16. Indigo

235 21 8
                                    

"Rozdzielił nas, mój bracie
zły los i trzyma straż -
w dwóch wrogich sobie szańcach
patrzymy śmierci w twarz.

W okopach pełnych jęku,
wsłuchani w armat huk,
stoimy na wprost siebie -
ja - wróg twój, ty - mój wróg!

Las płacze, ziemia płacze,
świat cały w ogniu drży...
w dwóch wrogich sobie szańcach
stoimy ja i ty.

Zaledwie wczesnym rankiem
armaty zaczną grać..."

Tik...Tak...Tik...Tak... Ktoś otworzył pudełko. Tik...Tak... Ktoś rozłożył planszę. Tik...Tak...Tik...Tak... Czy ktoś umie grać w szachy? Tik...Tak... Wciąż słychać stary zegar, czas leci. Tik...Tak... Zagrajmy w grę. Tik...Tak... Rozstawmy drewniane figurki. Tik...Tak... Trochę magii... Tik...Tak... A co jeśli, co jeśli dać im wolną wolę? Tik...Tak... Wyobraźnię? Tik...Tak... I strach? Tik... Tak... Ponaglające tykanie zegara zawsze... Tik...Tak... W końcu... Tik tak... Dla kogoś... Tik... Tak... Cichnie.

Głupia, nierozsądna gra. Ciemny, ciemny las. Mrokiem karmią się potwory w naszych głowach, ciemna strona wyobraźni rośnie w siłę. Twoje lęki budzą się do życia, ale to czego powinieneś się bać najbardziej, należy do rzeczywistości. Cztery sekundy... trzy... dwie... jedna... Witamy na turnieju w Corfe Castel!

Xavier zatrzymał się, słysząc jak ktoś przedziera się przez zarośla za jego plecami. Chłopak odwrócił się, przeczesując wzrokiem otoczenie i odruchowo zaciskając palce na rękojeści. Zwykle uwielbiał te turnieje, ale tej nocy w Corfe Castel panowała dziwna atmosfera. Nigdy nie bał się ciemności, ale przerażało go to co mogło się w niej ukrywać. Tej nocy miał dziwne przeczucia, że księżyc przywita świt, składając słońcu wyrazy współczucia. Niepokój w jego sercu narastał z każdą chwilą, podsycany najbardziej błahymi obawami. Zasady turnieju nie były nader skomplikowane - wygrana należała do drużyny, której udało się zdobyć powiewający na nocnym wietrze sztandar szkoły, umieszony na szczycie wzgórza. Wzniesienie było otoczone ogrodzeniem z dwoma zdobionymi bramami, które można było otworzyć jedynie przed umieszczenie w wyznaczonych otworach określonej ilości szpad przeciwnika, z których każda miała końcówkę o innym kształcie niż pozostałe. W odległości połowy kilometra od wzgórza wartę pełniła drużyna, która składała się z najlepszych nastoletnich szermierzy z innych angielskich szkół, którzy byli wybierani w corocznych zawodach. Takowy rodzaj elekcji miał służyć przede wszystkim wyeliminowaniu niepotrzebnych sporów, wynikających z tego, że wiele osób pozwalało swoim znajomym bez przeszkód dotrzeć do mety. Tak więc kiedy komuś udało się pokonać przeciwnika i odebrać mu jego szpadę, podczas gdy przegrany schodził z pola turnieju, zwycięzca pojedynku musiał jeszcze szczęśliwie dotrzeć do bramy, co często okazywało się dość trudne - za trudne dla większości uczniów, ale nie dla niego. Xavier nie był może tak dobrym szermierzem jak Nicholas, a porównując jego zdolności do tych Jamesa przy walce na śmieć i życie, tydzień wcześniej mógłby już wybierać kwiaty na swoją mogiłę (chociaż znając Xaviera Cartnera, chłopak prędzej postarałby się o wysoki na dziesięć metrów posąg upamiętniający jego chwałę). Na korzyść Xaviera działała jednak jedna rzecz - zaskoczenie. Potrafił on bowiem podejść do przeciwnika tak blisko jak tylko miał na to ochotę, pozostając przy tym niezauważonym. Ponadto chłopak posiadał jeszcze jeden dar - miał radar wykrywania zasadzek innych, nim doszły one do skutku - co niejednokrotnie uratowało go zarówno w życiu jak i w turniejach.

Tym razem sytuacja przedstawiała się jednak nieco inaczej niż zazwyczaj, ponieważ pod ich skrzydłami był ten nowy dzieciak, którego Cartner darzył mniej więcej taką samą sympatią co więźniowie kulę u nogi. Jeśli coś się stanie Ramirezowi, zapewne to Xavier zostanie wezwany do dyrektora jako kapitan drużyny, a w ostatnim czasie przebywanie na dywaniku było ostatnim na co miał ochotę. Chłopak uniósł głowę, dostrzegając mrugające spomiędzy gałęzi drzew ciało niebieskie. "Światło dochodzi nawet ze zmarłej gwiazdy" - przypominał mu się cytat, znaleziony na jednej z porzuconych zakładek w szkolnej bibliotece. Ciekawe, pomyślał, że z ludźmi jest tak samo. Minęło tak wiele lat odkąd po raz ostatni widział swojego ojca - a mimo wszystko wciąż czuł jakby tamte gwieździste noce pełne opowieści o duchach, rycerzach i królestwa należały do ostatnich tygodni. Wszystkie elementy jego minionego życia wciąż żyły w jego wspomnieniach, nie tracąc swoich kolorów. Czasami w noce takie jak ta lubił wyobrażać sobie, że przeszłość zlewa się z teraźniejszością, wymazując granicę dzielących je lat. Dużo czasu zajęło chłopakowi zrozumienie smutnej prawdy, że jego umysł jest jedynym miejscem, w którym żyje jego ojciec. Świat łatwo zapomina twarze swoich dzieci. W niektóre wieczory, gdy Nicholas nie mógł zasnąć i prosił o historie, układając głowę na jego kolanach, Xavier bawił się jego złotymi lokami i opowiadał mu o swoim dawnym życiu, zamieniając minioną rzeczywistość w baśnie. "Życie bardziej naśladuje sztukę niż sztuka życie".

Colours Of Heaven (#BOYXBOY)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora