10

6.1K 445 25
                                    

        Wlokłam się powoli w stronę swojego domu, co chwilę odwracając się za siebie i upewniają się, że dwa potężne wilki idą za mną. Jeśli miałam szczęście, babcia wybyła gdzieś do miasta, zostawiając dom całkowicie pusty. Byłam rozdrażniona i ... przerażona. Daniel zareagował bardzo impulsywnie, ale i tak długo się hamował. Cade naprawdę przesadził, ale to nie był powód, żeby łamać mu kręgosłup na najbliższym drzewie. Chłopak, pomimo bycia Alfą, wciąż kuśtykał na jedną nogę, trzymając się mocno za żebra. Spowolniłam kroku i podeszłam do szatyna. Był ubrudzony, a brązowe oczy nadal wyrażały cierpienie. Nie potrafił leczyć się tak szybko, jak ja. Mogłam odebrać jego ból, ale coś wciąż mnie hamowało. Nie byłam pewna, czy powinnam to zrobić. Nic nie zagrażało jego życiu, więc dlaczego miałam skazywać się na jego cierpienie? Podeszłam do chłopaka i zarzuciłam sobie na ramię jego rękę, a drugą oplotłam go w pasie. To pewnie niewiele dało, ale przynajmniej mogliśmy przyśpieszyć. Daniel szedł przed nami, ślepo wpatrując się w swoje ciężkie buciory. Było mi go żal, bo wiedziałam, że nie chciał zaatakować swojego Alfy. Był jednak silną Betą, która pokazała pazury.

– Wybacz mu, Cade... – szepnęłam, mając nadzieję, że Daniel nie użyje wilczego zmysłu, by mnie podsłuchać.

– Mógł mnie zabić – odwarknął cicho szatyn i oparł się na mnie.

– Jest twoim przyjacielem, twoim Betą – przekonywałam go.

– Nie będę mu wybaczać. – Chłopak zapierał się w najlepsze.

        Każdy popełnia błędy. Cade wcześniej też poturbował swojego przyjaciela, wiele razy wystawił go pewnie na śmierć, a on lojalnie z nim został. Byliśmy już w moim ogrodzie, czułam, że babci nie ma w domu. Weszliśmy tylnym wyjściem i od razu skierowaliśmy się do mojego pokoju. Pomogłam wilkowi wejść po schodach i usadowiłam go na moim łóżku. Kazałam Danielowi pobiec po apteczkę, która znajdowała się w kuchni, pod zlewem. Niestety musiałam użyć ludzkich leków, bo stan jego ran był kiepski.

– Mówiłam poważnie, nie złość się na niego. To ty go sprowokowałeś – ponowiłam rozmowę.

– I co z tego? – Znów ten jego pretensjonalny ton.

        Przewróciłam oczami i wymyśliłam najgorszą możliwą opcję wyperswadowania mu tak nieodpowiedzialnej decyzji. Podeszłam bliżej i stanęłam pomiędzy jego nogami, delikatnie obejmując go za szyję.

– Wiedziałem, że ci się podobam – zamruczał, obejmując mnie mocno w talii.

        Miałam ochotę zaśmiać się w głos. Cade był typowym facetem, który leciał na każdy kontakt z kobietą. Schyliłam głowę, by znaleźć się na wysokości jego ucha i naprawdę czułam, że więcej już nie wytrzymam.

– Zrobisz to, Cade. Wybaczysz mu... – Znów zniżyłam głos do szeptu, a potem odsunęłam się od niego.

        Był zły, widziałam to w jego oczach, które zaraz na moment zamknął. Westchnął głośno i przeciągle, a potem położył się na materacu i zamilkł. W międzyczasie Daniel wrócił z apteczką w dłoniach. Nie miałam wyboru, musiałam poprosić Cade'a o zdjęcie koszulki. Chłopak uśmiechał się lakonicznie, gdy podchodziłam bliżej. Ściągnął ubranie przez głowę, rzucając mi rękawicę. Myślał, że to na mnie działa. Ale nie działało, szczególnie, gdy w pobliżu był Daniel. Coraz częściej zastanawiałam się, czy może on nie jest moim przyszłym mate. Wcale nie byłabym zawiedziona.

– Ustalmy pewne warunki – rzuciłam, obmywając ranę na obojczyku szatyna. – Jeżeli mamy razem trenować, żadnych bójek – spojrzałam w oczy Daniela – żadnych idiotycznych komentarzy z podtekstami, żadnych fochów, humorków, prowokowania, popisywania się i...

Keeper | TO #1Where stories live. Discover now