Rozdział 20

28 5 5
                                    

- Bonjour/Dzień dobry.

Nauczyciel wszedł do klasy. Mężczyzna koło czterdziestki, dłuższe kręcone włosy, Francuz.

- Widzę, że mamy nową uczennicę, oui/tak?

- Oui, monsieur/Tak, proszę pana.

Spodobał mi się jego akcent.

- Uczyłaś się już francuskiego?

Czy to nie oczywiste?

Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się delikatnie. Facet przypomina mi Claude'a.

-Illustrement! Alors peut-être quelque chose pouvez-vous nous dire sur vous-même/Świetnie! Więc może coś nam o sobie opowiesz - popatrzył na mnie z wyczekiwaniem.

On myślał, że go nie zrozumiem, ja natomiast myślałam co powiedzieć, żeby nie było, że odstaję jakoś od klasy.

- Um, mon nom est Andrea, j'ai 17 ans, comme les livres et les langues étrangères/nazywam się Andrea, mam 17 lat, lubię języki obce i książki.

Nauczyciel pokiwał głową i pokazał mi moje miejsce. Nic nie powiedział.

Pozostały czas z lekcji przeszedł nawet szybko i dobrze. Nauczyciel co chwila coś do mnie mówił, jakby chciał się przekonać, że na pewno cokolwiek umiem. Starałam się sprawiać wrażenie, że jestem na poziomie klasy, ale było to trudne, bo większość nie umiała nic.

Do lunchu było nawet okay. Wszyscy skupiali się bardziej na zajęciach, chociaż możliwe było, że to tylko pozory. I tak nie obyło się bez spojrzeń, komentarzy czy rzucania w moją stronę.

Na stołówce wzięłam tylko butelkę wody i jabłko. Nie mogłam też nie zauważyć, że dużo osób ściszyła głosy do szeptów, co mnie trochę wkurzyło, ale dzięki temu się zarumieniłam, więc zrobiłam zakłopotaną minę i voila!

Po chwili zobaczyłam Tini, machającą do mnie ze swojego stolika. Uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłam do niej. Przysiadłam obok niej, kiedy przesunęła się, żeby zrobić mi miejsce.

Przy stoliku była jeszcze jedna osoba, a mianowicie chłopak. Miał włosy z delikatną grzywką w bok, rurki i rozpiętą koszulę w kratę (różową, co było woah), a pod nią czarny podkoszulek.

- Cześć Andrea. To jest Rocco. Rocco, to Andrea - przedstawiła nas dziewczyna.

Uśmiechnęłam się do chłopaka. Uścisnęłam wystawioną w moim kierunku dłoń.

- Cześć, Ra.

- Ra?

Rocco wzruszył ramionami.

- Pasuje ci.

- Więc niech będzie Ra - zaśmiałam się. Na szczęście uśmiechnął się w odpowiedzi i wrócił do swojego obiadu.

- Powinnaś zjeść taco. Jako jedyne chyba nie przypomina stołówkowego żarcia i jest naprawdę dobre - Tini machnęła w moją stronę plackiem. - Może dlatego, że kucharz jest meksykaninem.

***

Westchnęłam, opierając się o drzwi i zjeżdżając po nich w dół.

Wróciłam ze szkoły i mogłam odetchnąć jako Agata, a nie Andrea. Chodziłam do niej już jakieś dwa tygodnie i zaczęło mnie to męczyć. Szkolne dziwki uwzięły się na mnie, więc miałam przesrane i z ledwością powstrzymywałam się przed wybuchem. Pomogło to, że przysięgłam sobie trochę zaburzyć "urodę" ich liderki, tym bardziej, że nie powinna się skarżyć i być bezbronna, bo przecież "była taką świetną karateką". Mogę też powiedzieć, że nawet dobrze zakolegowałam się z Rocco i Tini.

Zaśmiałam się sama do siebie i poszłam do łazienki. Ściągnęłam soczewki, żeby nie męczyć oczu. Potem skierowałam swoje kroki o kuchni. Jako, że nie miałam nic w lodówce, postanowiłam zamówić pizzę.

W czasie oczekiwania umyłam się i w ręczniku zaczęłam latać po mieszkaniu szukając wszystkich potrzebnych mi rzeczy. Przerzucałam wszystkie moje sweterki, szukając moich leginsów i bokserek. Ostatnio nazbierało mi się dżinsów ze ściągaczami i swetrów, bo nawet je polubiłam i stały się imagem Andrea'y.

Udało mi się ubrać leginsy i sportowy stanik, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Przeklęłam i poszłam tam, wiążąc jednocześnie włosy. Otworzyłam drzwi łokciem. Wyciągnęłam wsuwkę z ust i spięłam resztki włosów. Dopiero wtedy spojrzałam na dostawcę. Facet miał może 20 lat, jego ubiór i kolczyk w wardze sugerował, że chciał chyba zostać bad boy'em. Niestety mu nie wyszło.

Obczajał mnie otwarcie. Wywróciłam na to oczami i wyciągnęłam ręce. Spojrzał na nie pytająco.

- Przyszedłeś dostarczyć mi pizzę, czy tak tu stać? - uniosłam brew.

- A, no tak - uśmiechnął się łobuzersko i podał mi karton. Wzięłam go, robiąc duży wdech. Na zapach pizzy oblizałam usta.

Zaniosłam jedzenie na blat kuchni i zgarnęłam portfel, wracając do drzwi. Wyciągnęłam z niego 20$ i podałam mu. Następnie zamknęłam mu drzwi przed nosem i poszłam w końcu porządnie zjeść.

Po godzinie szłam z telefonem w ręku i szukałam jakiegoś klubu kickboxingu. Nie chciałam iść do jakiegoś dużego i popularnego, bo zawsze jest tam większe prawdopodobieństwo, że ktoś z moich nowych "znajomych" mnie zobaczy. Już wolałam iść do jakiegoś obtartego, starego klubu z samymi "niebezpiecznymi gośćmi".

Właśnie do takiego budynku trafiłam; tynk odpadał ze ścian, ulica opuszczona i brudna, typowa dzielnica gangsterów. Weszłam do niego, oglądając wnętrze. Było takie same jak z zewnątrz. Skierowałam się w stronę odgłosów uderzeń i krzyków. Przeszłam przez następne drzwi i uśmiechnęłam się pod nosem.

Tutaj było całkowicie inaczej. Ściany i podłoga były zadbane, sprzęt nowy. W powietrzu unosił się zapach potu i tworzyw sztucznych. Dobra zapowiedź.

- Hej! A panienka się nie zgubiła? - zawołał jakiś facet z przeciwnego rogu pokoju.

- Nie - odpowiedziałam pewnie. - Chcę zacząć tu przychodzić.

Prawie wszyscy wybuchli śmiechem.

- No nieźle. Ale niestety to nie sport dla takich dziewczynek jak ty.

- Możemy zrobić sobie układ - zaproponowałam. - Wybierz mi przeciwnika. Walka bez zasad. Jeśli wygram, będę tu przychodzić i ćwiczyć, a wy nie będziecie tego rozpowiadać, bo nie chcę, żeby wyszło, że ćwiczę i jestem tak, jaka jestem. Jeśli przegram, zrobię co będziesz chciał. Jedna rzecz. Cokolwiek. To może być wszystko.

Wbiłam w niego zaczepne spojrzenie. Spodziewałam się tylko jednej odpowiedzi i oczywiście się jej doczekałam.

- Zgoda.

~~~

Słowa pisane skośnym pismem to tłumaczenia.

Także chciałabym tutaj podziękować bardzo dziewczynie, która zrobiła dla mnie aż dwie okładki. Więc dziękuję ellie-0 !! Jesteś naprawdę kochana, ily ❤ Mam nadzieję, że będziemy czasem pisać ;*

FIND a HOMEWhere stories live. Discover now