Prolog

1.7K 117 50
                                    

Tak, to jest nowe Colours of Heaven po edycji ^^

W jego bajkach były smoki – takie z błyszczącymi łuskami pokrywającymi długie ogony i olbrzymie skrzydła oraz z kolorowymi ślepiami, w których malowało się doświadczenie i tańczyły cienie minionych przygód. W jego bajkach było niebo – nigdy jasne, ale zawsze rozświetlone milionami gwiazd, takie, pod którym można było całymi nocami spacerować bez zbędnego towarzystwa po rozległych łąkach. W jego bajkach były ruiny zamków – pogrzebane cmentarze wspaniałych historii i nieodkrytych tajemnic. W jego bajkach była mgła osnuwająca każdy element opowieści kusząc sekretnym pięknem malowanym zręcznie z odrobiną niepokoju. W jego bajkach była krew pełna adrenaliny i pragnienie przygód większych niż mogła zaoferować rutyna. W jego bajkach były więzy łączące drużyny, które miały przetrwać wiecznie – „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!", zespoły które miały zmienić się w legendy. W jego bajkach była zdrada – cienkie ostrze wbite prosto w plecy i niemy krzyk. W jego bajkach była cisza przed burzą.

Drzwi do sypialni były zamknięte, ale chłopiec uchylił je na chwilę przed wyjściem z domu, by upewnić się, czy wszystko w porządku. To był dobry dzień, podejrzanie spokojna atmosfera wkradła się do posiadłości przez uchylone okno do piwnicy, które stanowiło przepustkę do wolności najmłodszego rezydenta. Ciemne podziemia pełne były porozkładanych map - tych przedstawiających znane wszystkim krainy i tych, które odkrywały miejsca, o których milczały przewodniki. Nie brakowało tam również różnego rodzaju kamieni, kart, wyschniętych roślin i nietopionych już dawno świec. Chłopiec zamknął za sobą cicho drzwi do piwnicy i szybko odnalazł wyjście z labiryntu chłodnych korytarzy – teraz kilka kroków dzieliło go od lasu, który wznosił się przed nim dumnie w miesiącach swojego triumfu. Mała, ciemna postać na tle bezbrzeżnej, szeleszczącej zieleni. Zawsze lubił moment, w którym wtapiał się w tłum wysokim drzew – ten ułamek sekundy, kiedy przekraczał granicę polany, stąpając po wydeptanej przez siebie ścieżce. Niemal cały został pokolorowany na czarno – takie były jego falowane, niemal sięgające ramion kosmyki, taka była peleryna, takie były buty wiązane z tyłu za kolanami i wzór kart tarota wyszyty na ciemnym płaszczu. Tai Ramirez był uosobieniem buntu – łamanie wszelkich zasad było jego ulubionym rodzajem rozrywki, był koszmarem dla pilnujących porządku służb i niespodzianką dla swoich rodziców, którzy starali się wieść w miarę spokojne życie.

Pół godziny drogi przez las wystarczyło, by dotrzeć na rozdroże, przy którym stała stara karczma – ulubione miejsce mieszkającej w okolicy młodzieży, szukającej rozrywki. Dziurawy dach i wiecznie gubiące klamkę drzwi nie odejmowały miejscu uroku. Chłopiec wszedł do środka jak zwykle witany zapachem grzańca i okrzykami radości młodych ludzi, którzy zgromadzeni przy barze, stolikach i na parkiecie, starali się zapomnieć o wszelkich obowiązkach czekających na nich poza murami karczmy. W środku nie było głośników – małe przejezdne zespoły starające się zdobyć pierwsze grona fanów często brały oprawę muzyczną we własne dłonie. Pod dachem bujały się żyrandole z wysokimi świecami tlącymi się czerwonymi płomieniami, a na kubki poniektórych klientów sypał się cynamon i złoty brokat. Tym, co przyciągało do tego miejsca była magia, w którą nie wierzył nikt i którą zachwycali się wszyscy. Nie raz zdarzało się, że w środku nocy drzwi otwierały się ze zgrzytem i do środka wchodził gość, który przerywał całą zabawę. Harmider cichł i wszyscy gromadzili się wokół zabłąkanego wędrowca, słuchając jego niesamowitych opowieści. Zawieszone na ścianach portrety w pozłacanych ramach przestawały się kołysać, a muzycy odkładali smyczki i całe miejsce słuchało, chłonąc nowe baśnie i czerpiąc z nich energię na kolejne tygodnie. Pewnego dnia do drzwi zapukał samotny jeździec, poprosił o wodę dla swojego konia i zaczął opowiadać historię Sennej kotliny – ci, którzy znali legendę (liczni) kiwali głowami, ci, którzy nigdy jej nie słyszeli (zaledwie kilku) i nie uwierzyli (tylko dwóch) - zaginęli na dwa tygodnie. I chociaż nikt nie mówił tego głośno, wszyscy mieli przeczucie, że puszcza ma swoje sekrety. Niektórzy mówili, że to stary karczmarz zatrudnia co jakiś czas aktorów, a on słysząc podobne teorie, śmiał się cicho pod bujnym wąsem i kręcił z rozbawieniem głową. Trzeba było być niezwykle nierozważnym, by nie wierzyć w baśnie, które zaglądały nocą przez rozświetlone okna do karczmy. I nieraz było słychać, jak młodzi ludzie śmieją się z opowieści starszych, a ci drudzy wymieniają się uśmiechami, pamiętając wydarzenia z lat gdy sami byli w ich wieku. Tai nie miał piwnych oczu matki, ani jasnych włosów ojca, a jego dziadek często opowiadał mu o kobiecie, która zapukała do drzwi ich domu w jedną burzliwą noc. I kiedy na czarnym niebie wisiał okrągły księżyc, oświetlając leśne ścieżki, trudno było chłopcu zapomnieć, że sam jest jedną z historii, w które tak łatwo zwątpić, mimo że oddychają obok ciebie.

Tego wieczoru Nathaniel i Jonathan siedzieli już przy barze, śmiejąc się głośno z jakiejś historii. Jonathan gestykulował żywo rękami, które tańczyły do jego słów, a zakryte kosmykami w odcieniu hebanowego drewna szmaragdowe oczy błyszczały energią i pasją. Mówił o wszystkim prosto z mostu, szczery do bólu i niedbający o opinię reszty, pełny charyzmy i nierozważny do granic możliwości. Ciemna koszula jak zwykle nierówno włożona za pasek spodni i buty sięgające mu za kolana. Nathaniel miał urodę młodzieńca z dzieła Wilde'a, włosy niemal tak złote, że zdawała się pokrywać je farba i głowę pełną marzeń o otwartych wodach. Przywodził na myśl dzikiego kota – zawsze czujny i sprytny, zdawał się czytać w myślach innych. Oszczędny w słowach i pełen wyuczonych gestów jakby cały czas znajdował się na kartach dramatu. Jonathan zawsze malowany w granacie, czerni i głębokim odcieniu brązu przypominał ten moment niemego zachwytu między zachodem słońca a pełnią nocy, kiedy niebo wciąż zachwyca ciemnymi odcieniami granatu. Nathaniel był zachodem – pełen złota i farb, którymi natura maluje sklepienie, żegnając się ze słońcem, zachodem, o którym pisze się wiersze i układa piosenki, pełnym silnych uczuć i fascynacji. Tai był nocą pełną tajemnic i tak właśnie o nim opowiadano. Był dzieckiem, które pojawiło się znikąd i potrafiło porywać za sobą tłumy. Wielu osobom nie umknął fakt jak bardzo chłopiec różni się od swoich rodziców i mimo, że większość opowiadała o genach dziadków, co poniektórzy zerkali na niego niepewnie, zastanawiając się, ile w tej teorii jest prawdy.

Tej nocy chłopiec zatrzymał się w progu gospody razem z pierwszymi kroplami deszczu – w ciągu kilku minut nad lasem przewali się burza, ściągając do tego miejsca ciekawego gościa...

Tymczasem jeden z przyjaciół Taia zdążył już zebrać własne grono słuchaczy. Z przyklejonymi do twarzy podkręconymi wąsami i zerwanym z jednej ze ścian kapeluszem z szerokim rondem opowiadał o przygodach legendarnej postaci, której historię znali na pamięć wszyscy, którzy spędzili z nim choćby jeden dzień. Jonathan uwielbiał Rolanda, odkąd poznał pieśń o nim jako dziecko i do tej pory nawijał o nim z niegasnącym entuzjazmem. Tai z Nathanielem często zakładali się o to kiedy ich przyjaciel wpadnie do gospody w pełnej zbroi, udając swojego idola, co do tej pory jakimś cudem nie miało jeszcze miejsca.

- Nareszcie – Nathaniel podniósł głowę, zerkając w stronę Taia. – Już myślałem, że spędzę tak całą noc. Spójrz tylko, co on wyprawia. Ciekawe czy on gra lepiej, czy też jego widownia, udając, że nie słyszy tych bzdur po raz tysięczny.

- Zdecydowanie to drugie – odpowiedział chłopiec, opierając łokcie na barze i uśmiechając się przymilnie do barmana, który odporny na jego zaczepki nawet nie mrugnął okiem, wskazując na tabliczkę „Małoletnim alkoholu nie sprzedajemy" co oczywiście było kłamstwem - chyba, że takim małoletnim był Tai Ramirez. Chłopiec położył na ladzie woreczek z kartami, po czym wyciągnął je i rozłożył zwinnie na ladzie.

- Co chciałbyś dzisiaj wiedzieć? – spytał barmana. Przyszłość zawsze była dla niego najlepszą kartą przetargową. 

*** OPIS OPOWIADANIA ***

Wróżbita, książę i łowca - który z nich jest zdrajcą? Historia odegrana na deskach elitarnej uczelni dla młodych osób z tragiczną przeszłością. Opowieść pełna tajemnic, dawnych legend i zakazanej miłości.

Colours Of Heaven (#BOYXBOY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz