39

2.8K 293 165
                                    

                W mojej szkole uczono mnie wielokrotnie, że w niektóre rzeczy trzeba po prostu wierzyć. Wiary w istnienie Boga i Jego syna nie powinno się podważać, nawet jeśli nikt go nie widział. Byłam jak święty Tomasz, nie wierzyłam.

                   Nie mogłam uwierzyć w to, że Cade byłby w stanie mnie zabić. No bo jak? Przecież to nie trzymało się kupy. Jeszcze dwa tygodnie temu nie widział poza mną świata, a teraz znalazł sobie nową mate i chciał zabić poprzednicę? Wypierałam to, nie mogąc zaakceptować tej głupiej bajeczki.

                   W ciągu ostatniej nocy wydawało mi się, że moje życie zupełnie się skończyło. Trwałam w zawieszeniu, nie mając dokąd pójść. Nie było dla mnie miejsca na ziemi, nie było osoby, która kochałaby mnie naprawdę. Daniel był przy mnie cały czas, będąc moim małym promyczkiem nadziei na to, że pozostało mi coś jeszcze, lecz i on gasł w oczach. Stracił kogoś, kogo uznał za brata.

                     Nie mogliśmy pogodzić się z taką stratą.

                         Kiedy powiedzieliśmy moim rodzicom o podwójnym wpojeniu, byli zaskoczeni. Mama nie mogła pogodzić się z tym, że muszę iść tam i narażać życie, bym mogła uwolnić się z tego połączenia, a tata chciał wypatroszyć mojego chłopaka. Cóż, teraz może już byłego chłopaka.

                            Daniel dotknął mojego ramienia, podając mi przedmiot, zawinięty w pieluszkę. Wiedziałam, co jest w środku i bałam się, że będę musiała użyć tego na moim mate.

– Nie chcę, żeby cierpiał – wyszeptałam zgodnie z prawdą.

                           Srebrny kastet nie był mi potrzebny, bo wiedziałam, że kiedy przyjdzie do starcia, nie pozwolę, by Cade'owi stała się krzywda. Nie zamierzałam wygrywać walki, przyciskając do jego skóry czyste srebro. Bez względu na wszystko to, co zrobił albo mógł zrobić, nie mogłam...

– Żadne z nas tego nie chce, Brianno – odparł równie cicho. – Zaraz musimy iść, lepiej, żebyśmy złapali Cade'a w domku. Jesteś gotowa?

– Pytasz, czy jestem gotowa na dobrowolne schrzanienie sobie życia i usunięcie się w cień?

                         Miłość miała być darem. Nie wiem od kogo, ale ktoś dał ją nam, byśmy się cieszyli. Pozwolił wilkołakom na wpajanie się, aby zaznały wiecznego szczęścia. Ale gdzie było moje szczęście? Dlaczego się ode mnie odwróciło?

– Brianno, dobrze wiesz, że nie ma innego wyjścia. Nawet nie wiesz jak mi przykro... – Zamknął oczy.

                          Było mu przykro i rozumiałam to, byłam mu wdzięczna za to, że potrafił wczuć się w sytuację. Danny miał jednak przed sobą całe życie. Miał się zakochać, znaleźć swoją bratnią duszę, nieważne w jakiej kolejności, ale miał po prostu być szczęśliwy. Miał czerpać z miłości to, co najlepsze i nie mieć złamanego serca.

– Kiedy Cade mnie odrzuci – przełknęłam głośno ślinę – chcę, żeby wiedział, że ja i tak będę go kochać. Nieważne, że moje serce nie będzie do tego zdolne.

                          Staliśmy całkiem sami w moim własnym ogródku. Rodzice zapewne obserwowali nas, tak samo jak ja nie mogąc zrozumieć tego, co się stało. Co oni musieli przeżywać, wiedząc, że życie ich córki wisi na włosku, a już za jakiś czas jej serce pęknie na wieki?

– Byliście razem... szczęśliwi? – Bardziej zapytał, niż stwierdził.

– Krótko – odpowiedziałam od razu. – Nigdy tak naprawdę nie zdążyłam nacieszyć się tym, co mieliśmy.

Keeper | TO #1Where stories live. Discover now