Rozdział 16

19 3 0
                                    

- Kto zeżarł moje andruty?! Czy ja ze świniami mieszkam?! Jak chcecie to idźcie i sobie kupcie, a nie mi tylko wyżeracie, grubasy niewychowane! Można gardło zedrzeć, a i tak nic nie dotrze! Kupię sobie osobną lodówkę na kłódkę i będzie!

Usłyszałam krzyk z kuchni i zachichotałam. Szybko połknęłam kawałek słodycza i wstałam.

Narazie tylko Marcus wiedział, że tu przyjechałam. Inni domownicy nie.

W tym także Dean, który tak krzyczał. To bardzo bliski przyjaciel Marcusa, a także mój. Mieszka tu dosyć długo. W zasadzie nawet nie wiem dlaczego. Ma swój własny pokój z łazienką. I także pojemniczek w lodówce, w którym są jego andruty. Nikt nie może ani wchodzić do jego pokoju, ani jeść jego andrutów. To jego dwie fobie.

Zabrałam te smakołyki, bo byłam głodna i bardzo je lubię. No i cóż mogłam na to poradzić..

Stanęłam w progu kuchni i patrzyłam z rozbawieniem jak Dean przegląda zawartość lodówki i mamrocze coś pod nosem. W końcu zwiesił głowę i westchnął. Postanowiłam się odezwać.

- Przepraszam cię, Deansy, ale jakoś nie mogłam się oprzeć. One mnie o to błagały - wyjaśniłam i odgryzłam kolejny kawałek.

Głowa mężczyzny natychmiast się podniosła i oczy skupiły na mnie. Niedowierzanie przeszło w błysk radości.

- Wejście smoka? - zaśmiał się i podszedł do mnie, żeby następnie wziąć mnie w ramiona.

Ponownie zachichotałam i objęłam go, uważając na jedzenie w mojej dłoni.

Po krótkiej chwili odsunął się na długość ramion i pogroził mi palcem.

- A to - wskazał głową na andruta - ja sobie zapamiętam.

- A zapamiętaj sobie - wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się i poszłam do salonu. Jeszcze tylko rzuciłam przez ramię: - Doktor House leci. Idziesz?

- Idę, idę.

Usiadłam na kanapie, a zaraz dołączył do mnie Dean. Włączyłam telewizor i przełączyłam na House'a. To był taki nasz serial. Zawsze razem go oglądaliśmy i komentowaliśmy.

Tym razem nie mogłam się skupić, bo mężczyzna ciągle na mnie patrzył. Kiedy stało się to nie do zniesienia odwróciłam się i też wlepiłam w niego spojrzenie.

- O co ci chodzi?

- O nic. Tak się tylko zastanawiam, czy bardzo się zmieniłaś od ostatniego razu.

Westchnęłam i odłożyłam andruty na stolik.

- Nie zmieniłam się, okay? Poza tym, to doskonale wiesz, że gdybym mogła, to bym przyjechała. Nie moja wina, że moją dziwny tok myślenia. I też dlatego teraz przyjechałam.

- Czekaj.. Czyli byś nie przyjechała, gdybyś teraz nie musiała czegoś zrobić, tak?

- Nie, to nie tak. Raczej przyjechałabym, ale tylko do was z odwiedzinami.

- A tak to..?

- Tak to sprawy się komplikują. Mianowicie - dodałam wiedząc, że nie zadowala go minimalne wytłumaczenie. - Fernan i James nakładają zakaz opuszczania i wchodzenia na teren szkoły. Wyjątki to specjalne pozwolenia od nich. A ja nie zamierzałam siedzieć tak i gnić. Dlatego wyniosłam się na jakiś czas.

- Ale dlaczego?

- Problemy z Zacharym. Przeszło to na wyższy poziom. Poza tym mamy w szeregach zdrajcę i w ten sposób chcą go wyłapać i nie pozwolić donosić informacji Zacharemu.

- Aha - mruknął.

Zaśmiałam się z jego odpowiedzi i wróciłam do jedzenia i serialu.

- A ty co będziesz robić?

- Podziałam na własną rękę - wzruszyłam ramionami. - Nie wiem, poszukam informacji, pochodzę, popytam.. Zobaczy się. Dlatego też potrzebuje przebrania.

Uśmiechnęłam się jak psychopata i mrugnęłam do Deana, który udał, że się wzdrygnął.

~~~

Tak na dobrą nockę 💜

FIND a HOMEWhere stories live. Discover now