22.

7.3K 307 4
                                    

Kilka minut temu wróciłam z lunchu. Zdążyłam rozgościć się przy biurku i wyjąć teczki, które miałam przejrzeć i uzupełnić dokumentacje. Musiałam to zrobić do jutra, bo akta będą potrzebne Michaelowi w najbliższych dniach.

Próbowałam się skupić, jednak dzisiaj to było zbyt trudne zadanie, a wibrujący na biurku telefon wcale mi tego nie ułatwiał.

– Ali, musisz mi pomóc. - Usłyszałam w słuchawce głos Michaela.

Taki to miał dobrze. Od rana nie pojawił się w kancelarii nawet na chwilę, ale po co skoro nie miał dzisiaj zaplanowanych żadnych rozpraw ani umówionych spotkań?

– Nie możesz wstać z łóżka? - Zaśmiałam się, przypominając sobie naszą ostatnią rozmowę o jego lenistwie.

– Tak, musisz za pięć minut iść za mnie na rozprawę i co teraz? – zakpił.

– W chu... Znaczy bardzo zabawne. Co chcesz?

– Za piętnaście minut będę pod kancelarią. - Rozłączył się.

Za nic w świecie nie domyślałam się, o co mogło mu chodzić.

Schodząc na dół, napotkałam zdziwione spojrzenia dziewczyn i ochrony. No tak, nie każdy mógł sobie wychodzić z pracy, kiedy mu się to podobało. Nie wiedziałam, co gorsze to, że nie wiedzieli, gdzie wychodziłam, czy to, że zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że miałam jechać tam z szefem?

Stałam przed obrotowymi drzwiami, wyczekując sportowego auta Michaela. Niestety byłam bardzo zaskoczona, gdy mój towarzysz podjechał Range Roverem. Nie byłam pewna, co to za model, ale mało mnie to interesowało. Nie znałam się na samochodach. Jedyne co byłam w stanie odgadnąć to ich markę, ale nigdy w życiu nie potrafiłabym określić żadnego modelu.

– Nowe auto? – skomentowałam od razu, gdy zajęłam miejsce pasażera.

– Drugie. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Bardziej praktyczne.

– Gdzie ty mnie wywozisz? – spytałam nieco przerażona, grzecznie zapinając pas, na co się roześmiał.

– Nie bój się, za jakieś pół godziny będziemy mieć towarzystwo.

W sumie jadąc po takiej drodze, zrozumiałam już, czemu chodziło o praktyczne auto. Terenówka sprawdzała się o wiele lepiej w trudnych terenach.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, Michael od razu podszedł do młodej kobiety, trzymającej na rękach małe dziecko owinięte kocykiem, stojącej przed jakąś starą kamienicą. Nie wyglądała najlepiej, mając na sobie podarte jeansy i potargane włosy. Jednak na widok Mike'a otulającego ją ramieniem coś zakuło mnie w sercu. Nie byłam pewna co, ale chyba lekkie uczucie zazdrości. Przywitał się z nią buziakiem w policzek. Chyba dobrze się znali. Obserwowałam wszystko przez szybę samochodu, zastanawiając się, czy powinnam do nich dołączyć.

– Chcesz pomóc? - Otworzył drzwi od mojej strony. – To chodź.

– Niby jak? – zapytałam przestraszona, ale poszłam za nim.

– Alyson, to jest Marika.

– Witam. - Wyciągnęłam dłoń w geście przywitania się, ale szybko ją schowałam, zdając sobie sprawę, że przecież trzymała dziecko.

– Idź do samochodu i poczekaj na nas – rozkazał, podając jej kluczyki.

– Nie, on zaraz przyjdzie. - Trzęsła się. – Znowu będzie się awanturował. Nie pozwoli nam po prostu odejść.

– Będziemy mieli świadka. - Oboje na mnie spojrzeli, a ja kompletnie nie wiedziałam, o co im chodziło.

Niby po co im świadek? Kto przyjdzie?

Weszłam do jednego z mieszkań tej wstrętnej kamienicy, nie bardzo rozumiejąc po co. Michael zaczął wyjmować z szafy ubrania i spakował w torbę, która leżała na łóżku. Był bardzo zdenerwowany.

– Będziesz tak stać?! – wrzasnął na mnie.

– A co mam robić? - Byłam zdezorientowana jego zachowaniem.

– Już nic. - Wziął torbę na ramię i ruszył w stronę kuchni.

Z okna zobaczyłam Marikę, która nie posłuchała Michaela i nadal czekała przed kamienicą. Pewnie będzie na nią zły. Zresztą nie powinna tak stać z dzieckiem, tym bardziej że na dworze było dzisiaj chłodno. Zanim zdążyliśmy wyjść, doszedł do niej jakiś facet i zaczął ją szarpać.

– Michael! – wrzasnęłam, wybiegając z mieszkania od razu, jak zobaczyłam, że mężczyzna podniósł na dziewczynę rękę.

– Zostaw ją! – krzyknęłam na, co od razu się do mnie odwrócił.

– Miałaś iść do samochodu! – warknął Brown, gdy staliśmy już na dole. – Odejdź od niej!

– A ty co? Obrońca dziwek? – zakpił. – Ta jest akurat moja, ale ty szybko sobie znajdziesz inną.

– Idź z nią do samochodu. - Rzucił torbę pod moje nogi.

Podniosłam ją szybko i wykorzystując chwilę nieuwagi mężczyzny, pobiegłam z kobietą do samochodu. Akurat dziecko zaczęło płakać. Świetnie, brakowało nam jeszcze tego... Kobieta wyglądała na zmęczoną tym wszystkim. Powinna zadbać o siebie i dziecko, a tego faceta pogonić.

– Nic ci nie jest?

– Nie – odpowiedziała roztrzęsionym głosem, tuląc dziecko do siebie.

Nie wiedziałam, ile czasu minęło, zanim Michael do nas przyszedł, ale miał zakrwawioną całą koszulę. Zaczynałam się o niego bać i co zrobił temu facetowi? Będzie miał problemy.

– Nic ci nie jest? - Spojrzałam na niego przestraszona.

– Nie. - Odwrócił się do tyłu. – Nie wrócisz tu i złożysz pozew!

– Nie mogę. - Rozpłakała się. – Zniszczy mnie.

– Już prawie to zrobił – syknął. – Daj sobie pomóc, dziewczyno!

– Michael! – podniosłam głos. – Nie krzycz na nią teraz. - Spojrzałam na niego.

Machnął tylko ręką i ruszył spod kamienicy z piskiem opon.

Nie rozumiałam, czemu był zły na dziewczynę, przecież to ona była ofiarą. To zrozumiałe, że bała się o siebie i maleństwo, ale co on mógł o tym wiedzieć. Nigdy pewnie nie był w takiej sytuacji. Poza tym był facetem, silniejszym od nas.

Kobieta wybaczy ci wszystko oprócz jednego: że jej nie kochasz. I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now