5

8.4K 583 37
                                    

       W sobotni poranek obudziłam się bardzo wcześnie przez żołądek, który trawił sam siebie. Od małego pochłaniałam ogromne ilości jedzenia, każdy wilkołak tak miał. Nasza przemiana materii była po prostu świetna, więc nieważne było, jak wiele zjadałam, każdą kalorię spalałam podczas biegu. Z tym wszystkim łączył się również przysłowiowy „wilczy głód", który wiele razy mnie dopadał. Odkryłam kołdrę i od razu pomaszerowałam do łazienki, by wykonać szybką toaletę. Nie musiałam dziś nigdzie wychodzić, ale mimo to zrobiłam także makijaż i zeszłam na dół. Z daleka czułam zapach cynamonowych racuchów, które babcia miała w zwyczaju piec po moim powrocie. Uśmiechnęłam się lekko. Weszłam do kuchni, ale nie zostałam tam babci, nie czułam też jej obecności w domu. Dokładnie rozejrzałam się po kuchni i zatrzymałam wzrok na magnesach przyczepionych do lodówki. Rodzice mieli na ich punkcie obsesję i zawsze przywozili nam jeden ze swojej wyprawy, więc teraz wszystkie ścianki były nimi poryte. Jeden z nich trzymał jakąś karteczkę. Już z daleka rozpoznałam pochyłe pismo babci.

„Śniadanie jest w mikrofali. Poszłam do sklepu. Jeżeli się obudzisz, podlej proszę kwiaty na tarasie nim wzejdzie słońce."

        Uniosłam brwi i lekko je zmarszczyłam. Babcia od zawsze wcześnie wychodziła, bo w nocy nie potrafiła spać. Podziwiałam ją za to, że potrafi zerwać się z łóżka z samego rana i pójść do sklepu. Ja nie musiałam sypiać zbyt wiele, ale po części byłam również człowiekiem, który potrzebował odpoczynku. Nie mogłam kłócić się ze swoją drugą naturą. Gdy coś jest dobre dla wilkołaka, niekoniecznie będzie dobre dla człowieka. Pomiędzy tymi dwoma światami musiał być zachowany balans. Nie można było przekroczyć cienkiej linii życia nadprzyrodzonego, bo wtedy mogłoby się źle skończyć.

        Odwróciłam się i poczłapałam do mikrofali. Jak zwykle była odłączona, ale przynajmniej jedzenie w środku jeszcze nie wystygło. Babcia musiała więc wyjść dość niedawno. Wyciągnęłam z szuflady widelec i usiadłam przy stole, zajadając się racuchami. Gdy połknęłam ostatni kęs, wstałam od stołu i szybko umyłam swój talerz, a potem wytarłam go i schowałam do szafki nad zlewem. Chwyciłam jeszcze za butelkę wody, która stała na blacie i pociągnęłam z niej duży łyk. Następnie udałam się do pokoju, by ubrać się w coś innego. Nie lubiłam chodzić w samej piżamie, czułam się niekomfortowo. Otworzyłam szafę, do której wczoraj schowałam ubrania i wyjęłam z niej czarne dżinsy oraz wełniany sweterek w kolorze pudrowego różu. Przebrałam się i wróciłam do łazienki, by zostawić tam złożoną na kostkę piżamę. Pośpiesznie zerknęłam w lustro i podwinęłam sweter, by lepiej przyjrzeć się opatrunkowi. Był lekko czerwony, ale krew wyglądała na zaschniętą, dlatego zerwałam plastry, które trzymały bandaż i odchyliłam opatrunek. Rana powoli się zasklepiała i już niewiele brakowało, by całkowicie zniknęła. Jako że krew już się nie lała, oderwałam bandaż do końca i wrzuciłam go do kosza.

        Wyszłam z łazienki i udałam się na tyły domu, gdzie na tarasie babcia miała swój mały ogród botaniczny. Uwielbiała wszelkiego rodzaju roślinki i ogromnie o nie dbała. Miała nawet specjalną rozpiskę z godzinami podlewania i właśnie dlatego poprosiła mnie o zrobienie tego za nią, bo podlewanie roślin na słońcu mogło poskutkować ich wyschnięciem. Złapałam za ciężką konewkę, notując w pamięci, by kupić babci jakąś lżejszą i chodziłam od doniczki do doniczki, wlewając do niej trochę płynu. Spojrzałam w niebo i przez moment patrzyłam na kilka białych chmurek, które pojawiły się na czystym, błękitnym niebie. Pogoda naprawdę dopisywała i robiło się coraz cieplej, a był dopiero wczesny ranek.

        Nagle poczułam znajomy zapach. Zacisnęłam wargi i powoli odstawiłam konewkę na ziemię, odwracając się w kierunku lasku na końcu ogrodu. Sunęłam wzrokiem po drzewach, gdy wreszcie dostrzegłam postać stojącą pod jednym z nich. Przyjrzałam mu się dokładniej, rozpoznając w nim bruneta ze wczoraj. Był w przejściowej fazie wilka, jeszcze nie zamienił się do końca, ale jego twarz już była zniekształcona i pokryta sierścią. Zaczęłam iść w jego kierunku, powoli również się zmieniając. Czułam, jak moje pazury i zęby się wydłużają. Moje oczy zapewne były już czerwone.

Keeper | TO #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz