Rozdział 5

501 39 0
                                    

Minął już tydzień odkąd poznałem Shelly co oznacza, że dziś jest sobota. Postanowiłem spotkać się z nią. Szedłem tą samą drogą, co ostatnio. Jak mogłem się spodziewać, dziewczyna siedziała pod drzewem i pisała coś w tym swoim zeszycie. Gdy zobaczyła, że idę w jej kierunku otworzyła leżącą obok niej torbę sportową, zapewne w celu znalezienia broni, ale porzuciła swoje zamiary i uśmiechnęła się.
- Cześć! Siadaj. - poklepała miejsce na trawie obok siebie.
Usiadłem, a Shelly zamknęła zeszyt.
- Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że przyjdziesz. - odezwała się.
- Dlaczego? - zapytałem.
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
- Mówiłem ci, że kogoś mi przypominasz. Kogoś z kim chciałbym spędzać czas.
- Kto to taki? - zaciekawiła się.
Nie powiem jej tego. Jeszcze nie.
- Myślę, że to jeszcze nie jest odpowiedni etap znajomości. - uśmiechnąłem się, starając się aby mój głos nie brzmiał smutno. - Ale może kiedyś.
Westchnęła i schowała zeszyt do torby.
- Co tam piszesz? - zapytałem.
- Jeszcze nikt poza mną i tobą o tym nie wie. A co do pytania, to sądzę, że to nie jest jeszcze odpowiedni etap znajomości. - uśmiechnęła się. - Ale kiedyś na pewno ci powiem. - dodała naśladując mój głos.
- Zawrzyjmy umowę. Ja powiem ci, kogo mi przypominasz, a ty mi co piszesz. Ale jeszcze nie teraz.
Skinęła głową na znak, że się zgadza.
- Będę się zbierać. Muszę odebrać Tylera.
- Zawieźć cię? - zapytałem.
- Nie trzeba, dziś zdążę sama. Do zobaczenia. - powiedziała wstając.
- Do zobaczenia. - odparłem i także wstałem.
Już miałem iść w swoją stronę, gdy zdałem sobie sprawę, że zapomniałem jej o coś zapytać.
- Shelly?
- Co? - zapytała.
- Będziesz tu za tydzień?
Pokręciła głową.
- We czwartek jest zakończenie roku szkolnego, a w sobotę zaczynam pracę. - wyjaśniła.
- A w piątek? - dopytywałem.
- W piątek moi znajomi organizują imprezę z okazji rozpoczęcia wakacji. Mógłbyś pójść ze mną, jeśli chcesz. - uśmiechnęła się.
- Czy ja wyglądam na takiego, co chodzi na imprezy?
Obrzuciła mnie wzrokiem z góry na dół.
- Niezbyt. - powiedziała. - Ale nikt nie będzie miał nic przeciwko.
- Dobrze, pójdę. - zdecydowałem.
- Świetnie. - ucieszyła się. - Przyjedź po mnie w piątek o dziewiętnastej.
Skinąłem głową.
- W takim razie do zobaczenia. - powiedziała i odeszła.

See You Again | Derek Hale (3)Where stories live. Discover now