze swoją rodziną musiał sobie jakoś radzić,  w końcu już jako małe dziecko, musiał prowadzić koczowniczy tryb życia, więc umiejętność szybkiego pakowania i rozróżniania rzeczy była niezbędna. Później został oddzielony od rodziców, przez problemy z kojotami (wcześniej zamieszkiwał inne tereny), wtedy trafił na tereny leśne. I tak przez kolejne kilka lat służył w kilkunastu różnych rodzinach. - Proszę, oto Pańskie rzeczy. - Wręczył im piżamy. Jedwabne, wygodne koszule nocne. - Proszę się wykąpać. Ja będę czekać przed łazienką, aby zaprowadzić Panie do pokoju. Jeśli mnie Panie nie zastaną, to prosiłbym przejść do salonu. - Wyjaśnił i kłaniając się wyszedł z łazienki zostawiając je same. Zdezorientowane postanowiły się zastosować do polecenia. W wannie było dużo miejsca, a im zależało na szybkim odpoczynku, więc uznały, że wykąpią się razem. Powoli się rozebrały do bielizny i podeszły do leżaczków na których zostały ręczniki. Tym samym zauważyły, że czeka je ogromna kąpiel w wannie pełnej piany i musujących, pachnących kulek, oraz olejków. gdy weszły do wody, okazało się, że ta była przyjemnie ciepła, a po odgarnięciu piany odkryły, że jej kolor jest... Złoty, a spod piany mogły nawet dostrzec mieniący się w niej brokat. Cóż za wygody... W sumie to spędziły tak z godzinę... Leżąc i relaksując się w wodzie, starając się uspokoić. - Więc tak teraz będzie wyglądać nasze życie? - Mesia oparła o brzeg wanny łokcie i zaczęła oglądać zdobiony złotem sufit, na którego środku wisiał pokaźnych rozmiarów, kryształowy żyrandol. Trudno powiedzieć, czy ten delikatny uśmiech na jej policzkach był wywołany żalem, czy też starała się jakoś dostrzec pozytywne strony wiązania się z bogaczami. - Na to wygląda. - Nun westchnęła wywołując delikatny uśmiech na swojej twarzy. Niestety, ale Kaze wciąż nie mogła przezwyciężyć tego całego żalu. Po prostu siedziała i bawiła się błyszczącą od brokatu pianą. Dalej nie zamieniły słowa, po prostu na koniec uznały, że czas wyjść i przespać się z tym wszystkim. Wytarły się dokładnie i ubrały we wcześniej przygotowane ubranie. Oprócz tego Mes założyła jeszcze kolce, nie czuła się tutaj bezpiecznie. Mówiąc w wielkim skrócie - Wyszły przed łazienkę, jednakże nie zastały tam Norberta. Próbowały się udać we wskazane wcześniej miejsce, jednakże nie pamiętały gdzie to było! Starały się cokolwiek odtworzyć z drogi do łazienki, jednakże nie rozpoznawały niczego. Weszły więc do pierwszego lepszego pokoju. Było to niewielkie pomieszczenie. Mały regał z książkami, biureczko, jakieś szufladki i maleńkie łóżeczko. To chyba pokój Norberta, tylko on byłby w stanie zmieścić się na tak małym posłaniu. Uśmiechnęły się na sam widok niewymiarowego łóżeczka, jednak ich uwagę przyciągnął obrazek na biurku. - To chyba jego rodzinny portret! - Zaciekawiona Mesia podeszła do ciekawego zdjęcia. Ładnie obramowane w niewielką ramkę, mieściło na sobie dwójkę starszych myszy - kobietę i mężczyznę oraz ośmioro mniejszych, w tym najstarszego Norberta. Wszyscy byli bardzo podobni, właściwie to rozpoznać ich można było dopiero po fryzurze i ubraniu. Wszyscy byli Albinosami. - Paczcie, jakie urocze. - Mesia delikatnie złapała za zdjęcie i je podniosła, aby zaprezentować znalezisko koleżankom, jednakże... Wtem spod ramki wyleciała biała, nieco ubrudzona kartka, która była elegancko złożona na pół. Z jej środka wystawał fragment jakiejś innej fotografii. - M-mes, zostaw! - Kaze podeszła, aby naprawić szkody, jednakże przez przypadek wyjęła z kartki zdjęcie. Oczom nie mogły uwierzyć. Norber stojący przy dwójce niedźwiedzi. Wysokim mężczyźnie o brązowych włosach, którego oczy były intensywnie oliwkowe, oraz nieco niższej od niego kobiecie ze średniej długości, blond włosami i bardzo jasnymi oczami. Ubrani byli bardzo elegancko, podobnie jak stojący przy nich chłopiec. Jak na swój wiek był dość wysoki, jego włosy złote, sięgały do początku szyi. Oczęta miał oliwkowe. Mes już go gdzieś widziała. - Lawrence... - Cicho westchnęła z zaskoczenia i bez głębszego namysłu otworzyła kartkę, która okazała się listem. 

In the ForestWhere stories live. Discover now