12

5.6K 400 43
                                    

        Dashi i Chester uśmiechnęli się do mnie blado, gdy przystanęłam obok ich namiotu. Już jutro mieli zwijać obozowisko i przenieść się do budynku, który wybrał dla nich mój wuj. Kiwnęłam do nich głowami w geście pożegnania i zaczęłam się oddalać, ale drogę zastąpił mi Alfa. Jego oczy błyszczały czerwienią, ale ich zmiana nie była wywołana gniewem.

– Możemy porozmawiać na osobności? – zapytał.

        Wzruszyłam ramionami, ale zgodziłam się, od razu zamieniając się w wilka. Chłopak zrobił dokładnie to samo, a następnie pyskiem wskazał kierunek, w którym powinnam biec. Tak też zrobiłam, natychmiast puściłam się biegiem, zagwarantowując mu kolejny trening. Wiedziałam, że Cade jest już zmęczony, ale nie chciałam mu odpuścić. To był moment, w którym wilk również się męczył i był mniej agresywny. Brązowe psisko dogoniło mnie po kilkunastu metrach i zrównało się ze mną. Chłopak przeciął mi drogę w ostatnim momencie, prawie zwalając mnie z nóg, ale skręciłam dostatecznie szybko. Chciałam na niego warknąć, ale dopiero wtedy zorientowałam się, że skręcał w stronę strumienia.

        Nie minęło pięć minut, gdy zatrzymaliśmy się przy wielkim głazie narzutowym. Usiadłam na jego skraju i przemieniłam się, spuszczając nogi w dół, by delikatny powiew wiatru nanosił kropelki wody na moje odsłonięte łydki.

        Wokół było naprawdę ciemno i mrocznie, ale ja nigdy się tego nie bałam. Mrok nie był moim koszmarem, dobrze się w nim czułam. Mój wilkołaczy wzrok sprawiał, że gdy tylko chciałam, widziałam wszystko jak w dzień. Wtedy jednak wolałam nie widzieć nic. Chciałam zatopić się w leśnych dźwiękach i widoku, który jest dostępny tylko dla zwykłego człowieka.

        Cade usiadł ociężale obok mnie, ręką rozmasowując obolałe po wysiłku plecy. Szatyn siedział dokładnie tak samo jak ja, wyglądając przy tym jak samotny szczeniak. Kąciki jest ust wyginały się lekko w dół, a brązowe oczy były zmrużone. Nie widziałam dokładnie, jakie emocje przepływały przez jego twarz.

– Chciałem ci podziękować – wkrótce później odezwał się i westchnął cicho. – Trudno mi zrozumieć, że po tym, gdy omal cię nie zabiłem, ty naprawdę zgodziłaś się mi pomóc. Nie dość, że prowadzisz treningi, to jeszcze załatwiłaś dom dla mojego stada – powiedział całkowicie szczerze.

– Moi rodzice nigdy nie byli dość konserwatywni i zawsze podchodzili do wszystkiego z lekką ręką. Byli czujni i nie ufali innym, ale zawsze starali się pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebowali. Nauczyli mnie tego – odpowiedziałam na niezadane pytanie.

– Mogłaś się nie zgodzić, mogłaś zabić mnie i Daniela. Mogłaś zostawić nas w środku lasu. Dlaczego tego nie zrobiłaś?

         Zamyśliłam się. Cade zadał kluczowe pytanie, na które odpowiedzi wciąż mi brakowało. Myśląc racjonalnie, samotna Alfa nie powinna bawić się w jakieś treningi i zaprzyjaźniać się z innym stadem. To nie wchodziło w grę, nie tego nas uczono. Ja zrobiłam wszystko na odwrót.

– Sama nie wiem, coś mówiło mi, że powinnam postąpić dobrze.

– Dobrze dla nas czy dla siebie? – dopytywał.

– Nie wiem, okej? – wyrzuciłam ze złością. – Nie wiem, dlaczego zgodziłam się pomóc. Zdążyłam ci po prostu wybaczyć i chciałam dostrzec w tobie jakieś plusy, chciałam, żebyś był tym, kim powinieneś być. Chciałam, żebyś wrócił bezpiecznie do rodziny.

– Więc chciałaś się mnie pozbyć? – Wyrzut w jego głosie był dostatecznie słyszalny.

– Źle to wszystko interpretujesz, Cade. Nie ma sensu ci tego tłumaczyć, gdy ja sama nie rozumiem tego, co się dzieje. Na razie nie po drodze mi myślenie o tym, co było, a o tym, co będzie, bo już za cztery dni wracam do Valier.

Keeper | TO #1Where stories live. Discover now