Rozdział 6

446 35 0
                                    

Dokładnie o dziewiętnastej przyjechałem pod dom Shelly. Wyjrzała przez okno i chwilę później razem ze swoim bratem znaleźli się u mnie w samochodzie.
- Cześć Derek. - przywitał się chłopiec.
- Musimy zawieźć go do Ruth, to moja szefowa. - wyjaśniła Shelly. Wyciągnęła mapę ze schowka i wskazała odpowiednią ulicę. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Shelly zaprowadziła Tylera do drzwi po czym wróciła do samochodu.
- Możemy jechać. - powiedziała.
- Jasne, tylko powiedz mi dokąd. - odparłem.
- Mógłbyś przestudiować tę mapę w domu. - westchnęła rozkładając ją spowrotem.
Droga upływała nam w milczeniu więc Shelly włączyła radio. Puszczali jakąś rzewną piosenkę o nieodwzajemnionej miłości.
- Proszę cię, wyłącz to. - odezwałem się.
Spojrzała na mnie tak jakby podejrzewała, że ta piosenka opisuje moje życie, ale wyłączyła radio.
- Chyba jesteśmy na miejscu. - oznajmiłem po chwili.
- Tak, to tu. - odpowiedziała. - Chodźmy.
Zaparkowałem i wysiedliśmy z samochodu. Shelly chwyciła moją rękę i skierowaliśmy się do drzwi jednego z domów.
- Kto będzie na tej imprezie? - zapytałem.
- Wszyscy! - odpowiedziała z uśmiechem. - Zresztą sam zobacz. - dodała i w tym momencie otworzyły się drzwi wejściowe. Ze środka dobiegały śmiechy oraz głośna muzyka. Zdecydowanie nie moje klimaty, ale cóż, poświęcę się ten jeden raz.
- Hej Shelly! Wchodźcie, zapraszam. - uśmiechnął się chłopak stojący w drzwiach. W lewej ręce trzymał tacę pełną czerwonych, papierowych kubków wypełnionych zapewne alkoholem. Shelly wzięła jeden i od razu wypiła zawartość. Odstawiła pusty kubek spowrotem na tacę i pociągnęła mnie za sobą.
Zaprowadziła nas do stolika, przy którym siedzieli już jacyś ludzie.
- Hej wszystkim! - przywitała się z nimi Shelly. - Poznajcie Dereka. Derek, to jest Patricia, Cathy, Dan, Laura. - przedstawiła mi wszystkich po kolei. - Aaquila już znasz.
Trochę dalej dostrzegłem Aaquila rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Na dźwięk swojego imienia odwrócił się w naszą stronę i uśmiechnął się.
Usiedliśmy obok znajomych Shelly. Po chwili spojrzała na mnie i zapytała:
- Zatańczymy?
Pokręciłem głową.
- Ja nie tańczę.
Wywróciła oczami.
- Ja z tobą pójdę. - uśmiechnęła się Cathy.
Obydwie wstały i poszły na parkiet.
Gdy tylko zwolniło się miejsce przysiadł się do mnie Aaquil.
- Gdzie masz swoje bety? - zapytałem.
- Plątają się tu i tam. W ogóle nie powinni tu przychodzić. - odparł. - Wciąż nie mają kontroli.
Zapadła między nami chwila milczenia. Patrzyłem na Shelly, on zapewne też.
- Miałeś dziewczynę. - odezwał się w końcu chłopak.
- To pytanie czy stwierdzenie? - zapytałem.
- Stwierdzenie. Miałeś dziewczynę i coś się stało.
Rozejrzałem się wokół. Obok nas obściskiwali się Dan i Laura, a Patricia gdzieś zniknęła.
- Aż tak to widać? - westchnąłem. Aaquil sprawiał wrażenie człowieka, któremu można zaufać. Przypomina mi Scotta, tylko mniej doświadczonego.
- Niekoniecznie. - uśmiechnął się. - Chodziłem w tym roku na lekcje z psychologii. Poza tym potrafię wyczuć różne rzeczy.
Skinąłem glowa.
- W każdym razie bierz się za Shelly. - rzekł Aaquil. - Pogadaj z nią. I bądź z nią szczery. Najlepiej na tym wyjdziesz.
- Jasne. - odparłem i zacząłem szukać wzrokiem Shelly. Nie mogłem jej zobaczyć, ale usłyszałem jej głos. Wiem, że nie powinienem podsłuchiwać, ale...

- Coś z tego będzie? - ten głos należał do Cathy. Shelly roześmiała się.
- To jeszcze za wcześnie, żeby o tym myśleć. Przecież znam go jakieś dwa albo trzy tygodnie!
- Ale co o nim myślisz? Podoba ci się?

Zdecydowanie nie powinienem tego słuchać.

- Noo... - zamyśliła się. - Chyba tak.
- Chyba?
- No dobra, wygrałaś. Tak, podoba mi się.
- No, bo już myślałam, że wolisz dziewczyny. Ten chłopak to przecież ideał.
- Mówicie o mnie rzecz jasna? - tego głosu jeszcze nigdy nie słyszałem.
- Kto cię tu w ogóle wpuścił? - zapytała Cathy. - Lepiej stąd idź.
- Mam prawo tu być tak jak ci wszyscy ludzie. Shelly, kochanie, jak leci?
- Spadaj stąd, Kevin. - odpowiedziała dziewczyna. - Bo ktoś wezwie gliny i przestanie ci być wesoło.

- Chyba powinniśmy interweniować. - szturchnąłem Aaquila, który popijał piwo z czerwonego kubka.
- Dlaczego? Co się dzieje? - zdziwił się.
- Usłyszałem... Nie wiem, przyszedł jakiś Kevin. Nie podoba mi się on. - wyjaśniłem.
Twarz chłopaka od razu spochmurniała.
- Masz rację. - powiedział. - Chodźmy. - dodał wstając.
Także wstałem i poszedłem za nim.

- Co się stało? Nagle nie chcesz się ze mną zadawać. Przecież kilka lat temu błagałaś mnie, żebym do ciebie wrócił. - mówił drwiącym głosem Kevin.

- Czy on jest... No wiesz, taki jak my? - zapytałem Aaquila gdy szukaliśmy Shelly.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie jestem pewien. Nikt go tu nie widział od pięciu lat, a wiele mogło się zmienić od tego czasu.

- Cathy, mogłabyś zostawić nas na chwilę samych? - zapytał Kevin.
- Nie. Lepiej idź stąd i zostaw nas w spokoju. - odparowała dziewczyna.
- Jak nie pójdziesz to pogadamy inaczej.
- Dobra, ale spróbuj skrzywdzić. - ostrzegła.
- Shelly, nie chcesz żeby było jak dawniej? Wiem, że chcesz. Możemy zacząć od początku. I powtórzyć coś z przed tych pięciu lat...

- Aaquil! - usłyszeliśmy głos Cathy. - Kevin tu jest.
- Wiem, właśnie go szukamy. - odpowiedział. - Mogłabyś nas zaprowadzić do niego?
- Muszę was tam zaprowadzić. Przystawia się do Shelly.
Dotarliśmy do miejsca, które wskazała nam Cathy, ale nie było już tam nikogo.
- Będą na zewnątrz. - stwierdziła dziewczyna. - Idźcie tam, a ja powiem żeby zadzwonili po gliny i zgarnęli Kevina.
Ruszyliśmy do drzwi wyjściowych. Wyszliśmy przed dom i między drzewami dostrzegłem dwie sylwetki. Poszliśmy w tamtym kierunku. Jedna z nich wyłoniła się z mroku. To był Kevin.

See You Again | Derek Hale (3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz