Rozdział 6

36 3 2
                                    

Następne dni przebiegały szybko na odrabianiu zaległości w nauce i śnie. Starałam się jak mogłam nie narobić sobie kłopotów i zdobywać jak najwyższe oceny. Częściowo mi to wychodziło. W piątek Fernan oznajmił, że mam zrobić z Lee jakąś prezentację na chemię z panem Mosesem. Przynajmniej nie muszę go oprowadzać po szkole ani nic takiego.

Akurat w sobotę miał być ten koncert Rihanny, więc zrywam się na cały dzień z chłopakami. Muszę zorganizować sobie alibi, żeby nie było afery, bo w końcu to koniec roku. Zostały dwa tygodnie nauki. Akurat szłam korytarzem do biblioteki na spotkanie z Lee.

- Cześć - powiedziałam gdy weszłam do pomieszczenia. Azjata siedział w kącie utworzonym z biblioteczek. Idealne miejsce.

- Cześć - odpowiedział i zaczał mi tłumaczyć co chciałby zrobić.

Musiałam przyznać, że był bardzo pilny. Już ma wszystko zaplanowane. Pracowałam razem z nim. Nie byłam typem osoby, która nic nie umie i wszystko za nią robią inni. Uczciwie pracowałam na siebie i pomagałam innym.

Trzy i pół godziny później prawie wszystko było gotowe. Trzeba było tylko przygotować slajdy i w ogóle, żeby to zaprezentować.

- Um, słuchaj Lee - zaczęłam rozmowę, upewniając się czy nikt nie słyszy. - Mam bilety na koncert na Rihannę na jutro, a nikt nie może się dowiedzieć, że tam idę. Więc może powiedziałbyś, że robiliśmy tę prezentację czy coś?

- Umm.. No.. Pewnie - uśmiechnął się lekko. - A kogo bierzesz?

- Remiego i Luka. W sumie to oni zabierają tam mnie.

- Ah, okey.

- Dobra, dzięki. To pa. Widzimy się w niedzielę.

Następnego dnia wstałam podekscytowana. Szybko się ogarnęłam i ubrałam po czym pobiegłam na dół. Umówiliśmy się przy wielkim dębie. Stamtąd jest niedaleko do naszego wyjścia i raczej nikt nas nie zobaczy. Po chwili przyszli chłopcy. Oczywiście śmiali się ze mnie. No ale co poradzę?

Dotarliśmy do jednej z baz ochroniarzy. Pilnowali, żeby nikt nie wszedł ani nie wyszedł z terenu szkoły. Normalni ludzie nie mogli tu wchodzić. Assasyni raczej nie mogli wychodzić. Jest parę takich miejsc na świecie. Osiem szkół, kilka central i innych tym podobnych miejsc.

Mamy w tym miejscu paru kolegów, więc nie ma problemów z przejściem. Chłopcy przywitali się swoim uściskiem, a ja też przytuliłam kolegów.

- Więęęc.. idziecie na Rihannę? - uśmiechnął się Bill, nasz, można powiedzieć, przyjaciel.

- Taaak! - wykrzyknęłam wyrzucając ręce ku górze. Chłopcy zaczęli się ze mnie śmiać, zresztą nie pierwszy raz, a ja tylko wyszczerzyłam się jeszcze bardziej. Policzki już mnie zaczynały boleć.

- O której wrócicie?

- Pod wieczór..

Nie słuchałam już dalszej dyskusji chłopców, tylko zaczęłam nucić wszystkie znane mi piosenki Rihanny. Odkąd dowiedziałam się, że jadę na ten koncert, przesłuchałam wszystkie utwory tej artystki! Tak bardzo się cieszę!

W końcu pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej. Pożyczyliśmy samochód od Billego, bo nasze auto albo motory by rozpoznali. Najpierw pojechaliśmy do centrum. Chodziłam po sklepach jak opętana i przymierzałam kolejne ubrania. Kupiłam parę i zgodziłam się iść, bo chłopcy już nigdy nie zabraliby mnie na zakupy. Następnym przystankiem był McDonald's. Zjedliśmy zamówione jedzenie przy rozmowach i śmiechach. Potem pojechaliśmy już na arenę. Przyjechaliśmy niedługo przed koncertem, ale i tak zaczęliśmy się przeciskać przez tłum, żeby być jak najbliżej. Ludzie krzyczeli na nas wyraźnie wkurzeni i niezadowoleni. Po długim czasie dotarliśmy na sam przód. Zostałam przyciśnięta do barierek, ale nie przeszkadzało mi to.

No bo w końcu byłam na koncercie Rihanny, tak?!

Chwilę później piosenkarka weszła na scenę i publiczność wybuchła, a ja razem z nią.

~~~

FIND a HOMEWhere stories live. Discover now