Rozdział 7

434 39 0
                                    

- Proszę, proszę. Kogo ja widzę. Czyż to nie Aaquil Smith? - odezwał się Kevin kpiąco.
- We własnej osobie. - odparł chłopak starając się opanować narastający gniew.
- A ciebie nie znam. - zauważył mężczyzna zwracając się do mnie.
- Po co wróciłeś? - zapytał Aaquil.
- Jak to po co? - roześmiał się. Jego oczy były mocno przekrwione. - Odzyskać moją dziewczynę, to oczywiste.
- Nigdy nie byłam i nie będę twoją dziewczyną! - krzyknęła Shelly szarpiąc się z jakimś węzłem. Bez zastanowienia ruszyłem w jej stronę, lecz w tej chwili wszystko ucichło. Muzyka przestała grać, śmiechy i rozmowy ustały, światła zostały zgaszone.
Chwilę potem podeszły do nas Cathy i Patricia, a w oddali dało się usłyszeć jedynie odgłos syreny policyjnej.
- Jadą. - wyszeptała bezgłośnie Cathy.
Aaquil dał mi znak i we dwójkę chwyciliśmy Kevina. Nawet nie próbował się wyrywać. Widocznie stracił kontakt z rzeczywistością.
Gdy przyjechała policja oddaliśmy go w ich ręce, podziękowali i odjechali.
- Jakim cudem wszystko poszło tak gładko? - zapytałem Aaquila.
- Wujek Toma i Dennisa jest szeryfem. Poza tym Kevin jest naprawdę niebezpieczny. Gdy jest trzeźwy rzecz jasna.
Podbiegłem do drzewa, do którego została przywiązana Shelly. Dziewczyny próbowały ją odwiązać, ale sznur był dość porządny.
-Ja się tym zajmę. - powiedział Aaquil. Wyciągnął pazury i jednym zamachem przeciął węzeł. Shelly wstała, otrzepała ubranie i spojrzała na przyjaciółki oraz Aaquila.
- Możecie zostawić nas samych? - zwróciła się do nich. - Idźcie spowrotem rozkręcić imprezę. - dodała z uśmiechem.
Dziewczyny spojrzały na Shelly znacząco i razem z Aaquilem wrócili do domu.
- Wszystko w porzadku? - odezwałem się niepewnie. Wyczułem, że jest trochę zdezorientowana tym, co przed chwilą miało miejsce. 
Skinęła głową.
- Słyszałeś wszystko, prawda? - zapytała.
- Tak. - potwierdziłem.
- Wobec tego należą ci się wyjaśnienia. - stwierdziła. - Dzięki, że zareagowałeś. Chociaż za to podsłuchiwanie mogłabym cię podać do sądu.
Impreza została wznowiona, znów na całej ulicy rozbrzmiewała głośna muzyka. Shelly uśmiechnęła się i chwyciła mnie za rękę.
- Wracajmy. - powiedziała. - Zamierzam się napić. Albo upić. Wszystko jedno.
- A co z twoim kościołem? Nie zabraniają wam tego? - zapytałem.
Spojrzała na telefon. Pięć po północy.
- Jest sobota. Z Bogiem pojednam się w niedzielę.
- W takim razie chodźmy.
Chwilę później znaleźliśmy się w domu, a dokładniej w kuchni. Shelly poprosiła jakiegoś chłopaka o butelkę wódki oraz szklankę.
Usiedliśmy przy czymś co prawdopodobnie kiedyś było stołem, ale teraz została z niego tylko połowa. W pomieszczeniu znajdowało się jeszcze kilka osób, ale raczej niezbyt przytomnych. Mogliśmy mieć pewność, że nikt nie będzie słuchał o czym rozmawiamy.
Shelly nalała sobie wódki.
- Ty też chcesz? - zapytała podsuwając mi szklankę.
- Prowadzę. - odparłem.
Przewróciła oczami i napiła się.
- Aaquil mówił, że wilkołaki nie mogą się upić.
- To prawda. - przyznałem. - Ale mimo to nie piję.
Wzruszyła ramionami.
- Tak więc, miałam ci wszystko opowiedzieć. Zacznijmy od początku. Zapewne zastanawiasz się gdzie są moi rodzice. Otóż sama chciałabym to wiedzieć. Miałam starszą siostrę, Sarę, ale jej też nie ma. Mieszkałam z nią, ale znalazła sobie chłopaka i wyjechała. Zostawiła mnie samą. Potem poznałam Kevina. Byłam wtedy w pierwszej liceum. On w ostatniej. Zakochałam się, wszystko potoczyło się tak szybko, że przestałam panować nad tym co między nami się dzieje. Po pewnym czasie zaczął się zmieniać. Stał się totalnym dupkiem. Zaczął spotykać się z podejrzanymi typami, a także z innymi dziewczynami. Raz nawet urządziłam mu o to awanturę, ale tylko oberwałam.
- Uderzył cię? - wtrąciłem ze zdziwieniem.
Shelly wzruszyła ramionami.
- Pierwszy, lecz nie ostatni raz. Potem naprawdę stał się niebezpieczny.
Opróżniła szklankę do końca.
- Muszę być na tyle trzeźwa, żeby dokończyć tą historię. Pod koniec roku szkolnego okazało się, że jestem w ciąży. To wydaje ci się dziwne, że mówię o tym z taką łatwością, zapewne powinnam się teraz zalewać łzami, ale żalu pozbyłam się już dawno temu. Powiedziałam Kevinowi, o tym co zrobił, ale on rzucił tylko, że wyjeżdża do Los Angeles. I żebym nie dzwoniła. Po raz kolejny zostałam sama. Nie miałam już nikogo. To nie była moja wina, Derek. I gdybyś dziś nie zareagował, on zrobiłby to znowu. - po jej policzku spłynęła łza. Bez zastanowienia otarłem ją. - Wiedziałeś, że kłamię gdy mówiłam ci, że Tyler to mój brat. On nie zna prawdy, i nigdy jej nie pozna. Także nigdy nie rozmawiaj z nim na ten temat.
Skinąłem głową.
Shelly spojrzała na mnie z wdzięcznością.
- Cieszę się i dziękuję Bogu, że Tyler nigdy go nie poznał. Nie chcę, żeby w przyszłości stał się taki jak jego ojciec. - urwała na chwilę i wzięła głęboki oddech. - Teraz ty coś powiedz, Derek. Jeżeli teraz znienawidzisz mnie przez to, co się stało, zrozumiem to. Zresztą i tak jutro nie będę nic pamiętała.
Pokręciłem głową.
- Nigdy bym tak o tobie nie pomyślał, choćby nie wiem co się stało. - powiedziałem poważnie.
- Mówisz serio? - zdziwiła się. - Nawet Cathy powiedziała, że nie mieści się jej to w głowie. Jednak na świecie są jeszcze porządni ludzie. - uśmiechnęła się po czym nalała sobie jeszcze i wypiła szybko. - Nie wiem czy to przez alkohol, ale czuję się lżej.
Przypomniałem sobię sytuację, w której Karolina mówiła coś podobnego. Też opowiadała mi o swojej przeszłości.
- Masz tą świadomość, że ty też będziesz mi musiał opowiedzieć o sobie? - zapytała. - Ale nie dzisiaj. Chyba zaraz umrę.
- Opowiem ci jak się wyśpisz. - obiecałem.
- Zawieziesz mnie do domu? - poprosiła. - Chyba już wystarczy tej imprezy.
- Jasne. Chodźmy. - wstałem i wziąłem ją za rękę.
Chwilę później znajdowaliśmy się w drodze do domu Shelly. Bawiła się radiem.
- Po co to robisz? - zapytałem.
- Żeby nie zasnąć. - wyjaśniła.
Zaparkowałem pod jej domem.
- Odprowadzisz mnie, prawda? - zapytała.
Pokiwałem głową i wysiedliśmy z auta. Chwyciła mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Otworzyła je na oścież i wykonała zapraszający gest ręką.
- Goście przodem. - uśmiechnęła się. Wszedłem do środka, a ona za mną. Zaprowadziła mnie na górę, do swojego pokoju. Wyciągnęła z szafy krótkie spodenki i jakąś koszulkę.
- Odwróć się. - nakazała.
Odwróciłem się, a ona w tym czasie przebrała się.
- Już. - oznajmiła i położyła się na łóżku. - Zostaniesz?

See You Again | Derek Hale (3)Where stories live. Discover now