10. Crimson

534 63 115
                                    

Kilka lat wcześniej;

Ostrza łyżew przecinały ostrą taflę lodu, kiedy chłopiec sunął do przodu, obracając się dookoła własnej osi. Jego długi, kasztanowy szalik powiewał na wszystkie strony, ale blondyn nie miał zamiaru go ściągać. Wykonał kolejny obrót, myśląc, że mógłby tak umrzeć - gdyby teraz jezioro nie wytrzymało i wciągnęło go do lodowatej toni, byłoby już po wszystkim. Koniec cierpienia i smutku w szmaragdowych oczach Xaviera. Być może na początku bardzo by go to zabolało, ale później byłoby już tylko lepiej. Rany w końcu mogłyby się zagoić - byłoby tak jak po ściągnięciu plastra. Kolejny obrót i następny... Nicholas był w tym dobry. Kiedyś, kiedy jego rodzice jeszcze żyli, Nico marzył o tym, żeby zostać sławnym łyżwiarzem figurowym, a później wybuchł pożar, który stopił wszystkie jego plany na przyszłość niczym lód, pozostawiając po sobie tylko kałuże łez. Jego mama była łyżwiarką figurową, jej syn założył więc swoje pierwsze łyżwy niedługo po tym jak nauczył się chodzić. Cartner nie lubił kiedy jego przyjaciel to robił, wciąż powtarzał, że Raylle jest jak porcelanowa figurka, tak delikatny, że z łatwością mógłby zrobić sobie krzywdę. Blondyn tego nienawidził, zaczął więc przelewać swoje uczucia na papier, a następnie na płótno kiedy odkrył, że nie talentu jeśli chodzi o pisanie opowieści ani wierszy.

Ciekawe co powiedziałby drugi chłopak, gdyby wiedział, że jego przyjaciel zamiast po lodowisku, jeździ właśnie po środku zamarzniętego jeziora? Nicholas zatrzymał się po następnym obrocie, z głową uniesioną do góry. Jego piwne oczy wpatrywały się w ozdabiające nocne, granatowe niebo światełka. Być może jego rodzice patrzyli teraz na niego z góry. Co by powiedziała jego mama, gdyby mógł ją usłyszeć? Powiedziałaby, żeby nigdy się nie poddawał. Dwunastolatek ukrył twarz w swoich dłoniach, po czym cicho podjechał do brzegu. Zanim zdążył tam jednak dotrzeć na tafli pojawiła się rysa i lód zapadł się chłopcu pod nogami. Ostatnim co pamiętał był głośny krzyk - jego albo kogoś kto akurat był w pobliżu. A później... Później była tylko ciemność...

***

Jasne, niemal białe w świetle księżyca włosy odznaczały się na tle czarnego płaszcza, na którym leżał chłopiec. Jego twarz była tak blada, że w tym momencie rzeczywiście trudno by go było odróżnić od porcelanowej figurki. Klęczący kilka metrów dalej Xavier drżał, ale nie był to bynajmniej skutek przemoczonych do suchej nitki ubrań.

- On jest chory - usłyszał od jednego z lekarzy. - Nawet jeśli uda nam się go uratować, szansę na to, że twój przyjaciel to wszystko przeżyję są... To jest praktycznie niemożliwe...

Teraz młody Cartner ściskał w dłoniach srebrny krzyżyk, powtarzając w myślach wciąż te same słowa. Nawet jeśli Bóg myśli, że Nicholas będzie szczęśliwszy tam po drugiej stronie ze swoją rodziną, mógł przecież jeszcze trochę zaczekać. Dwunastolatek modlił się, żeby Bóg jednak zmienił zdanie, albo jeśli już musiał zabrać jego przyjaciela, to niech zabierze razem z nim i jego. Jeśli tego nie zrobi sam rzuci się ze szkolnej wieży, ponieważ nie wyobraża sobie nawet świata bez tego drugiego chłopca.

Ratownicy wnieśli poszkodowanego do helikoptera - tutaj w Corfe Castel karetka nie miałaby szans dojechać na miejsce wypadku na czas. Ciemnowłosy chłopiec uparł się, że poleci z nimi. Nie mógł go przecież zostawić, nie mógł zostawić osoby, która była dla niego najważniejsza na świecie. Kiedy wystartowali, Xavier trzymał Nicholasa mocno za rękę.

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem - powiedział do niego cicho. - Błagam cię, nie zostawiaj mnie, bo nie mam pojęcia kim mógłbym być, gdyby ciebie nie było obok. Proszę cię, Nico... - otarł rękawem swoje zielone oczy. - Proszę cię, nie odchodź. Jeszcze nie teraz...

***

Pikanie aparatury były jedynymi dźwiękami zagłuszającymi ciszę panującą w szpitalnej sali. Dwunastoletni chłopiec leżał na jednym z łóżek, ściskając w rękach końcówki za długiej granatowej bluzy, którą wcześniej otulił go Xavier. W podłączonej do jego ręki kroplówce krew zaczęła się już mieszać z przezroczystą substancją. Blondyn przyglądał się swoimi dużymi oczami czerwonemu płynowi, starając się poukładać w głowie wszystkie swoje myśli, kiedy nagle usłyszał jak ktoś otwiera drzwi. Nie odwrócił się w stronę wejścia, zamiast tego postanowił udawać, że śpi - tak samo jak poprzednim razem i jeszcze wcześniejszymi i jeszcze...
Poczuł jak gruby materac ugina się pod ciężarem drugiej osoby - ktoś usiadł obok niego. Chwilę później Nicholas poczuł jak ktoś owija ręce wokół jego talii, czyiś oddech owiewał mu kark.

Colours Of Heaven (#BOYXBOY)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang