Rozdział 9

388 39 1
                                    

Nie wiem na co się porwałem. Zaparkowałem pod domem Ruth i zadzwoniłem do drzwi. Po chwili otworzyła mi je kobieta w średnim wieku.
- Dzień dobry. - przywitałem się.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się. - Ty zapewne jesteś Derek.
Przytaknąłem.
- Zjawiłeś się w samą porę. - powiedziała po czym odwróciła się w głąb domu i zawołała Tylera.
Chłopiec pojawił się i uśmiechnął się.
- Cześć. - powiedział.
- Cześć. - odparłem.
- Dzięki, że się nim zajmiesz. - powiedziała kobieta.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałem. - Do widzenia.
- Do widzenia. - uśmiechnęła się ponownie i zamknęła drzwi.
Poszliśmy do samochodu. Otworzyłem go, Tyler wdrapał się na tylnie siedzenie i zapiął pas.
Ja usiadłem za kierownicą i ruszyliśmy. Przez całą drogę żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Po dziesięciu minutach byliśmy już w domu. Wyciągnąłem z kieszeni klucze, które wcześniej dała mi Shelly. Otworzyłem drzwi, chłopiec pierwszy wszedł do środka, ja za nim.
"No dalej, Derek." - zaczął mówić jakiś głos wewnątrz mojej głowy. "Przecież gdyby nie pewne okoliczności miałbyś własne dziecko. Weź się w garść."
Ten głos ma rację.
- Co chciałbyś teraz robić? - odezwałem się w końcu.
Tyler uśmiechnął się nieśmiało.
- Umiesz grać w piłkę? - zapytał.
- Jasne. - odparłem. - Ale chyba nie tutaj?
- No coś ty. Chodź za mną. - powiedział.
Wyszliśmy z domu tylnymi drzwiami, moim oczom ukazał się spory kawałek podwórka.
- Te drzewa posadziła Shelly i na jesień będziemy mieć jabłka. - powiedział chłopiec wskazując na młode jabłonie. - Od tego do tamtego będzie moja bramka. - dodał.
- Dobrze. - zgodziłem się. - Przed dziewiętnastą pojedziemy po Shelly. - oznajmiłem.
Tyler uśmiechnął się i kopnął do mnie piłkę.
- Chciałbym, żebyś był jej chłopakiem. - odezwał się po chwili.
- A to dlaczego? - zdziwiłem się.
- Bo... Jesteś fajny. I chciałeś się mną zająć. Gdyby nie ty, przyszedłby tu Dan Briggs. On tylko rozmawia przez telefon ze swoją dziewczyną. Nigdy nie zagrał ze mną w piłkę. Poza tym Shelly cię lubi.
- Tak? Skąd to wiesz?
- Mówiła mi. Zrobisz mi kanapkę? - zapytał.
Niby taki mały, a z łatwością umie zmienić temat.
- Jasne. - odparłem. - Chodźmy.
Wróciliśmy do domu. Otworzyłem lodówkę, a Tyler usiadł przy stole. Wyciągnąłem potrzebne składniki i zabrałem się za przygotowanie posiłku. Nie pamiętam kiedy ostanio robiłem kanapki. Nie pamiętam żebym w ostatnim czasie gotował cokolwiek.
- Smakuje ci? - zapytałem niepewnie patrząc jak je. Chłopiec pokiwał głową i przełknął ostatni kęs.
- Była bardzo smaczna. - stwierdził.
- Cieszę się. - powiedziałem. Nie chciałbym przypadkiem otruć dziecka.
- Jednak do kanapek Shelly ci daleko. - uśmiechnął się.
- Zapewne. - przytaknąłem.
- Mogę obejrzeć bajkę? - zapytał.
- Oczywiście.
- Dzięki! - ucieszył się i pobiegł do salonu. Włączył telewizor i ustawił jakiś kanał dla dzieci. Usiadłem obok niego. Spojrzałem na telefon, dopiero siedemnasta. Do głowy przyszła mi myśl, żeby napisać do Scotta, czy wszystko gra, czy coś się zmieniło. To dobry pomysł, ale zrobię to później, może jutro.

- Tyler, zbieraj się. Jedziemy po Shelly. - powiedziałem po jakimś czasie.
Chłopiec wyłączył telewizor i poszedł ubrać buty. Ja także ubrałem swoje i poszliśmy do samochodu uprzednio zamykając dom.
- Wiesz na jaką ulicę mamy jechać? - zwróciłem się do Tylera.
- Nie, ale znam nazwę. - powiedział. - Double R Diner.
Wyciągnąłem ze schowka mapę i sprawdziłem adres.
Po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy, bo w pobliżu nie było żadnego parkingu, a bar mieści się na rogu.
Równo o dziewiętnastej Shelly wyszła z baru. Rozejrzała się wokół, dostrzegła moje auto i przeszła przez jezdnię.
- Hej. - powiedziała z uśmiechem wsiadając do samochodu.
- Cześć Shelly! - zawołał Tyler.
- Porozmawiamy dzisiaj? - zwróciła się do mnie.
Westchnąłem.
- Tak.
- To może poczekać, jeśli nie jesteś jeszcze gotowy.
- Nie. - stwierdziłem. - Powinienem ci powiedzieć. - dodałem odpalając silnik. Ruszyliśmy do domu.

See You Again | Derek Hale (3)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora